ANIA

2 0 0
                                    


Te teksty dedykuję najcudowniejszej dziewczynie, którą mam przyjemność poznawać. Uwielbiam ją po prostu...

1.

Na początek chciałbym abyś przypomniała sobie, kiedy ujrzałem Cię po raz pierwszy. Szedłem wtedy na masaż, dostałem bon, jaki mi kupiła Izabela z okazji urodzin. Uważałem, że nie jest mi potrzebny! Chciałem dać mamie, ale odmówiła, bo był on dla mnie. Wówczas był to deszczowy dzień.
Jak na maj, minęło osiem dni odkąd skończyłem ostatnie urodziny z dwójką z przodu. Umówiłem się na masaż. Szedłem po pracy. Nic, że lało, z cukru nie jestem, to nie przeszkadzało mi. Słuchałem także muzyki, lubię spacer taki w rytmie gry grupy IRA. Ponoć, gdy deszcz pada, zmywa on wszystkie brudy z tego świata, niczym spryskiwacz na szybie samochodu.
Wchodzę do budynku, idę na górę, otwieram drzwi, a tam Ty! Nie spodziewałem się tam Ciebie. Jak mówiłem, myślałem, że tam pracują tylko dwie panie. Nawet Izabela się dziwiła, , gdy wspomniała mi o Tobie po fakcie, jak już byłem na wizycie u masażystki. Wpadł taki Hagrid do środka, a Ty prędko znikłaś jak bohater w kreskówkach, niczym królik Bugs w norce swojej czy też zwierzaki, z jakimi leniwiec Sid chciał się zaprzyjaźnić, a znikły na słowa kepasa. To było zabawne i porównywalne do takich chwil, gdy się oglądało kreskówki.
Znikłaś. Siedziałem sobie, czekałem na moment by się zrelaksować, potem dziwna rzecz, krępująca. Trzeba było zdjąć okrycie z góry, wraz z medalikiem, noszę Michała Archanioła. Może to śmieszne, ale uważam by działać w imię dobra i zło zwalczać, lecz nie jak Zorro czy też Janosik, ale używając wszystkie możliwe środki, zaznaczając, aby nikogo nie krzywdzić! Relaks spoko, ale było mi gorąco, bo nie mam do kobiet śmiałości. Skończyła się sesja, wkręciłem do domu, i choć deszczowa pogoda, to w duchu czułem jakby świeciło słońce, lecz niegorące jak latem, ale takie w sam raz. Gdy wychodziłem Ciebie nie było. Nie zagadywałem, bo nie mam w sobie śmiałości. No i też cóż mógłbym powiedzieć? Że chce zrobić manicure paznokci? We wstępnym flircie jestem kiepski.

2.

Minęło parę dni, był już chyba początek czerwca. Wizyta u fryzjera. Iza wspominała mi, że zna kogoś, z kim chciałaby mnie poznać. Mówiła: bardzo fajna! Lecz miała opory, bo nie po raz pierwszy próbowała mnie poznać z kimś, lecz to były pomyłki. Złego słowa nie powiem o nich, ale jedna wyobrażała sobie nie wiadomo, co, już po pierwszym i jedynym spotkaniu, a ja chciałem tylko koleżeństwa na początku i szczerości. Nie byłem chyba tyle wart, aby zostać tym obdarowanym. Inna miała ból głowy, o to, że chce rozmawiać, że niby za dużo pytań zadaje, a przecież nie jestem esbekiem, nikogo nie przesłuchuje, nie prześwietlam! Może w innym wcieleniu byłem śledczym, niczym komisarz Przygoda z ,,Vabanku"? Kultowej komedii retro, którą nakręcił Machulski Juliusz. Były jeszcze inne, lecz najwidoczniej, choć żyliśmy pod tym, samym niebem, to nie widzieliśmy tego, samego horyzontu. Nie nadawaliśmy na tej samej fali... Nie ma jednak, czego żałować, nie byliśmy sobie pisani! Ot, co. Ale jak Izabela zaczęła mimo to mówić coś, to dodałem, skoro mówi A niech powie już B. Miała opory mówić, bo przecież miałem już nieudane próby, nie chciała znów przyłożyć rękę, abym był rozczarowany. Ja jednak byłem zdania, że tak dobra osoba nie wpędzi mnie na minę czy w wilczy dół. To przecież człowiek o dobrym sercu, wiem, bo znam od dziecka, jest dla mnie jak ciotka, a w dodatku to przyjaciółka mamy - najlepsza!
Jak mi zaczęła o Tobie mówić, skojarzyłem fakty. Ona dziwiła się aż, że robisz tam też popołudniu. Byłem za próbą kontaktu. Mówiła, że wspomni coś, będąc tam przy okazji. To czekałem na odzew. Jak mówiłem Ci już, jestem w miarę cierpliwy człowiek. Będzie, co ma być, nie tracę nic, nie oczekiwałem cudu, zwykle bywa tak, że przy pierwszym spotkaniu nie ma szału, tej chemii, o jakiej moglibyśmy prowadzić monologi, lecz właśnie mogę powiedzieć szczerze, że spodobałaś mi się od pierwszej chwili! Jednak mówiłem uroda to nie wszystko, nie, do nie bezczelność! Ale już parę razów mnie czyjś wdzięk zmylił, w ten czas miłym dla mnie nie był, ale to już przeszłość!

3.

Połowa lipca już. Jestem tuż, tuż przed wyjazdem do serca Mazur prawie, czyli Giżycko. Wszystko robiłem w pośpiechu. Masa nadgodzin w pracy. Jeszcze domowe sprawy. Miałem plan by wreszcie autko dokładnie wysprzątać, bo wstyd powiedzieć, ale od czterech lat tapicerki żem nie prał.
To był dziwny dzień. Seria burz i deszczów, choć świeciło słońce. Pogoda zmieniała się diametralnie. Rano odstawiając autko jechałem w bluzie do Pociana, a potem wracałem do domu. Najpierw do siebie, bo przed myjnią byłem na basenie. Odłożyłem rzeczy u siebie. Poszedłem do sklepu, mama chciała bułki od hot dogów dla brata, ma on coś z niejadka. Wyszedłem ze sklepu trochę padał deszcz, również w międzyczasie czytałem książkę o pierwszej wojnie światowej od kolegi...niedawno żeśmy obchodzili 110 rocznicę jej wybuchu. Genialna książka Martina Gilberta. Siedziałem potem w domu, rozmawiałem z mamą. Miała wolne już. Czekałem na moment odbioru auta. Pogoda zza okna taka dziwna, raz się zbiera na deszcz, a raz świeci słońce, aż wreszcie pojawia się przelotna burza. Jadę po auto autobusem. Stoję na przystanku. W bluzie i tuż obok lata koło mnie mój nieprzyjaciel! Czyli osa albo i bąk, w sumie nie wiem, co to, ale bzyczy nie jak mucha. Jak mówiłem nienawidzę robactwa. Musiałem się odwracać non stop, niczym piesek, który goni swój ogon, bo nie wiem czy nie mam uczulenia i byłoby słabo wstrząsu dostać. Jeszcze się nie wybieram na tamten świat! Jadę autobusem już. Długo stoję na Gwardii Ludowej. Dlaczego? Bo jak się okazało, piorun trafił w rogatkę, to znaczy w skrzynie elektryczną, więc sprzęt trafił szlag. To Dąbrowa, więc mnie to nie dziwi, tu wszystko jest robione byle jak... Wszystko dla bezpieczeństwa. Autobus trochę stał, że nawet kierowca zdołał papieros na podwórku wypalić. Podnieśli rogatki specjaliści i mogliśmy już ruszyć. Odebrałem autko.
Tego samego dnia w sumie, albo dzień po lub przed dostałem informację, że jesteś otwarta na kontakt. Długo zastanawiałem się, co Ci napisać? Aby nie wyjść na głupca. No i w końcu odpowiedziałaś. Nie spodziewałem się, że mi odpowiesz, całe to pisanie wydawało się śmieszne. Nic o mnie nie wiesz, zagaduje taki obcy gość, i pewnie myśli idą ku pytaniu:, co on chce? Na razie chodzi o samo rozmowę i poznanie się. Nic innego. Jak mówiłem już nie chodzi mi by jak w blitzkriegu działać błyskawicznie, to taki typ szybkiego ataku, termin z wojskowości.
Chciałem ino najpierw znajomości, poznać, co masz w głowie, a potem myśleć, co będzie... No i nie spodziewałem się, że mam szczęście.

4.

Przeddzień, kiedy miałem jechać. Miałem plan by jeszcze sprawdzić auto u majstra, lecz czasu zabrakło. Byłem na miejscu. Zamknięta brama. W sensie w warsztacie. Wtedy też z Tobą już zdawkowo pisałem. Nie tak często jak dziś. (A mamy miesiąc sierpień obecnie) Było głupio rozpoczynać znajomość, nie spotykać się od razu, ale w sumie kurde jak? Kiedy zaraz wyjazd. Sama podróż nie była zła. Nawet lekka, ale był stres, gdzieś przed Mazurami wyświetla się kontrolka. Sprawdź silnik! Myślę, no świetnie! Jeszcze dodatkowe zmartwienie i może się coś zdarzyć albo i nie, to jedna wielka niewiadoma.
Potem od razu dopadały mnie czarne myśli, a co jak mi wypadek grozi jakiś? Jeszcze nie czas wybierać się na tamten świat. Podejrzewałem, że to olej lub świece, bo cóż mogłoby być innego? Nie obstawiam nic więcej!
Jechałem zakrętasami, na mazurach tak budowano, celowo naziści tak robili by uniknąć potencjalny nalot od strony nieprzyjaciela. Jechałem przez jakieś wioski, prawie przez godzinę za jakimś kombajnem, nawet nie miałem jak wyprzedzić., a podejrzewałem, że prędzej zobaczę amerykańskie czołgi albo pojazdy rosomaki, ale nie, tylko maszyny rolnicze. Trafiłem cały i bezpieczny na mazury. Pod Giżyckiem, gmina Miłki na działce u cioci. Spałem w drewnianym domku, wokół piękny ogród. Suczka Kora, kundelek cudem uratowana przed złym losem, gdy była szczeniakiem to jakiś zwyrodnialec ją przywiązał do drzewa. Odnaleziona przez męża kuzynki i zaadoptowana. Także były dwie małe kotki. Miałem okazję śledzić fascynujące życie kotów. Jak się bawią, jak psocą, jak robią mały na działce rozgardiasz. Siedziałem na tej działce. Spędzałem czas z rodziną, rozmawiałem, pomagałem nawet. Odkryłem, w czym rzecz problemu w aucie. Mało oleju, ale nie tak daleko był Orlen kupiłem butelkę. Miałem też okazję chwilę pobyć z chrześnicą Hanią, bo tak bardzo lubię dzieci, a one mnie. Dziwnym zbiegiem. Gdy byłem przy stole. Non stop jakaś wiadomość. To od Ciebie. Odpisywałem na bieżąco, bo chciałem. Rozmowa z Tobą, to była sama przyjemność. Rodzina zauważyła, że mój telefon, co chwila wydaje dźwięk nowej wiadomości. Nawet sami się domyślali, kto. Mówili by nie dać jej długo czekać, bo gdy pisze dziewczyna. Nie ma, co zwlekać. Ja nieco zawstydzony, i mówiłem, że koleżanka. Na której po prostu mi zależy... No i zaczynam ją lubić. Niby byłem na tym wolnym. Widziałem wiele rzeczy. Mosty Stańczyki, Giżyckie molo, Piramida w Ropie. Również próbowałem pysznych kartaczy. Zjadłem genialnego kebaba, aż żem w ten urlop znowu za dużo przybrał (obecnie pracuje nad tym, już mi ubyło sześć kilo od powrotu). Byłem też w Gołdapie. Tak przejezdnie. Siedziałem w parku, ale myślami zupełnie gdzie indziej, czyli obok Ciebie.
Niby wczasy, krótki tygodniowy urlop, w istocie po prostu odwiedzałem rodzinę i spędzaliśmy miło czas. Byłem nawet w kościele. Może to śmieszne, ale byłem wdzięczny za szczęśliwą podróż tam i liczyłem na taki sam powrót. Nic innego. No i aby wszyscy, których lubię kocham, byli po prostu zdrowi i szczęśliwi.

5.

Byłem też jednego dnia w Suwałkach. Miałem bojowe zadanie. Zabrać na wieś kota. Wujek i ciocia mieli dwa, lecz nie mogliby dwóch w domu trzymać. Musieli dokonać wyboru. Wybrali szarą dla brata cioci i mojej mamy. Była bardziej dzika. Natomiast ta z białymi łapkami, czyli jakby w skarpetach została z nimi. Zastanawiałem się tylko z mamą i resztą jak go przewieźć. Myślałem sobie, jeśli mi się zsika w świeżo umytym aucie to będzie po prostu świetnie. Początkowo miała trafić do kartonu z posłaniem i z dziurami. Gdy trafiła tam, to szalała, machając łapkami i z małymi pazurami, ostatecznie skończyła na kolanach ojca i spała te półtorej godziny. Będąc na wsi. Też u rodziny. Mogłem śledzić ciekawe zachowania kotów, młoda z miasta i stara wiejska. Młoda syczała, miauczała jakby ze strachu, nawet narobiła z tego powodu, lecz nie będę opisywał szczegółów. Starsza próbowała się zbliżyć, ale tamta się nie dała, więc nie doszło nic. Mała kotka aż dostała wścieklizny jakiejś na widok obcego kota... Ot ciekawa historia. Także będąc tam jeden dzień oddałem hołd dziadkom, zapaliłem znicz. Spędziłem noc w ich pokoju, miałem dobry sen. Był także moment i to nie jeden, kiedy kuzyn lub kuzynka, co chwila widzieli jak z kimś piszę. Chcieli wiedzieć, z kim, ale to moja sprawa. To właśnie z Tobą, było fajnie. Lepsze to niż słuchanie politycznych dyskusji wujka... Droga powrotna? Bez przeszkód i bez stresu, ale bardzo długa, bo nawigacja google, niby nie zawodna kazała mi jechać przez miasto Łomża, tam korek wielki, co chwila światła jakieś... A weź daj spokój z takim skrótem. No i nagle z siedmiu godzin podróż trwała dziewięć. Z dwoma postojami. Na obiad i by zatankować. Jedynie, co mnie niepokoiło, to styl jazdy Litwinów. Widzę po tablicy, że z zagranicy. Auta z naczepą i takim slalomem jadą jakby miał zaraz mnie uderzyć, gdybym chciał go wyprzedzić.

6.

Wróciłem do pracy. Pisałem dalej z Tobą. Było miło. Nie chciałem rezygnować, bo mi się to podoba. Przyszedł piątek wieczór. Zasiedziałem się u mamy. Parkuje na dworcu. Staje autobus. No i nagle wysiadasz Ty. Pierwsza myśl: czy Ty mnie śledzisz? Natomiast Ty również pytasz o to samo?
Toż to przypadek. Szłaś przecież do koleżanki, a Ja mówiłem, że mieszkam niedaleko. Odezwałem się pierwszy. Nie chciałem stchórzyć i uciec. Fajnie było spotkać na żywo i porozmawiać krótko. Patrzeć Ci prosto w oczy. Dobrze, że pierwsze wrażenie miałem już z głowy. Nie musiałem się martwić fryzurą, czy strojem, a byłem po pracy. Rozczochrany, spocony i zmęczony. Masakra. Jednak wygląd mój Cię nie zrażał, to spoko, że nie było tak źle, aby przed Tobą stała jakaś maszkara. Ty zaś nagle wyciągasz coś z torby, masz dla mnie prezent. Jak to prezent? Skąd mogłaś wiedzieć, że akurat wtedy będę?
Chyba rzeczywiście mnie śledzisz? Żartuje oczywiście. To był przypadek przecież. Dałaś mi świece sojową i mówiłaś jak działa. Jednak nie miałem jeszcze okazji wykorzystać. Mówiłaś, że zapomniałaś dać mi instrukcje. Myślałem wówczas, że chodzi Ci o papierową. Chciałaś się śmiać, miałaś na mi taki słowną, by powiedzieć, co i jak. Czułem się dziwnie. Dałaś mi coś, a Ja nie miałem nic dla Ciebie. Chciałem zrobić prezent. Dzieło moich rąk i tak powstał kot na podstawce. Wiem, że lubisz pić kawę, miałem drewna trochę, więc wykorzystałem go by zrobić coś właśnie dla Ciebie. Jeszcze w rozmowie opowiadałaś tak wiele ciekawych rzeczy, potrafię to docenić. Zwłaszcza fakt, że dajesz się poznać, że jesteś szczera i nikogo nie udajesz. Cóż dodać jeszcze? Rozśmieszasz mnie i sprawiasz też, że i Ja się uśmiecham.

7.

W pracy będąc na każdej przerwie chciałem wysłać Ci wiadomości kilka. Liczyła się każda chwila. Lubiłem z tobą rozmawiać. Nawet mając trochę luzu, wychodziłem na chwilę by Ci coś odpisać. Abyś wiedziała, że jesteś ważna, że chce rozmawiać dalej. Przekonałem się, że lubisz się droczyć, że masz podobne podejście do mnie, że masz podobne oczekiwania, bo nie ukrywam, zmartwiło mnie to, kiedy mówiłaś o sobie bezdzietna stara panna. Szkoda wielka, by się tak dobry człowiek zatracił, nie mając, komu przekazać swych wartości, komu przelać swojego ciepła. Pięknie to Sienkiewicz napisał. Kto jest słońcem, ten rozgrzewa serca wszystkich, kto jest jego płomieniem, rozgrzewa serca ino najbliższych, a Ty niczym właśnie takie słońce, co rozgrzewa każdego - oczywiście normalnego człowieka. Nie jakiś cham lub prostak. Po pracy szukałem sposobu by pociąć deskę. Znalazłem brzeszczot na strychu u mamy, zacząłem ciąć. Narysowałem kotka i zacząłem wypalać. Tak powstał mój biały tygrysek, inspirowany ulubionym wojownikiem z serialu lat dziecinnych, grał go nieżyjący już mistrz Jason David Frank. Nie wiem jak długo będziesz rozmawiać, czy się nie znudzę, czy nie zrobię czegoś, że już nie odezwiesz się na amen, ale chciałem coś Ci dać. Kotka oraz bukiet, który nigdy nie usycha, czyli moja hortensja.
Akurat miałem mieć we wtorek strzyżenie. Byłaś tam na górze w salonie. Zbadaliśmy się. Zanim poszedłem się obciąć spotkaliśmy się. Rozmowa, choć krótka to miła. Kopertę wówczas przy mnie otworzyłaś, kotek się spodobał. Cieszy mnie to, nawet bardzo. Miała to być podstawka do kawy, Ty odpowiedziałaś, że za ładne to. Dodatkowo wysłałaś zdjęcie mojego bukietu na ekspozycji. To też powód by być szczęśliwym, że dzieło moich rąk, niczym genialna rzecz, które widnieje na czyjejś półce.

8.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Życie opisane wierszemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz