Dwadzieścia

4.4K 591 284
                                    

OLLIE

Grace patrzy na mnie bardzo dziwnie praktycznie cały dzień. Od samego rana rzuca mi spojrzenia, których nie jestem w stanie rozszyfrować, i bardzo dziwnie się z tym czuję.

Wzięłam trochę więcej wolnego od zajęć w związku z tym, że jestem po prostu coraz bardziej zmęczona, a zdrowie należy szanować. Muszę o tym pamiętać.

Sto procent zamienia się w jakieś siedemdziesiąt, bo na całych stu nie da się chyba funkcjonować cały czas i to też mam na względzie. Staram się wykazać w tym momencie zdrowym rozsądkiem i poszanowaniem dla własnego ciała i umysłu. Nie mogę wiecznie dążyć do bycia najlepszą i najbardziej sprawną, muszę zadowolić się tym, co mam.

Z racji tego dzień przed moimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami spędzam na relaksie. Rano wyszłam na długi spacer po parku wraz z Grace i Bearem i chociaż nie powiedziałam głośno, że Rory ma do nas nie dołączać, Grace na szczęście zrozumiała moje delikatne spojrzenia. Pojechałam po nią do penthouse'u i Rory oczywiście chciał iść z nami. Znów musiałam oglądać ich przytulanie się, ich pocałunki i w ogóle to, jak traktują się nawzajem. Grace ma kogoś, kim może się opiekować i przelewać na niego swoją miłość, a Rory nie pozostaje jej dłużny. W czarnym scenariuszu zakładałabym, że przecież w którymś momencie coś się spierniczy, ale Grace chyba jest zbyt dobra, żeby jej nie doceniać. Jest wysoka, piękna, świetnie zbudowana i bardzo kobieca. Pewna siebie pod wieloma względami. Wcale nie afiszuje się ze swoim pięknem, a jednak widać je na kilometr. A Rory nie robi nic innego, jak tylko wielbi jej piękno i całą jej osobę codziennie, w każdym momencie, dając jej dokładnie to, czego ona potrzebuje.

Rozmawiałyśmy o tym wiele razy. Grace szukała kogoś, kto nie będzie traktował jej jak jajka i doceni, jak silną i pewną swojego kobietą jest, i podobno Rory był pierwszym, w którym to znalazła.

– Możemy w końcu przejść do tematu, o którym myślę cały czas, ale chyba ty sama go nie podejmiesz, więc może jednak ja powinnam? – pyta Grace w pewnym momencie.

Siedzimy przy stolikach na zewnątrz w lokalnej kawiarni. Bear nie jest dużym pieskiem, więc umościł się na dolnej części stolika i chyba zrobił sobie drzemkę, co jest dość logiczne, bo spacerowałyśmy długi dystans. Robi się też na zewnątrz coraz cieplej, dzisiaj jest wyjątkowo duszno, więc Bear dostał w kawiarni swoją wodę w miseczce.

– Nie wiem, o czym mówisz – odpowiadam całkowicie szczerze. – Zauważyłam te nieprzychylne spojrzenia, ale myślałam, że są związane z ostatnim incydentem u ciebie w mieszkaniu. Wiesz, z tym, że miałam napad, i w ogóle. Głupio wyszło, że nie powiedziałam wszystkiego twojemu bratu już wcześniej. Wiem, że to był błąd.

– Nie, Ollie. To zupełnie nie to.

Wzruszam ramionami.

– Zrozumiałabym. Ludzie często na mnie dziwnie patrzą, gdy widzą napad i dowiadują się, że jestem chora.

– Nie mam w ogóle problemu z tym, że jesteś epileptyczką. Dobrze o tym wiesz. Znam temat, odkąd właściwie pierwszy raz się spotkałyśmy.

To prawda. Zwykle z ludźmi jestem transparentna i przy naszym pierwszym spotkaniu z Grace powiedziałam pewnie coś w stylu: hej, jestem Ollie i mam padaczkę, ale nie martw się, bo wszystko pod kontrolą.

– Więc o co chodzi? – podpytuję.

Grace jeszcze się waha i miesza metalową słomką w swojej kawie mrożonej.

– O tamten wieczór.

– Ha! Czyli jednak.

Przewraca oczami.

For Our Future (Thin Ice Games #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz