Epilog 4

3K 595 78
                                    


Ostatni bezwzględnie już :D  Bo jak moglibyśmy zakończyć bez perspektywy Setha?

Za chwilę też podziękowania i kilka ważnych informacji :)


__________________________


SETH

Nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem, że znajduję się w tym miejscu, w tym momencie, na tej niebieskiej kanapie w swoim własnym domu, który zupełnie mnie nie przypomina. Wnętrze jest pięknie udekorowane kolorami, głównie odcieniami niebieskiego i żółtego. Ollie lubi jasne wnętrza, ale najwyraźniej też takie, które przypominają niebo i słońce. I te wszystkie biele, błękity i żółcie, składają się w jedną całość: w niebo.

I dokładnie tak się czuję. Jak w niebie.

Mimo że Cole w moich rękach marudzi już od godziny, bo boli go brzuszek po ostatnim karmieniu. Jednak chciałem, żeby Ollie odpoczęła. To dopiero dwa tygodnie od porodu. Była taka dzielna. Poradziła sobie cholernie dobrze.

Mój największy strach?

To, że Cole urodził się właściwie na początku sezonu hokejowego.

To, że kontrakt w klubie zobowiązuje mnie do podróży i nie mogę być w domu dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby pilnować mojej narzeczonej i syna. Za każdym razem, gdy zamykam za sobą drzwi, boję się, że ktoś mi ich odbierze, że na przykład znikną, albo że już nigdy do tego domu nie wrócę, a nagle obudzę się kilka lat wcześniej... w najgorszym swoim stanie, z butelką piwa obok łóżka, wyspany tylko dlatego, że się upiłem.

Wpatruję się w żółtą zasłonę przy oknie, nie potrafię wybudzić się z transu.

Przecież ja nigdy nie pozwoliłbym, by taka zasłona wisiała u mnie w pokoju.

Dlaczego ja kocham tę zasłonę?

Ciche kwilenie pozwala mi zorientować się, że nie znajduję się w alternatywnej rzeczywistości. To mój dom. To mój syn w moich ramionach. Moja rodzina. Moje miejsce na ziemi.

Moja kobieta w naszym wspólnym łóżku.

Cole wierci się niespokojnie, marszczy buźkę i znów marudzi, ale jakimś cudem to najbardziej wzruszający moment ze wszystkich możliwych – uświadomienie sobie, że osiągnąłem aż tyle, że mam wokół siebie ludzi tak kochających, tak wspaniałych, i nie mam pojęcia, jakim cudem to nie jest sen.

Kilka lat temu nawet nie śmiałbym marzyć o takim scenariuszu.

Wydaję z siebie jakieś ciche szepty, sam siebie nie poznaję w tej łagodności i w tym obyciu, gdy przytulam Cole'a do swojej nagiej klatki piersiowej. Kanguruję. Robię to, odkąd Cole się urodził. Odkąd pierwszy raz trzymałem go przy sobie w szpitalu, a Ollie dostała trzy różne zupki chińskie i jadła je naprzemiennie przez godzinę. Musiała zrezygnować z takich rzeczy w ostatnich kilku miesiącach ciąży ze względu na zgagę, i właśnie tego zażyczyła sobie jakieś dziesięć minut po tym, jak nasze dziecko znalazło się przy jej piersi.

Jej życzenie to moje pole do działania, jak zawsze.

Więc zamówiłem specjalnie dla niej zupki chińskie, a potem zabrałem Cole'a w swoje ramiona, żeby Ollie mogła odpocząć.

I tak to już działa. Jeśli widzę lub słyszę, że Ollie potrzebuje się zregenerować, ona dostaje czas wyłącznie dla siebie, a ja dzięki temu mam chwilę, by trzymać w ramionach swojego syna jak najdłużej. I tak mam wyrzuty sumienia, że muszę wyjeżdżać tak często, że mecze się nie kończą, a my jesteśmy w naszej szczytowej formie. Ostatni sezon skończyliśmy z drugim miejscem. W tym jesteśmy już faworytami.

For Our Future (Thin Ice Games #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz