Rozdział 21

123 9 0
                                    

Gdy taksówka zatrzymała się przed domem mojej matki, serce waliło mi jak młotem. To miejsce, które kiedyś było również moim domem, teraz budziło we mnie jedynie niepokój. Uciekałam stąd lata temu, próbując znaleźć własną drogę z dala od jej wiecznej krytyki i apodyktyczności. Teraz wracałam, choć ciągle nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.

– Dziękuję – powiedziałam cicho, podając kierowcy należność, wraz z napiwkiem.

Nie zadawał żadnych pytań w trakcie jazdy. Był jednym z tych taksówkarzy, którzy potrafią wyczuć, kiedy pasażer chce zachować swoje myśli dla siebie. I byłam mu za to wdzięczna.

Wysiadłam z samochodu i z trudem przełknęłam ślinę, czując, jak fala emocji napiera na mnie z każdej strony.

– Do widzenia – rzucił kierowca, zanim odjechał.

Odwróciłam się w stronę domu. Miejsce, które w dzieciństwie było moim symbolem bezpieczeństwa, teraz wydawało mi się bardziej obce niż kiedykolwiek. Przez chwilę stałam przed drzwiami, wahając się, czy naprawdę powinnam tu być. Ale gdzie indziej miałam się podziać?

Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam dzwonek.
Chwila oczekiwania wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Gdy drzwi w końcu się otworzyły, moim oczom ukazała się matka. Jej spojrzenie przeszyło mnie na wylot a na twarzy pojawił się wyraz, który tak dobrze znałam – subtelne niezadowolenie zmieszane z rozczarowaniem.

– Anastasia? – powiedziała, jakby zaskoczona. Moje imię brzmiało w jej ustach chłodno, jakbyśmy były jedynie znajomymi, a nie matką i córką.

Uśmiechnęłam się słabo, próbując wyglądać na mniej zdenerwowaną, niż się czułam. Ale zanim zdążyłam się odezwać, matka już mierzyła mnie krytycznym wzrokiem.

– Boże, jak ty wyglądasz – rzuciła, nie kryjąc dezaprobaty. – Czy to są męskie ubrania? A twoje włosy... Anastasia, co się z tobą stało?

Zacisnęłam usta, powstrzymując się od odpowiedzi. Wciąż miałam na sobie ubrania Luke'a – jego stary T-shirt i luźne spodnie dresowe. Włosy związane w niedbały kok i twarz bez makijażu. Wiedziałam, że matka nie odpuści tego tematu, ale nie miałam siły się tłumaczyć.

– Mamo... po prostu wpuść mnie do środka – powiedziałam cicho, a ona westchnęła, jakby to, co powiedziałam, było kolejnym zawodem.

– Wejdź – odparła, odsuwając się, bym mogła przejść przez próg. – Ale musimy porozmawiać.

Weszłam do środka, a znajomy zapach domu uderzył mnie w nozdrza. Wszystko wyglądało tak samo, a jednocześnie zupełnie inaczej. Salon, choć lekko odświeżony, nadal emanował chłodem perfekcji. Żaden mebel nie stał nie na miejscu, żaden element wystroju nie został pozostawiony przypadkowo.

– Siadaj – powiedziała, wskazując na kanapę. – Zaparzę herbaty.

Ale nie posłuchałam jej, zamiast tego poszłam za nią do kuchni i usiadłam przy kuchennej wyspie, starając się zapanować nad emocjami.

– Sama przyjechałaś? – zapytała, stawiając przede mną kubek gorącej herbaty.

Wiedziałam, że rozmowa o Williamie była nieunikniona, ale nie wiem czy byłam gotowa na jej reakcję.

– Tak – odparłam krótko, nie chcąc rozwijać tematu.

– A William? – Jej głos był pełen oczekiwania, jakby zastanawiała się, dlaczego nie jest tu z nami.

– Nie przyjedzie. – Moje odpowiedzi były coraz krótsze, ale nie potrafiłam zmusić się do dłuższych wyjaśnień.

– A co z nim? – drążyła temat – Dawno go nie widziałam. Co się dzieje?

W Blasku Fleszy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz