Rozdział 2

339 20 0
                                    

Każdy krok w stronę nieznanego to odważny krok w stronę odkrycia siebie na nowo.

– Jestem tchórzem – powiedziałam na głos, sama do siebie, zerkając na walizkę stojącą na środku salonu.
Siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w nią tak od kilku minut.
W przypływie adrenaliny spakowałam w nią w nocy, wszystkie moje najważniejsze rzeczy. Ale zabrakło mi odwagi, aby tak po prostu odejść.
Bo dokąd miałam się udać?
Skąd miałam wziąć pieniądze na cokolwiek, ale przede wszystkim na nocleg i jedzenie, które były mi niezbędne do przetrwania.

Chciałam w nocy odejść od Williama, ale jestem po prostu tchórzem. Wszystko wydawało się takie proste, kiedy pakowałam tę walizkę. W ciemności, przy dźwiękach cichego oddechu śpiącego Williama, czułam, że mogę wszystko. Każdy ruch, każde ubranie wrzucane do walizki było jak cios w mur, który dzielił mnie od wolności.

W nocy, gdy chowałam spakowaną walizkę z powrotem do szafy, obiecałam sobie, że z samego rana, mnie tutaj już nie będzie. Nie chciałam krążyć po ulicach Portland, w środku nocy z samą walizką.
A teraz żałuję, że tego nie zrobiłam.
Po przebudzeniu nie miałam już tyle odwagi co nocą.

Wpatrywałam się w walizkę, jakbym oczekiwała, że sama udzieli mi odpowiedzi, dlaczego stchórzyłam. Ale ona milczała, podobnie jak cały ten dom, który kiedyś wydawał mi się bezpiecznym schronieniem, a teraz stał się więzieniem.

Przełknęłam ślinę, a w gardle poczułam znajome ukłucie strachu.
„Jestem tchórzem" – powtórzyłam w myślach. Ale te słowa nie przyniosły ulgi, zamiast tego rozprzestrzeniły się we mnie jak trucizna. Każda nowa myśl była jak kolejne potwierdzenie mojej bezradności.
Walizka stała przed mną i jakby wskazywała mi drogę ucieczki, ale jej widok przypominał mi również o odpowiedzialności, którą miałam przed sobą. Czy mogłam sobie pozwolić na taki krok? Czy miałam prawo uciekać, zostawiając wszystko za sobą, bez słowa wyjaśnienia?

Adrenalina z nocy opadła, a wraz z porankiem przyszła chłodna analiza. Nie miałam dokąd pójść. Żadnej rodziny, która mogłaby mnie przyjąć, żadnych przyjaciół, na których mogłabym polegać. Byłam sama w tym wszystkim. Bez planu, bez zabezpieczeń, bez niczego, co mogłoby dać mi pewność, że decyzja o odejściu była słuszna.

Wszystko wyglądałoby inaczej, gdybym trzy lata temu nie urwała kontaktu zarówno z moją matką, jak i z moimi przyjaciółmi z czasów studiów.
Chciałabym móc obwiniać za to tylko i wyłącznie Williama, ale nie mogę. To była również moja decyzja. Moja matka nie akceptowała naszego związku, po tym jak zdecydowałam się rzucić studia, aby przeprowadzić się do Williama i zajmować się domem. A ja nie chciałam słuchać jej wiecznych wyrzutów o to, więc mimowolnie po kilku miesiącach kontakt nam zaniknął. Podobnie było z moimi przyjaciółmi.

Gdy wyprowadziłam się z naszego wspólnego mieszkania, które razem wynajmowaliśmy w Seattle, jakoś nigdy nie było nam po drodze się spotkać i tak kontakt nam powoli zanikał. Z Mią, moją najlepszą przyjaciółką z tamtych lat i współlokatorką, kontakt miałyśmy troszkę dłużej. Ale już parę miesięcy temu i on zniknął. Nie miałam już nikogo, oprócz Williama.
Może dlatego nadal tutaj siedziałam, wpatrując się w walizkę. W końcu dokąd miałabym się udać?

Z Williamem nie zawsze było mi źle. Przez długi czas byliśmy naprawdę szczęśliwi, nawet pomimo drobnych niepowodzeń.
Ale każda z tych chwil była teraz przesłonięta cieniem tego, co stało się później. Z jego gniewem, jego kontrolą, jego stopniowym niszczeniem wszystkiego, czym byłam.

Zamknęłam oczy i spróbowałam sobie przypomnieć, dlaczego tak naprawdę chciałam odejść. Przecież nie chciałam odejść w nocy tylko dlatego, że miałam zły dzień. To była decyzja, którą budowałam w sobie miesiącami. Każda kłótnia, każde złe słowo, każda noc spędzona na płaczu w poduszkę były cegłami w murze, który zbudowałam między sobą a Williamem.

Kiedy tylko pomyślałam o tych momentach, poczułam, jak wewnątrz mnie budzi się coś, co dotychczas było uśpione. To była mieszanka gniewu, bólu i żalu, która nagle uderzyła mnie jak fala. Każda z tych emocji przypominała mi, że nie jestem tylko ofiarą, że wciąż mam w sobie siłę, by coś zmienić.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na walizkę. Wciąż tam była, cicha, nieruchoma, ale już nie wydawała mi się tak obca. Przypomniała mi o czymś jeszcze – o wolności, którą kiedyś ceniłam ponad wszystko. O tym, jak kiedyś marzyłam o życiu pełnym pasji, o podróżach, o realizacji marzeń, które teraz wydawały się tak odległe.

A William? On kiedyś był częścią tych marzeń. Ale z czasem przestał być partnerem, a stał się przeszkodą. Kontrola, którą nade mną przejął, była jak trucizna, powoli niszcząca wszystko, co we mnie żywe. Każda kłótnia, każda chwila, w której czułam się mniejsza, słabsza, bardziej zależna, była krokiem wstecz od tego, kim chciałam być. To nie był ten William, którego kiedyś znałam. Ten William z przeszłości zniknął, a na jego miejscu pojawił się ktoś, kogo nie rozpoznawałam.

Z każdą kolejną myślą coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że muszę odejść. Tak, byłam przestraszona, ale jednocześnie wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, mogę nigdy się na to nie zdobyć. Bałam się przyszłości, bo była pełna niepewności. Ale bałam się również tego, co zostanie, jeśli zostanę tutaj, w tym domu, z tym człowiekiem, który już dawno przestał mnie kochać tak, jak kiedyś.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz