Rozdział 18

151 12 0
                                    


Poranek w Los Angeles miał w sobie coś nierealnego. Jasne światło słońca zalewało ulice, odbijając się od błyszczących karoserii zaparkowanych samochodów i okien luksusowych butików. Wszystko tutaj zdawało się krzyczeć: „to jest miejsce, gdzie spełniają się marzenia", a jednak czułam w powietrzu nieuchwytną melancholię, jakby pod powierzchnią tego wszystkiego skrywała się jakaś smutna tajemnica.

Luke zjechał skuterem na pobocze, zatrzymując się przed jedną z kawiarni przy Rodeo Drive, której szyld ozdobiony był delikatnym złotym napisem. Kiedyś przyjeżdżałam tu co weekend z przyjaciółmi, a teraz, stojąc obok, czułam, jakby czas się cofnął. Chociaż wiele się zmieniło, niektóre rzeczy pozostawały niezmienne. Skuter wyłączył się z cichym pomrukiem, a Luke zdjął kask, odgarniając ręką włosy, które wiatr rozwiał mu na czoło.

– Pamiętam to miejsce – powiedział, z lekkim uśmiechem. – Spędzałem tu całe popołudnia, kiedy jeszcze tu mieszkałem. To było moje małe schronienie przed całym tym szaleństwem.

Uśmiechnęłam się do niego, zdejmując swój kask i odgarniając włosy z twarzy.

– Ja też. Czasem tęsknię za tym miastem, za jego chaosem, a jednocześnie za momentami takimi jak te, kiedy mogłam po prostu usiąść z kawą i patrzeć, jak życie toczy się dalej – odparłam.

To brzmiało tak nierealnie. Oboje mieszkaliśmy w Los Angeles. Bywaliśmy w tych samych miejscach, a to dopiero Seattle nas połączyło.

Weszliśmy do środka, a od progu uderzył mnie znajomy zapach kawy i świeżo pieczonych croissantów. Zajęliśmy miejsce przy jednym z niewielkich stolików na zewnątrz, skąd można było obserwować przechodniów śpieszących się w swoim własnym rytmie, jakby każdy z nich miał w głowie mapę, która precyzyjnie wyznaczała drogę do sukcesu.

Luke wydawał się zamyślony, choć starał się to ukryć. Od naszego przyjazdu na urodziny Jake'a, widziałam, jak walczy ze sobą, rozważając możliwość powrotu do zespołu. Wczoraj wieczorem, podczas imprezy, jego spojrzenie często zatrzymywało się na pozornie nic nie znaczących elementach w domu i wiedziałam wtedy, że wraca wspomnieniami do tamtego okresu. Musiało mu być ciężko. Być w tym domu i czuć na barkach ciężar decyzji, którą musiał podjąć.

Wszyscy członkowie Four King's pragnęli powrotu na scenę, ale między Luke'iem a Ryan'em ciągle była ta niewidzialna bariera, której żaden z nich, nie umiał przeskoczyć. Nie wiem co między nimi zaszło, ale napięcie między nimi było widoczne na pierwszy rzut oka.

– Co cię tak dręczy? – zapytałam, przerywając ciszę, która osiadła między nami jak mgła.

Spojrzał na mnie, w jego oczach była mieszanka wahania i czegoś, czego nie mogłam do końca rozczytać.

– Zastanawiam się, czy powrót do zespołu to naprawdę dobry pomysł – powiedział cicho. – Czuję, że wszyscy na mnie liczą, ale... nie jestem pewien, czy jestem na to gotowy.

– To ważna decyzja – zgodziłam się, szukając odpowiednich słów. – Ale może... może to właśnie ta okazja, której potrzebujesz, żeby zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Czasami powrót do przeszłości to jedyny sposób, żeby ruszyć naprzód.

Luke spojrzał na mnie uważnie, jakby próbował odnaleźć odpowiedź w mojej twarzy.

– A co jeśli to nie jest zamknięcie rozdziału, tylko jego ponowne otwarcie? – zapytał, a w jego głosie wyczułam cień lęku.

Przysunęłam się bliżej, kładąc dłoń na jego ręce.

– Tylko ty możesz zdecydować, czym to będzie. Ale pamiętaj, że nie musisz tego robić sam – powiedziałam, starając się dodać mu otuchy. – Jestem tutaj. I będę tutaj, niezależnie od tego, co zdecydujesz.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz