Luke

132 7 0
                                    

**Luke**

Siedziałem w kawiarni, nerwowo bawiąc się sygnetem na palcu. Czekałem na Anę już od piętnastu minut, ale to było najdłuższe piętnaście minut w moim życiu.

Z każdą sekundą narastało we mnie napięcie, a kawa w mojej filiżance stygnęła, nietknięta. Miałem złe przeczucie.

Telefon leżał na stole, wibrując raz po raz, ale starałem się go ignorować. Wiedziałem, co te wibracje oznaczały. W głowie już kłębiły się myśli o najgorszym scenariuszu, ale wciąż miałem nadzieję, że to nieprawda.

Jednak gdy otrzymałem wiadomość od menadżera, że to już się stało, wszystko we mnie się zatrzymało.

„Już wypłynęło".
Te dwa słowa zmroziły mi krew w żyłach. Tego właśnie się obawiałem. Największy koszmar stał się rzeczywistością. Jej dane, jej tożsamość, już zostały ujawnione. Największy portal plotkarski w Stanach zrealizował to, co planowali już od kilku dni, zanim zdążyłem z nią o tym porozmawiać i ją na to przygotować.

Zacisnąłem pięści, czując, jak serce wali mi w piersi. W planach miałem powiedzieć jej o wszystkim, podczas tego spotkania. Chciałem wyjaśnić, dlaczego tak szybko ogłosiliśmy powrót zespołu.

To nie była decyzja, którą podjąłem lekką ręką. Zrobiłem to, by ją chronić. Owszem chciałem wrócić do zespołu, ale nie planowaliśmy ogłaszać tego tak wcześnie. Jednak ta informacja, zmieniła wszystkie nasze plany. Całe szczęście, że chłopacy stali za mną murem i chcieli mi w tym pomóc.

Mój menadżer miał kontakty w redakcji tego przeklętego portalu i otrzymał informację, od zaufanej osoby stamtąd, że oni już wiedzą, kim jest tajemnicza dziewczyna ze zdjęć, ze mną. Miało to pojawić się lada moment.

Ogłoszenie powrotu zespołu miało przyćmić tę informację, dać nam czas, by przygotować Anę na to, co nadchodzi. Ale teraz było już za późno.

Tego właśnie się bałem, ale było tylko kwestią czasu, zanim te drapieżne media dorwą się do tożsamości Any i zanim bezlitośnie wciągną ją w ten wir. Ale mimo to, nie byłem gotowy na to, że stanie się to tak szybko i że zawiodę ją w najgorszy możliwy sposób.

Ana wciąż się nie pojawiła. Przeczuwałem najgorsze. Widziałem, jak mój telefon wciąż wibruje na stole, a każda sekunda jej nieobecności sprawiała, że rosło we mnie poczucie winy. Wiedziałem, że nie dotrze na to spotkanie. Już teraz była pewnie zbyt przerażona i zraniona, żeby chcieć mnie zobaczyć.

Bez chwili wahania chwyciłem telefon, wybrałem numer menadżera i przystawiłem go do ucha.

– Potrzebuję jej adres – powiedziałem, zanim zdążył się odezwać. Moje słowa były szorstkie, niemal rozkazujące. – Teraz.

– Luke, wiesz, że nie możemy... – zaczął Steven, ale mu przerwałem.

– Nie ma czasu na dyskusje, ona musi być teraz w swoim domu. Załatw mi ten adres. Potrzebuję go.

Cisza po drugiej stronie linii trwała zaledwie chwilę, ale wydawała się wiecznością. Wiedziałem, że menadżer wahał się, rozważał konsekwencje, ale w końcu westchnął.

– Daj mi pięć minut. Zadzwonię do ciebie.

Rozłączyłem się, a potem oparłem łokcie na stole i schowałem twarz w dłoniach. Czułem, jak wszystkie moje plany, wszystkie zamiary, rozsypują się jak domek z kart. Wszystko, co chciałem dla niej zrobić, wszystko, co miało ją chronić, obróciło się przeciwko nam.

Czekałem, ale każda sekunda była nie do zniesienia. W głowie krążyły mi obrazy Any, jej wyraz twarzy, kiedy dowiaduje się o wszystkim. Zasługiwała na to, by usłyszeć to ode mnie. By się na to przygotować, a ja chciałem być przy niej, kiedy to się stanie.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz