Rozdział 15

155 9 0
                                    

Czasami potrzebujesz powrotu do przeszłości,
aby móc zbudować lepszą przyszłość

Siedziałam w ciepłym wnętrzu samochodu, opierając głowę o skórzany zagłówek. Spojrzałam na Luke'a, który prowadził, z dłonią pewnie spoczywającą na kierownicy. Z radia sączyła się delikatna muzyka, a za oknami przesuwały się ulice Seattle – miasta, które odmieniło moje życie.

Luke, co jakiś czas rzucał mi pełne troski spojrzenie. Wiedziałam, że zauważył mój niepokój. Może to przez lekkie drżenie dłoni, a może przez to, że milczałam od chwili, gdy wsiedliśmy do samochodu.

Przez całe popołudnie, starałam się nie myśleć o urodzinach Jake'a, o Los Angeles i o tym wszystkim, co miało nadejść. Ale teraz, kiedy zbliżaliśmy się do lotniska, nagle to wszystko stało się tak bardzo realne, że nie mogłam już ignorować faktu, dokąd właśnie zmierzamy.

Samochód sunął gładko po autostradzie, mijając wysokie wieżowce w centrum i niskie domy na przedmieściach. Deszcz, jak to w Seattle bywa, padał lekko, obmywając szyby i nadając światu wokół nas przyjemny deszczowy zapach.

– Ana, jesteś pewna, że chcesz tam ze mną iść? – zapytał łagodnie, jakby obawiał się, że to wszystko może mnie jednak przerosnąć.

Spojrzałam na niego, próbując uśmiechnąć się, ale miałam wrażenie, że jedyne co udało mi się osiągnąć to tylko lekkie drżenie kącików ust.
– Tak. Po prostu... nie znam tam nikogo. I nawet nie wiem czego się spodziewać – wyznałam.

– Wiem – odparł, wyciągając rękę i ujmując moją dłoń. – Ale będę tam z tobą. Każdy cię pokocha, zobaczysz. I kto wie, może nawet będziesz się dobrze bawić – zaśmiał się, a ja po chwili do niego dołączyłam. Luke zawsze potrafił sprawić, że czułam się odrobinę lepiej. Ale wciąż coś w środku mnie nie dawało mi spokoju.

Dotarliśmy na lotnisko, gdzie czekał już na nas jego prywatny samolot. Był elegancki i smukły, a jego biały kadłub lśnił w blasku zachodzącego słońca. Widok był niemal hipnotyzujący – chmury na horyzoncie przybrały różowo-pomarańczowe odcienie, a niebo stopniowo przyciemniało się w nocny granat. Ten kontrast, pomiędzy spokojem przyrody a moim wewnętrznym napięciem, był niemal surrealistyczny.

Weszliśmy na pokład, a ja od razu zauważyłam, jak niesamowicie komfortowe było wnętrze. Kabinę zdobiły ciepłe, kremowe odcienie, a miękkie, skórzane fotele ustawione były w przestronnych odstępach, zapewniając maksymalny komfort podróży. Na jednym z małych, eleganckich stolików stała misa z owocami, a obok niej butelka wina i dwa kieliszki. Całość miała w sobie coś z elegancji luksusowego salonu, a jednocześnie nie narzucała się swoim bogactwem.

– Luke, a gdzie jest pilot? – zapytałam nie widząc nikogo, ani na zewnątrz, ani w środku samolotu.
– Pilot? Nie po to chodziłem na kurs na pilota, aby teraz wynajmować sobie kogoś innego.
– A ukończyłeś chociaż ten kurs? – zapytałam.
– Nie, ale spokojnie, dolecimy na miejsce. – powiedział z pełną powagą na twarzy, a mnie aż zamurowało ze stresu. W tym momencie byłam gotowa wysiąść z tego samolotu.

– Żartowałem! – Luke wybuchł głośnym śmiechem, gdy zobaczył moją przerażoną minę – Na prawdę myślałaś, że miałem zamiar pilotować samolot, bez uprawnień? – uniósł pytająco brew.
– Wyglądasz na lekkiego szaleńca, więc czemu by nie. – droczyłam się z nim.

W tym momencie z kabiny wyszedł mężczyzna, a po jego stroju wnioskowałam, że to właśnie był nasz pilot.

– Dobry wieczór, Panie Harrison – przywitał się, podając dłoń Luke'owi.
– Mark, to jest Anastasia Evans – przedstawił mnie Luke, a pilot mi również podał dłoń, a ja uścisnęłam ją w geście przywitania.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz