Rozdział 17

169 12 1
                                    

Otworzyłam oczy, czując delikatne promienie słońca, które przedzierały się przez zasłony w pokoju u Jake'a, który był tak właściwie pokojem Luke'a. Pomieszczenie było półmroczne, ale ciepło bijące od słońca wypełniało je przyjemnym blaskiem.

Obok mnie leżał Luke, z twarzą spokojną i zrelaksowaną, jakby wszystkie troski świata nie miały teraz znaczenia. Jego ciemne włosy były rozczochrane, a kącik ust uniesiony w delikatnym uśmiechu. Wyglądał jakby śnił o czymś przyjemnym. Przyglądałam się mu przez chwilę, próbując zrozumieć, co właściwie do niego czuję. To było dziwne - ledwie go znałam, a jednak czułam się przy nim tak, jakbyśmy znali się od lat. Jakbyśmy byli połączeni niewidzialną nicią, która już splatała nasze losy zanim jeszcze zdążyliśmy się spotkać.

Ale czy to było prawdziwe? A może to tylko iluzja, którą stworzyłam, pragnąc wypełnić pustkę w swoim życiu? Ta myśl dręczyła mnie jak natrętna mucha, której nie sposób się pozbyć. Z jednej strony, każde spojrzenie Luke'a, każdy jego gest wydawał się świadczyć o czymś więcej niż tylko o chwilowej fascynacji. Czułam tę więź, nie tylko w momentach takich jak ten, gdy leżeliśmy obok siebie w ciszy, ale również w tych drobnych, codziennych sytuacjach, kiedy rozmawialiśmy o niczym i wszystkim naraz.

Z drugiej strony, nie mogłam zignorować faktu, że to wszystko między nami, działo się zbyt szybko. Poznaliśmy się ledwie kilka tygodni temu, a ja już zaczynałam sobie wyobrażać naszą wspólną przyszłość. Czy to szaleństwo? Czy nie powinnam teraz starać się nieco zdystansować, aby dać nam obojgu czas na ochłonięcie i na zrozumienie tego, czego naprawdę chcemy?

A jednak, dziś nad ranem był taki moment, kiedy jego dłoń, pogrążona jeszcze w śnie, odnalazła moją i zacisnęła się na niej z ciepłą pewnością. I wtedy poczułam, że być może to wcale nie musi być zbyt szybko. Może to jest po prostu odpowiednia chwila w naszym życiu – moment, w którym dwoje ludzi, choć początkowo sobie obcych, odnajduje się i tworzy coś prawdziwego, coś, co nie wymaga żadnych dodatkowych wyjaśnień.

Lecz nadal była we mnie jakaś cząstka niepewności. Bałam się, że to uczucie może się wypalić tak szybko, jak się pojawiło. Że któregoś dnia obudzę się i zrozumiem, że Luke to tylko kolejny rozdział w moim życiu, a nie cała historia. Mimo to, gdy znowu spojrzałam na jego spokojną twarz, nie mogłam oprzeć się temu uczuciu, że może jednak warto zaryzykować. Nawet jeśli to szaleństwo.

Wciąż rozmyślając o tym, jak szybko nasza relacja się rozwijała, usłyszałam skrzypienie drzwi. W progu stanął Jake, z szerokim uśmiechem na ustach i kubkiem kawy w ręku.

– Witajcie gołąbeczki! – krzyknął głośno, a Luke wzdrygnął się na ten hałas – Wstajecie? – zapytał półszeptem, gdy zauważył, że Luke nadal spał, jakby nie chciał zbyt gwałtownie wyrywać go z błogiego snu. – Śniadanie czeka na was na dole.

– Nie pogardzę poranną kawą – odpowiedziałam cicho, uśmiechając się do niego.

Jake przeszedł kilka kroków w stronę łóżka, spoglądając na śpiącego Luke'a.
– Czas wstawać, stary – powiedział, klepiąc go po ramieniu.

Luke zamrugał, jakby nagle wybudził się z głębokiego snu, a potem powoli się podniósł, patrząc na mnie lekko zdezorientowany, aż w końcu dostrzegł Jake'a, który stał tuż nad nim.

– Hej – powiedział, przetarłszy oczy.

– Hej – Jake odpowiedział, wciąż uśmiechnięty – Czekamy na was na dole – rzucił a następnie wycofał się z pokoju, zostawiając nas samych.

My? To znaczy kto?

Luke spojrzał na mnie poważnie, jakby coś chciał powiedzieć, ale przez chwilę nie mógł znaleźć odpowiednich słów.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz