#34 Gwóźdź do trumny

569 42 14
                                    


Red

– Na pewno musisz iść dzisiaj do pracy? – zapytał kolejny raz Jackson, podczas gdy jedliśmy śniadanie, które przygotowałam.

Potaknęłam.

– A mogę cię zawieść?

– Nie – ucięłam krótko. Mężczyzna popatrzył na mnie zawiedziony. – Nie możemy aż tak ryzykować – doprecyzowałam.

Brunet na moment się zamyślił.

– To nie tak, że w urodziny ma się jedno życzenie, które trzeba spełnić?

– Czyżby? – wymamrotałam z łyżką w buzi. – Jakie jest twoje?

– Hmmm. – Udał zamyślonego. – Ty...

– Jack – upomniałam go. – Muszę jechać do siedziby i nawet twój urok osobisty nic tutaj nie pomoże.

– Wieczór? – negocjował. – Ty na moim biurku, najlepiej nago.

Poczułam jak robi mi się coraz bardziej gorąco. Czas na moment się zatrzymał, a ja jedyne co zrobiłam to uniosłam wzrok i wpatrywałam się prosto w pożądliwe spojrzenie Jackson' a.

– Zgoda – wydusiłam.

Nie wiedział, że chciałam tego tak bardzo jak on.

Gdy dotarłam do rezydencji, okazało się, że jestem już spóźniona do pracy. Z impetem wpadłam do środka, a następnie w popłochu szukałam wzrokiem pudła z napisem: UBRANIA, ALE TE NADAJĄCE NA WYJŚCIE SIĘ DO LUDZI.

– Co ty masz na sobie? – powiedziała Kate na mój widok. Złapała moją rękę, a następnie okręciła mnie wokół osi. – Chryste, czy to od projektanta?

Zaśmiałam się, wzruszając ramionami.

– Nie mam pojęcia – odrzekłam szczerze. – Przecież nie mogłam wrócić w sukience, więc Jack dał mi swoje dresy i bluzę.

– On nawet dresy musi mieć wartości mojej wypłaty? – wymamrotała, kręcąc głową. – W skali od jeden do dziesięć, jak bardzo podobała ci się wczorajsza randka?

Milczałam.

– Red?

Ani słowa.

– Wiedziałam! – wykrzyczała, widząc, że nie mogę pohamować uśmiechu. – Wiewióreczko! Jestem taka szczęśliwa, że w końcu dobrze trafiłaś!

– Dziękuję – odparłam w odpowiedzi. – Za randkę i za wszystko.

Rzuciła mi się na szyję, a nogi zaplotła wokół mojego pasa. Ledwo umiałam utrzymać równowagę, ale również przytuliłam ją do siebie.

Po chwili odstawiłam ją na ziemię, a ona zmierzyła mnie wzrokiem.

– Czy to oznacza, że możemy rozpakować te wstrętne kartony?

Pokiwałam delikatnie głową.

– Chyba tak – przyznałam, zaskakując samą siebie. Chwyciłam jeden z nich i zaczęłam przeglądać jego zawartość.

Sukienki, całe sterty sukienek i...

Koperta.

Czarna koperta, którą dostałam od mojej ciotki i której istnienie skutecznie wyparłam z pamięci.

Przejechałam palcem po złotych literach, które zebrane w całość tworzyły moje imię. Zorientowałam się, że nie byłam nawet ciekawa co jest w środku, bo tak jak moje życie wyglądało w obecnej chwili, zupełnie mi wystarczało.

Just Red | #1 Brown Company | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz