Luke

172 14 8
                                    

**Luke**
14.08.2021

Wychodząc ze sceny, czułem, jak moje serce bije jak szalone, a pot spływa po skroniach. Stadion wypełniony był po brzegi, a tłum krzyczał naszą nazwę „Four Kings„ jeszcze długo po tym, jak zgasły ostatnie reflektory na scenie. To uczucie zawsze było jak narkotyk – nieporównywalne z niczym innym. Ale dzisiaj, pod tą warstwą adrenaliny, kryło się coś ciemniejszego, cięższego.

Zszedłem po schodach do naszej garderoby, otoczony przez gromadę techników i ochroniarzy. Za mną podążał Jake, wciąż uśmiechnięty, wymachujący ręką jakby chciał podziękować każdemu fanowi z osobna. Tayler szedł za nim, cichy jak zawsze, ale z błyskiem w oku, który pojawiał się tylko wtedy, gdy wiedział, że daliśmy z siebie wszystko. Ryan jednak zniknął z zasięgu moich oczu.

Gdy weszliśmy do garderoby, od razu padłem na sofę, zdejmując mokrą od potu koszulkę. Jake rzucił się na fotel obok mnie, odwracając się, by złapać butelkę wody. Tayler usiadł w rogu, przyglądając się nam, jakby badał nastrój. W końcu drzwi otworzyły się z trzaskiem i Ryan wszedł, z twarzą czerwoną od złości.

– Co to, do cholery, miało być?! – wrzasnął, zatrzaskując za sobą drzwi.

Spojrzałem na niego zaskoczony, ale nie miałem siły, żeby odpowiedzieć od razu. Jego oczy płonęły, jakby zaraz miał wysadzić wszystko w powietrze.

– O czym ty mówisz? – zapytał Jake, ale ja już wiedziałem, co się święci. Ryan był dziś na krawędzi już od samego początku koncertu.

– O czym mówię? O tym, że znowu spieprzyłeś cały cholerny koncert, Luke! – Jego głos był ostry jak nóż, a każda sylaba przecinała powietrze jak ostrze. – Ciągle grałeś te swoje solówki na gitarze, jakbyś był tu jedynym, który się liczy! Może lepiej było jak zajmowałeś się tylko śpiewaniem, a my graniem!

Poczułem, jak wzbiera we mnie gniew.
To nie była prawda.

– Nie jestem tu po to, żeby robić za tło dla twojego ego, Luke – odpowiedział chłodno. – Jesteśmy zespołem, a ty o tym zapominasz!

– Grałem tak, jak czułem. Tłum to pokochał, a to jest najważniejsze.

Ryan przybliżył się do mnie, jego twarz była teraz o krok od mojej. Czułem zapach jego potu i widziałem nienawiść w jego oczach.

– Nigdy nie rozumiałeś tego, Luke. Nie chodzi tylko o tłum. Chodzi o nas, o zespół. O to, co tworzymy razem. A ty, ty ciągle próbujesz wszystko skupić na sobie!

Jake próbował nas uspokoić, wstał i stanął między nami.
– Dajcie spokój, oboje! – krzyknął. – To był świetny koncert, nie ma sensu się teraz kłócić.

Ale ja już nie mogłem tego dłużej znosić. Odepchnąłem go na bok, wpatrując się w Ryana.

– Może cię to zaskoczy, ale ludzie przychodzą na nasze koncerty dla muzyki, nie dla twoich wywodów na temat tego, co jest "prawdziwym" zespołem – syknąłem. – Może czas, żebyś to w końcu zrozumiał.

Ryan zmrużył oczy, jakby każde moje słowo było kolejnym ciosem. W końcu rzucił wściekłe spojrzenie na Jake'a i Taylera, którzy stali z boku, nie wiedząc, co zrobić.

– To nie zespół, Luke – powiedział powoli. – To twój pieprzony teatrzyk. Może powinieneś po prostu zacząć karierę solową, skoro jesteśmy dla ciebie tylko dodatkiem.

Słowa Ryana wisiały w powietrzu jak ciężka chmura burzowa. Przez chwilę nikt się nie odezwał. W końcu przemówił Tayler, jego głos był cichy, ale stanowczy.

– Może Ryan ma rację – powiedział, a ja poczułem, jak coś we mnie pęka. – Może potrzebujemy przerwy. Czasu, żeby to wszystko przemyśleć.

Jake spojrzał na niego, potem na mnie i w końcu na Ryana. Było jasne, że nie wiedział, po której stronie stanąć.

Nie mogłem już dłużej tego słuchać. Wstałem z kanapy i skierowałem się do drzwi, odwracając się jeszcze na moment.

– Wiecie co? Róbcie, co chcecie. Ja mam dość. – Zatrzasnąłem za sobą drzwi, wychodząc na korytarz.

Szedłem szybko, mijając techników i członków ekipy, którzy ledwo zdążyli zejść ze sceny. W mojej głowie kłębiły się myśli. Byliśmy na szczycie, graliśmy na największych stadionach, a teraz wszystko miało się rozpaść przez jedną pieprzoną kłótnię?

Gdy wyszedłem na zewnątrz, chłodny powiew nocnego powietrza uderzył mnie w twarz. Zacisnąłem pięści, próbując opanować wzbierający we mnie gniew. W tle wciąż słyszałem odgłosy odjeżdżających samochodów i odległe echa wiwatów fanów.

Oni jeszcze nie wiedzieli, że był to jeden z naszych ostatnich koncertów.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz