Rozdział 33

42 6 0
                                    

ROSE

Siedzę na korytarzu szpitala i czekam aż lekarz skończy wywiad z Sylvią. Wczoraj dostała środki na uspokojenie, dzisiaj podobno jest już lepiej, ale jeszcze jej nie widziałam. Policjanci mają też przeprowadzić z nią popołudniu wywiad. Grayson już rozmawiał z psycholożką, która ma być obok, gdy przyjaciółka będzie opowiadać o tym, co się wczoraj stało. Pani Mickinsey ma duże doświadczenie w przypadku ofiar gwałtów. By mnie uspokoić powiedziała też, że sama była ofiarą gwałtu, gdy była jeszcze nastolatką, więc trochę z doświadczenia wie, jak zachowują się skrzywdzone kobiety.

– Już można wejść do pacjentki – słyszę nad sobą głos lekarza. Podnoszę wzrok i kiwam głową, wstając z siedzenia.

Dzięki Graysonowi Sylvia dostała pojedynczą salę, dzięki czemu nie będzie czuła się niekomfortowo, gdy ktoś będzie jej się przyglądał lub nawet wypytywał o to, co się stało.

– Cześć – mówię łagodnie, gdy do niej wchodzę. – Przyniosłam ci trochę słodkości. – Podnoszę torbę do góry, w której od razu zaczynają szeleścić słodyczę. Dziewczyna się do mnie uśmiecha.

– Dziękuję – odpowiada. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. – Poprawia się na łóżku, a ja siadam na jedynym stołku, który tu jest i jest bardzo niewygodny.

– Słyszałam, że dzisiaj ma do ciebie przyjść policja. Po twoje zeznania.

– Tak, razem z psycholożką, która już z samego rana sprawdzała jak się czuję.

– No właśnie. A jak się czujesz?

– Pierwszy szok minął, jest znacznie lepiej, choć nie sądziłam, że chęć zmycia z siebie czyjegoś dotyku będzie tak silna.

– Ja czuję dyskomfort, gdy ktoś mnie dotknie w ramię, nawet nie chcę myśleć, jak ty się czujesz – mówię zmartwiona, na co Sylvia macha tylko ręką.

– Co mi przyniosłaś? Mieli tu obrzydliwe parówki na śniadanie. – Krzywi się.

– Pożywnego śniadania tam nie znajdziesz, ale jakieś krakersy ci wzięłam.

– Idealnie. – Wyciąga z torby paczkę z smakowymi krakersami, które od razu otwiera i zaczyna się zajadać. – O której macie wylot? – pyta jak gdyby nigdy nic.

– Nie wiem czy polecimy. Po wczorajszym dniu pomyślałam, żeby odwołać ten wyjazd – mówię szczerze i obie odwracamy się w stronę drzwi, w które ktoś puka. Po chwili naszym oczom ukazuje się Grayson, który wchodzi niepewnie do środka.

– Można? – pyta, spoglądając na Sylvię, która kiwa głową z lekkim uśmiechem.

– Nie możecie odwoływać tego wyjazdu przeze mnie. Lećcie. Ja sobie poradzę – mówi poważnie.

– Głupio mi cię tak zostawiać –przyznaję.

– A mi głupio, że z mojego powodu musisz zmienić plany.

– Nie z twojego. To wina Bensona.

– Nie żartuję. Jedźcie. Poza tym mam tu naprawdę świetnego lekarza, który bardzo dobrze się mną zajmuje. A przynajmniej wczoraj był świetny jak zostałam odurzona lekami – śmieje się, a ja razem z nią.

Grayson staje za mną i kładzie ręce na moich ramionach.

– Jeśli będziesz potrzebowała cokolwiek w tym szpitalu, powołaj się na moje nazwisko. Już wspomniałem o tym dyrektorowi – mówi mężczyzna.

– Dziękuję. Śniadania mają tu paskudne, więc z przyjemnością powołam się na twoje nazwisko na stołówce – śmieje się radośnie, jakby nic się nie stało.

– Nie oszczędzaj. On i tak nie zbiednieje – żartuję.

– Póki nie wykupisz całego salonu Mercedesa czy Porsche, obawiam się, że nawet tego nie odczuję – przyznaje mi rację.

– Całego? To znaczy, że jeden samochód nie zrobi ci różnicy? – pytam z uśmiechem, kiedy pojawiła mi się wizja zakupu takiego autka.

– O jakim modelu myślisz?

– Mercedes AMG GT 63 4MATIC w coupe. Najlepiej niebieski – odpowiadam niemal od razu, na co Sylvia parska. – Ostatnio się trochę nudziłam i zaczęłam personalizować nowego Mercedesa i ten najbardziej przypadł mi do gustu.

– Na pewno nie jest to tani samochód, ale nie byłyby to najdroższe zakupy, jakie miałem.

– Jesteście niemożliwi – komentuje przyjaciółka. – To o której macie wyjeżdżacie?

– O dziewiętnastej musimy być na lotnisku.

– Jesteś pewna, że dasz sobie radę?

– Jestem pewna jak jeszcze nigdy. Nie pozwolę wam rezygnować ze swoich planów. Poza tym mam darmowy bufet, więc tym bardziej musicie lecieć.

Właśnie wchodzimy do samolotu. Grayson zadbał, żebym nigdzie się nie zgubiła i trzymała się zawsze blisko niego. Pierwszy raz w życiu będzie gdzieś lecieć, dlatego gdyby nie on, prawdopodobnie czułabym się zagubiona. Przechodzimy między siedzeniami i na szczęście nie musimy się przepychać między ludźmi.

– Gdzie są nasze miejsca? – pytam, odwracając się w stronę Graysona.

– W następnym przedziale – odpowiada, na co kiwam głową i właśnie tam się kieruję. Od razu uderza we mnie znacznie wyższy poziom.

– Czemu od razu nie wybrałeś prywatnego odrzutowca?

– Bo niestety musiałem go oddać na przegląd. – Odwracam się w jego stronę. – Co?

– Ty naprawdę masz swój prywatny samolot?

– Dużo podróżuję – mówi i wzrusza ramionami. Idzie przodem, aż w końcu docieramy do naszych miejsc. Siadam na miejscu obok okna. Wszyscy dookoła nas są ubrani w garnitury, więc trochę dziwnie czuję się mając na sobie luźne spodnie na gumce i zwykłą koszulkę.

Jestem zestresowana tym lotem. Jest to mój pierwszy raz i nie wiem, czego się spodziewać. Może wpadnę w panikę, a może będę oglądać widoki zza okna z zachwytem? Za chwilę mamy ruszyć, ale mam nadzieję, że nie śmierdzi ode mnie stresem, bo z tego, co zdążyłam zauważyć, Grayson dokładnie wie, kiedy i co czuję.

Łapie mnie za rękę, gdy tylko zaczynam bawić się palcami. Cóż... On robi dokładnie to samo co ja.

– Ile będzie trwał ten lot? – pytam po chwili.

– Powinien trwać dokładnie godzinę i czterdzieści siedem minut. Na miejscu będzie czekał na nas wynajęty samochód, więc od razu zabieramy swoje bagaże i idziemy do auta.

– Co wynająłeś?

– Jeepa. Możliwe, że przyda nam się trochę bardziej terenowe auto.

– Czarodziejka, do której lecimy, mieszka w lesie? – pytam zaskoczona.

– Nie do końca, ale jej partner należy do plemienia. On jest... Cóż... Myślę, że można powiedzieć, że czasami bardziej owłosiony.

– Wilkołak? – pytam bezgłośnie, na co on tylko kiwa głową. – Są bezpieczni?

– Ich instynkty działają trochę inaczej niż nasze. W największym niebezpieczeństwie nie będziesz ty, tylko ja.

– Dlaczego?

– Zostali stworzeni, by likwidować takich jak ja – odpowiada. – Do tego mamy wspólną przeszłość, która nie jest zbyt kolorowa.

– Co zrobiłeś? – pytam twardo.

– Nie ważne. Skupmy się na naszej misji.

Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz