Rozdział 32

96 5 0
                                    

Minęło już kilka dni, odkąd zamknęliśmy się w tej leśnej bańce, odcięci od wszystkiego, co zostawiliśmy za sobą.

Pierwsze dni były niczym oddech ulgi — cisza, spokój, zapach lasu, szum wiatru przelatującego przez korony drzew. Ogród wokół domku Luke'a wyglądał jak coś z innego świata, pełen bujnych roślin, z pięknym stawem odbijającym błękit nieba.

Ale teraz, gdy minęło już kilka dni, a może więcej — straciłam rachubę — zaczęłam odczuwać niepokój. Miejsce, które początkowo wydawało się schronieniem, zaczynało mnie przytłaczać.

Siedziałam na werandzie, wpatrując się w staw. Czasem miałam wrażenie, że każdy dzień tutaj jest dokładnie taki sam jak poprzedni. Taka stagnacja powinna mnie uspokajać, a jednak w środku czułam, jak powoli zaczynam się krztusić tym spokojem.

Ile to jeszcze potrwa? — pomyślałam, patrząc na taflę wody.

Od kiedy dziennikarze zaczęli nas ścigać, nasze życie zmieniło się w nieustanną ucieczkę. Najpierw Luke wpadł na pomysł, żeby ukryć się tutaj, w jego leśnym domku, z dala od wścibskich oczu, a ja uważałam, że to naprawdę dobry pomysł. I się nie pomyliłam. Było cudownie i zdala od tego całego chaosu, ale teraz... teraz nie mogłam już tego znieść.

Luke wyszedł z domu, z kubkiem kawy w dłoni. Usiadł obok mnie, milcząc. Obserwował mnie przez chwilę, a ja czułam jego spojrzenie, choć wciąż wpatrywałam się w staw.

– Nad czym tak myślisz? – zapytał cicho, jakby nie chciał mnie wystraszyć.

– Luke, ja... – zaczęłam, ale nie wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co mnie dręczyło. Z jednej strony nie chciałam go rozczarować. Wiem, że zrobił to wszystko, żebyśmy mogli poczuć się bezpiecznie. Ale z drugiej strony... – Myślę, że musimy wrócić.

Zaskoczyło go to. Widziałam, jak napina się lekko, a jego spojrzenie zmienia się z ciekawości na ostrożność.

– Wrócić? – powtórzył powoli, jakby nie był pewien, czy dobrze mnie zrozumiał. – Do Los Angeles?

Skinęłam głową, ale odwróciłam wzrok, bo jego spojrzenie sprawiało, że czułam się winna.

– Nie możemy tu siedzieć wiecznie, Luke – zaczęłam. – Przez pierwsze dni było cudownie. Potrzebowaliśmy tego. Ale teraz... teraz czuję, że po prostu tu utknęliśmy. Nie mogę tak dłużej. Muszę wrócić do normalnego życia.

Luke milczał przez dłuższą chwilę, popijając kawę. W jego oczach dostrzegłam cień, który rzadko tam gościł, coś jakby rozczarowanie, a może nawet żal.

– Ano – powiedział w końcu – to nie jest takie proste. Oni nadal na nas czekają. Dziennikarze, paparazzi... ledwo się ich pozbyliśmy, a ty chcesz tam wrócić? Przecież wiesz, jak to się skończy.

Zadrżałam, przypominając sobie ten ostatni chaos. Zdjęcia, artykuły, fałszywe plotki... Nasze życie było na każdej okładce, w każdym portalu. Czułam, że całe moje istnienie zostało sprowadzone do kilku chwytliwych nagłówków, pełnych kłamstw i niedomówień.

Przez chwilę walczyłam sama ze sobą. Wiedziałam, że Luke ma rację. Wiedziałam, że powrót do Los Angeles oznaczałby znowu to samo piekło, które zgotowały nam media. A jednak... tęskniłam za cywilizacją. Za miastem, za ruchem, za normalnością.

– Ale jak długo mamy tu siedzieć? – Z moich ust wyrwało się pytanie, które zadałam sobie już milion razy, w ciągu ostatnich kilku dni. – Jak długo mamy udawać, że świat tam nie istnieje?

Luke odwrócił wzrok, wpatrując się w ogród. Zwykle, gdy patrzył na to miejsce, czułam, jak odpływa, jakby mógł się w nim zatracić. Teraz jednak wydawał się zrezygnowany.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz