Rozdział 7

229 16 8
                                    

And God knows, I'm not dying
but I bleed now
„My Blood" - Ellie Goulding

Czas płynął leniwie, jakby każda minuta przeciągała się w nieskończoność. Godziny mijały powoli, z każdą sekundą pogłębiając przepaść między teraźniejszością a światem, w którym byłam jeszcze wczoraj – świecie, w którym potrafiłam uwierzyć, że wszystko jakoś się ułoży. Teraz, siedząc w półmroku pustego pokoju, czułam, jak cichy szum otaczającej mnie ciszy zagłuszał chaotyczne myśli, które kłębiły się w mojej głowie.

Na początku, kiedy to się zaczęło, nie potrafiłam nawet się ruszyć. Godzinami siedziałam na podłodze w jednym miejscu, czekając na ukojenie i spokój, które nigdy nie nadeszło.
Moje ciało zdawało się być zbyt ciężkie, jakby otoczone niewidzialnymi więzami strachu i rozpaczy. Podłoga, chłodna i twarda, była jedynym miejscem, gdzie mogłam znaleźć choćby iluzję schronienia. Każda myśl była jak trucizna, powoli sącząca się w moją świadomość, paraliżująca mnie coraz bardziej.

W końcu jednak zebrałam w sobie resztki sił. Przeczołgałam się na kanapę, wciąż czując, jak każdy ruch wydaje się być nadludzkim wysiłkiem. Przykryłam się kocem, niczym zbroją, mając nadzieję, że ochroni mnie przed rzeczywistością, która rozpadła się na moich oczach.

W takich chwilach człowiek zadaje sobie setki pytań. W głowie krążyły myśli: "Dlaczego to wszystko się dzieje? Dlaczego nie potrafię odejść, zostawić za sobą tego piekła?".

William i ja kłóciliśmy się nieustannie, jakby nasz związek był polem bitwy, na którym walczymy o przetrwanie. Ale ta ostatnia kłótnia była inna, głębsza, bardziej mroczna. Czułam się, jakby coś w środku mnie zostało złamane. Byłam jak wypalona świeca, której płomień zgasł, pozostawiając jedynie dym i zapach spalonego wosku.

Moje ciało było zmęczone, ale dusza pragnęła zmiany. Miałam dość wiecznego strachu, który trzymał mnie w swoim uścisku. Bałam się wszystkiego: że powiem coś nie tak, że zapomnę o czymś ważnym, że znowu zrobię coś, co wywoła w nim gniew. William był impulsywny, jego agresja była jak burza, która nagle nadchodzi i niszczy wszystko na swojej drodze. Był nieprzewidywalny. Nigdy nie wiedziałam, co go wyprowadzi z równowagi. To uczucie, że każdy mój krok może być ostatnim przed przepaścią, wykańczało mnie.

Usłyszałam dźwięk, otwierania zamka w drzwiach. To on. Serce zamarło mi w piersi, a oddech na moment się zatrzymał. Skuliłam się jeszcze mocniej, przyciskając do siebie poduszkę, jakby mogła mnie ochronić przed tym, co miało nadejść. Tylko moje oczy wystawały znad koca, ze skupieniem i strachem, obserwując otoczenie.

William wszedł do mieszkania, a jego kroki były ciężkie i zdecydowane. Zamknął za sobą głośno drzwi i oparł  się plecami o ścianę, a ja śledziłam każdy jego ruch. Moje oczy były szeroko otwarte, wpatrzone w niego z mieszaniną strachu i niepokoju. Był jak drapieżnik, którego nie można przewidzieć. Co zrobi tym razem? Co powie? Jakie słowa wypowie, żeby mnie zranić?

Przyglądałam się jego twarzy, na której nie drgnął nawet jeden mięsień. Był zimny, jakby nie dotykało go nic, co się działo między nami. Odwrócił wzrok i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami. Przenikały mnie na wskroś, a ja czułam, jak napięcie rozchodzi się po moim ciele, jak prąd uderzający w każdą komórkę. Mimo to nie mogłam się ruszyć, jak sparaliżowana.

William zacisnął pięści, ale po chwili je rozluźnił. Wyprostował się i zrobił krok do przodu. Zamknęłam oczy, czekając na to, co miało nastąpić. Wbrew logice moje ciało rozluźniło się, jakby pogodziło się z losem. To było przerażające – świadomość, że jestem już tak przyzwyczajona do jego przemocy, że nawet moje ciało przestało walczyć.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz