Rozdział 31

96 4 0
                                    

Przebudzenie przyszło powoli, jakbym musiała wyjść spod ciężkiego, ciemnego koca. Najpierw poczułam chłodne powietrze na ramionach, potem miękki dotyk pościeli pod palcami.

Mrugnęłam kilka razy, żeby przyzwyczaić oczy do delikatnego światła wpadającego przez zasłony. Wszystko tu było ciche i spokojne. Słyszałam tylko odległy szum drzew za oknem i bicie własnego serca, które dziwnie przyspieszyło, kiedy nagle przypomniałam sobie wczorajszą noc.

Wspomnienia wróciły do mnie, z nagłą intensywnością. Każdy dotyk, każdy pocałunek wciąż tkwił w mojej pamięci, jakby moje ciało nie mogło zapomnieć, o tym, co się wydarzyło. To nie była tylko chwila namiętności, to było coś więcej. Coś głębszego, co wywróciło moje wnętrze do góry nogami.

Przyciągałam nogi do piersi, pozwalając sobie na chwilę zanurzenia w emocjach, które wciąż mną targały.

Odruchowo odwróciłam się w jego stronę, szukając znajomego ciepła. Ale jego część łóżka była pusta, a pościel już wystygła.

Oparłam się na łokciu, przyciągając kołdrę bliżej, jakbym mogła jeszcze zatrzymać echo jego obecności.

Wczoraj... to było coś więcej niż tylko bliskość. To było coś, co wykraczało poza słowa, poza dotyk. Luke miał w sobie tę niepokojącą zdolność przenikania przez wszystkie moje bariery, jakby mógł zajrzeć głębiej niż ktokolwiek inny.

Wzięłam głęboki oddech i powoli podniosłam się z łóżka. Oparłam stopy o zimną, drewnianą podłogę, a jej chłód przypomniał mi, że świat zewnętrzny nadal istnieje, choć przez chwilę wczoraj wydawało się, że cały wszechświat skurczył się do tego małego, drewnianego domku i dwóch ciał splecionych razem. 

Zerknęłam na białą, długą koszulę, którą Luke zostawił dla mnie na krześle. Materiał był miękki i ciepły, zupełnie jak jego dłonie, które jeszcze kilka godzin temu mnie obejmowały.

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, rozczesując włosy. Długie pasma opadały na ramiona, a ja upięłam je w luźny kok, choć czułam się obco we własnej skórze. Wczoraj byłam kimś innym, pozwoliłam sobie na coś, co od lat odpychałam – bliskość, której się bałam, a której jednocześnie pragnęłam.

Zanim zeszłam na dół, zaczerpnęłam głęboko powietrze, próbując uspokoić drżenie w dłoniach. Stresowałam się na pierwsze spotkanie z Luke'iem, po tym jak... po tym jak wczoraj to zrobiliśmy.

Kiedy stawiałam pierwsze kroki na drewnianych schodach, dotarł do mnie zapach świeżej kawy. Z każdym kolejnym stopniem mieszał się z aromatem czegoś jeszcze – czegoś ciepłego i domowego. Coś, czego nie spodziewałam się poczuć w tym odludnym miejscu.

Luke stał przy kuchence, plecami do mnie, ale widziałam, jak sprawnie obraca naleśniki na patelni. Na stole stały dwa kubki, a obok nich dzbanek z kawą i miska ze świeżymi owocami. Mój żołądek zacisnął się nie tylko z głodu, ale i z nieokreślonego uczucia, które balansowało między wdzięcznością a zaskoczeniem.

— Skąd... skąd to wszystko? – wydukałam, przerywając ciszę i informując o swojej obecności.

Luke uśmiechnął się pod nosem, nie odwracając się od patelni.

— Robert był tu przedwczoraj. Przygotował domek na wszelki wypadek — odpowiedział spokojnie, jakby było to najzwyklejsze w świecie.

Zmarszczyłam brwi, ale po chwili na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Oczywiście, że Luke pomyślał o wszystkim. Zawsze był krok przed wszystkimi, przewidywał sytuacje, które dla innych byłyby zaskoczeniem. Zawsze miał plan, nawet gdy wydawało mi się, że działa spontanicznie.

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz