#26 Musisz oddychać

608 45 1
                                    

Red

Na szyi nadal czułam ciepło warg Jacksona West' a, chociaż od czasu, gdy wyszłam z windy minęło już trochę czasu. Zdążyłam już odbyć spotkanie z kierownikiem działu kalkulacji zysków i strat, który koniecznie chciał przedstawić mi swój innowacyjny pomysł rozwoju firmy.

Jak można łatwo się domyślić, pomysł nie był ani innowacyjny, ani rozwojowy.

Ale jako osoba wrażliwa i empatyczna, postanowiłam mu tego nie mówić, tylko poprosić o czas do namysłu.

W końcu wybiła godzina zero, czyli moment, w którym najprawdopodobniej zostanę odwołana z roli prezesa Brown Company, a moja matka przewróci się w grobie. Już i tak pewnie ledwo wytrzymuje, gdy musi oglądać moje wybryki. Dokładnie z tego powodu mam nadzieję, że niebo nie istnieje, a ona smaży się w piekle.

Gdy dotarłam do sali konferencyjnej, okazało się, że tym razem nie byłam pierwsza. Swoje miejsce zajmowali już James ze swoją naburmuszoną asystentką, Hektor Scott i Gabriel, którego nazwiska nie zapamiętałam. Wzrokiem uparcie szukałam jeszcze jednej osoby, ale niestety pomieszczenie było na tyle małe, że nie dałoby się go nie zauważyć gdyby tutaj był.

Przywitałam się ze wszystkimi, a następnie podłączyłam do tablicy multimedialnej laptop. Wyświetliłam na niej prezentację, którą w większości przygotował Jackson, ale byłam pod wrażeniem, że nie podważył ani jednego mojego pomysłu. Dodał tylko trochę kwestii merytorycznych jeżeli chodzi o giełdę oraz złożył wszystko w całość. Czyli odwalił całą robotę, którą powinien wykonać Eric.

To chyba czas na zmianę prywatnego asystenta.

Drzwi się uchyliły, a mój wzrok natychmiast powędrował w tamtą stronę. Ujrzałam wysokiego bruneta, z kilkudniowym zarostem i w kosmicznie drogim garniturze od projektanta. Tak dokładnie wyglądał Jackson West we własnej osobie.

Na moje usta natychmiast wpełzł uśmiech, ale na szczęście w porę się opanowałam. Zamiast tego przywitałam go skinięciem głowy oraz poprosiłam o zajęcie miejsca.

– Mamy komplet. Możemy zaczynać. – Rozległ się głos Hektora. – Pan Lucjusz powiadomił radę nadzorczą o swojej dzisiejszej nieobecności z powodów prywatnych.

Potaknęłam, a następnie wróciłam do prezentacji. Dokładnie w tym momencie w moim wnętrzu poczułam ogromny ciężar, a gdy głęboko wciągnęłam powietrze, zaczęły trząść mi się ręce do tego stopnia, że nie mogłam trafić w odpowiedni klawisz na klawiaturze. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a to oznaczało kolejne wspomnienie.

Jak zawsze zdradzał ją ostry zapach perfum. Czułam też na sobie jej wzrok. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że za mną stoi, a w dłoni trzyma drewnianą linijkę, zaciskając na niej mocno palce. Odruchowo poprawiłam moją postawę tak, żeby nogi tworzyły idealny kąt prosty, a łokcie nie dotykały blatu. Miałam nadzieję, że tym razem zrobiłam wszystko perfekcyjnie, według ustalonych zasad.

– Red – odparła opanowanym tonem.

Spięłam wszystkie mięśnie, a następnie płynnym ruchem odwróciłam się w stronę matki, pamiętając aby palce u stóp pozostały wyprostowane. Nie lubiła jak ze stresu je podkurczałam. Jej spojrzenie niewiele zdradzało. Jak zawsze było surowe i niezwykle krytyczne. Miała na sobie ołówkową spódnicę oraz tego samego koloru marynarkę. Usta pomalowała tą samą czerwoną szminką co zawsze, a policzki miała całkiem blade, pokryte tylko zmarszczkami.

– Mówię do ciebie, dziewucho.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Wiedziałam jednak, że to nie jest moment, w którym mogłam się odezwać. Przyszła jedynie przekazać mi polecenie. Musiało to być coś niezwykle ważnego, skoro pofatygowała się osobiście.

Just Red | #1 Brown Company | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz