Mogłaś mieć życie jak ze snu,
Mogłaś iść drogą obsypaną płatkami róż,
Mogłaś codziennie słuchać słodkich słów,
Mogłaś codziennie czuć się jak królowa,
Ale ty nie chciałaś! Twoja dzikość, to coś,
Czego nie jestem w stanie okiełznać.
Raz czegoś chcesz, a potem nie,
Oj ciężko Ci w życiu będzie, kiedy nie wiesz
Czego chcesz od siebie i od ludzi, których spotykasz,
Może i coś jestem wart w twoich oczach, ale
Chyba nie dość, by traktować mnie jak równego,
Odezwiesz się czasem, a przez pozostałe dni,
Masz całkiem mnie gdzieś. Ja nie jestem w stanie
Znieść czegoś tak okrutnego, więc powiem Ci
Serdecznie dziękuje za takie koleżeństwo, i
Spadaj na drzewo, czy wyznałem Ci kiedykolwiek miłość,
Lub coś podobnego? Nie, więc czego się obawiasz?
Zawsze biorę tyle, ile ktoś może mi dać, nigdy
Więcej! Ale jak widać, ty tego nie ogarniasz, choć
Mnie dziwi ten fakt, bo studentka, niby taka, która
Wszystko wie, a jednak nie do końca, nie błyszczysz
Inteligencją, szczególnie przy mnie, zwykłym robotniku,
Który robi za fizycznego, na dodatek powiem, że już widzę
Jaka ty będziesz mądra po skończeniu studiów,
Może i będziesz genialną tłumaczką lub nauczycielką,
Ale kontaktów z normalnymi ludźmi zero.
Ciągle będziesz sama, o ile nie przestaniesz czuć się jak
Wielka dama, która ma wszystkich mężczyzn w garści,
To Ci się nie opłaci moja droga, i dziś aż trudno mi uwierzyć, że
Mogłaś mieć przy mnie raj, mogłaś mieć piękne chwile bez końca,
Mogłaś mieć codziennie wiersz wysłany pod twój adres,
Mogłaś dostawać kwiaty nawet bez okazji,
Ale stwierdziłaś, że cała znajomość to bezsens,
I przestałaś się odzywać całkiem! Powiem tak, nie będziesz
Mi wrogiem, lecz lepiej żebyś mnie nie spotkała,
Bo ujrzysz ile zła drzemie w moich oczach, a wszystko
To za twoją sprawą, bo jak dla mnie jesteś zwykłą kokietką...
Wiem Ja zacząłem tę historię, ale nie spodziewałem się,
Że kolejny raz, jakaś wielka pani pobawi się moimi uczuciami,
A do diabła z miłością! Pora najwyższa zająć się pracą!
Dzisiaj nieco smutna historia. Dokładnie miesiąc temu oszalałem na czyimś punkcie. Ona miała na imię Marta. Już od dawna siedziała mi w głowie. Znałem ją z widzenia, lecz nie miałem jak zagadać, gdyż jestem nieśmiały. Dzięki wspólnej znajomej, zacząłem działać, bo dowiedziałem się, że jest równie wstydliwa jak Ja. Miałem szczęście, bo akurat przed walentynkami, dokładnie 2 dni, obchodziła urodziny. Wielka fortuna, mnie nieco obdarowała podarunkami, między innymi darmowymi biletami do kina. Akurat miała być premiera Zenka, ale nie wybrałem go, gdyż mogłaby pomyśleć sobie nie wiadomo co. Wybrałem film Mayday. Zostawiłem liścik, daję Ci wybór, idziesz z kim chcesz, to twój prezent na urodziny. Mogła iść nawet z mamą, niekoniecznie ze mną. Czy było mi szkoda biletów? W życiu. Dzień przed jej urodzinami, akurat kończyłem ostatnią nocką, podjechałem pod jej dom, i wrzuciłem bilety z kartką urodzinową. Nie liczyłem, że odpowie, raczej się przestraszy, gdyż jestem szalonym romantykiem. O dziwo parę dni później odezwała się, dokładnie prawie przed seansem, a wybrałem termin 16.02.2020, żeby nie myślała, iż to randką jest. Była na tak. W ogóle ona mnie normalnie rozbroiła, mówiła, że skoro Ja dałem bilety, to ona pojedzie. Pojechaliśmy. Ona miała czerwone Clio, do dziś, może to wariactwo, ale jak widzę ten samochód, a w dodatku w tym kolorze, myślę, że ona jest za kierownicą... Jaka była jazda? Oj ona lubi dodać gazu, zaskoczyła mnie, właściwie mile.
Nie miała oporów siedzieć ze mną w kinie, na podwójnym fotelu. Byłem z nią ledwie chwile, prawie niczym Zeus i matka Heraklesa, ale czułem jakbym ją znał całe życie. Miałem wielką przyjemność ciągle słyszeć jej słodki śmiech, jej słodki głosik... Parę dni po seansie, już odzywała się w kratkę. Popadłem w paranoję. Ona jakiś czas się odezwała i ustaliła granicę, bo pomyślała sobie, że chcę czegoś więcej. Byłem prze szczęśliwy, że odpisuje. Jednak sytuacja nie zmieniała się, nadal pisała zdawkowo, i zazwyczaj odpisywała mi tylko, nic sama z siebie.
Jeszcze jak opisywałem jej swoją sytuację dlaczego nie studiuję? Poczułem, że dla niej czuję się mały. Byłem gotów iść na studia, zmienić coś, zająć czymś czas, ale moja obecna praca, która przynosi mi wiele korzyści nie pozwoliła mi na ten krok. W ogóle nie ma ciekawych kierunków. Dziś to nie realne, gdyż wirus grozi.
Dziś ostatecznie dałem sobie spokój. Mogę stale tłumaczyć, że wystarczy mi na razie koleżeństwo, ale niech odezwie się do mnie, Ja nie wytrzymam tej ciszy...
Uwierzycie, że odkąd ją poznałem nie patrzyłem na inne kobiety? Zacząłem o siebie dbać? Choć do tej pory nie przywiązywałem wielkiej uwagi do wyglądu? Ona po prostu jakby rzuciła na mnie czar. Jakby przywróciła moc, zupełnie jak w tej scenie z filmu Ghost Rider 2, gdzie Danny dziecko szatana, dosłownie wdmuchał ogień piekielny w ciało Johnnego. Tak się właśnie czułem.
Obecnie daję sobie spokój, cieszę się, że za daleko to nie zaszło, jednak ubolewam, że ta historia skończyła się podobnie jak inne. Może pora najwyższa oglądać się za starszymi? Najgorsze, że za dwa miesiące i dwa dni kończę 25 lat, a moje życie nadal bez zmian...
Czy mam żal do znajomej, która podsunęła mi taką koleżankę? Nie, bo skąd mogła wiedzieć? Nie zawsze ludzie dający dobre wrażenie, są w istocie dobrymi ludźmi... Nie podejrzewam Marty o bycie złą kobietą, ale w kwestii znajomych, zachowuje się podle lub oschle.
Dlaczego dałem się ponieść fantazji? Nie wiem, może dlatego, iż wieki temu, w szkole podstawowej wylosowałem imię przyszłej żony, to były Andrzejki, i akurat trafiłem na Martę...
Bartosz i Marta, brzmi fajnie. ART w obu imionach, czyli artyści. Ona dla mnie była wręcz inspiracją... więc miała coś ze sztuki haha. Dziś wszystko skończone, żyję dalej, i interesuję się już kimś innym...
W dzisiejszym wpisie nawiązałem do bohaterów filmu:
Ghost Rider 2, reżyseria: Mark Neveldine, Brain Taylor.