Siedemnaście

4.2K 577 224
                                    

Kocham Was, obiecałam i jestem. Ale nie ma szans, kolejny we wtorek 😩

__________________

OLLIE

Ten wieczór to za dużo nawet dla mnie. Pogodziłam się z postem na Instagramie, w którym przedstawiono mnie jako mało rezolutną fankę Setha Montgomery, ale to? Uczestniczenie w przyjęciu wyłącznie dla… właśnie, dlaczego? Dla kasy? Prestiżu? Zasięgów? PR-u?

Nie mam zielonego pojęcia, o co mu chodzi. I nienawidzę go za to, że wszystko uchodzi mu na sucho, i nawet ja teraz nic nie zrobię, bo wiem, ilu ważnych ludzi tego wieczoru przyszło właśnie ze względu na niego. Znów to ja tu jestem na straconej pozycji i chyba właśnie przegrywam, bo zamierzam mu dalej pomagać, zamierzam nadal zapewnić mu zajęcia z dzieciakami dwa razy w miesiącu, tak, jak prosił, oraz co najmniej jedno przyjęcie charytatywne na trzydzieści dni. Muszę myśleć nie tylko o swoich odczuciach, ale przede wszystkim o fundacji i… o dzieciakach. Jedna dziewczynka z mojej młodszej grupy łyżwiarek figurowych powiedziała mi już, że marzy o tym, by Seth Montgomery przyjechał na jej przyjęcie urodzinowe. 

Już widzę go w towarzystwie różowych jednorożców i tortu w kształcie łyżwy. I skaczących wokół niego sześciolatek, które piszczą głośniej niż stary czajnik na kuchence gazowej. 

Ten wieczór mnie wykończył. Ściągam swoją sukienkę i po prysznicu przebieram się w dres, zmywam też makijaż, i związuję włosy z tyłu głowy dość ciasno. Zjadam jeszcze kanapkę z serkiem i pomidorem, bo chyba nie najadłam się dostatecznie na przyjęciu, po czym siadam na łóżku i otwieram swój notes, sprawdzając, jak wygląda plan na najbliższe tygodnie. 

Zbliżają się moje dwudzieste pierwsze urodziny. Uśmiecham się do siebie – jeszcze nie wiem, co będę robić, ale cieszę się. Co roku staram się zrobić w ten dzień coś wyjątkowego dla siebie. Teraz chyba nie uda mi się nigdzie pojechać, bo tu w Minneapolis za dużo się dzieje, ale na pewno coś wymyślę. Nigdy nie skłaniam się ku imprezom – raczej wsiadam na łódkę i próbuję krótkiego rejsu, albo jadę do jakiegoś sąsiedniego miasta do fajnego muzeum, albo kupuję sobie tort i zjadam go całkiem sama w jeden i pół dnia. Pomysłów jest wiele. Wcześniej nie miałam za bardzo znajomych, którzy chcieliby obchodzić moje urodziny, zostawała mi tylko rodzina, i zawsze urządzali jakąś małą niespodziankę z prezentem, natomiast wiedzieli, że nie piję i za bardzo też nie imprezuję, więc zostawiałam ich samych z butelkami wina i szłam spać. I potem dopiero organizowałam coś sama dla siebie. Nie mam pretensji do tego, że lubili posiedzieć i wypić – robią to naprawdę rzadko i nie wpływa to w żaden sposób na mnie. Natomiast tak już się przyjęło, że imprezy urodzinowe to zwykle kolorowe i tłoczne spotkania, a ja wymyśliłam, że co roku będę spędzać ten dzień sama ze sobą, udowadniając sobie jednocześnie, że to na moim szczęściu najbardziej mi zależy. 

Bo przecież codziennie poświęcam się dla ludzi, pomagam, niosę dobrą nowinę i uśmiech, i muszę mieć co roku ten jeden dzień, w którym nie obchodzi mnie nikt inny i robię coś tylko dla siebie. 

Dodaję dodatkowe serduszko pod dwudziestym szóstym czerwca i wertuję kartki, by znaleźć inny dzień. Włączyłam serial na laptopie, który stoi na biurku, więc w tle słucham dialogów z Buffy, i wciskam gdzieś w trakcie tygodnia dodatkowe obowiązki, takie jak może zrobienie zakupów, czy wizytę u lekarza. 

Jest już po jedenastej, deszcz pada coraz mocniej, ale zostawiam uchylone okno, bo powietrze pachnie przepysznie. 

– Znowu? – mamroczę do siebie, gdy słyszę jakiś huk na korytarzu. 

Huk, potem szuranie, potem coś jeszcze. Ktoś na pewno wychodzi od sąsiadów i wrzeszczy na kogoś innego. Trzaska drzwiami. Nie wiem, co tam się dzieje, ale w ogóle mnie to nie dziwi, bo kumple od Snoop Dogga wrócili dwa dni temu z jakiejś wycieczki.

For Our Future (Thin Ice Games #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz