Rozdział 7

104 13 0
                                    

GRAYSON

Z uśmiechem wychodzę z hotelu, w którym udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chyba muszę mieć szczęście, że ciągle wpadam na tę kobietę, ale nie będę narzekać. W końcu uda mi się ją namówić do pomocy, a raczej oddania mi cząstki siebie, choć pewnie nie zauważy zbyt dużej różnicy, zważywszy na to, że przecież magię światła otrzymała przez przypadek.

Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer do Gary'ego.

– Tylko mi nie mów, że nie udało ci się dobić targu. Nie po to wysłałem tam właśnie ciebie, żeby teraz słuchać, że gościu po prostu wyszedł.

– Wszystko poszło zgodnie z planem, później wyślę ci szczegóły współpracy, ale nie po to dzwonię – mówię, otwierając drzwi od swojego samochodu. Muszę przeparkować, jeśli chcę, by wszystko poszło tak jak tego chcę.

– A więc czego życzy sobie mój ulubiony prawie śmiertelnik? – pyta, a ja słyszę jak na jego ustach formuje się uśmiech. Rzadko kiedy mam do niego prośbę.

– Sprawdź, gdzie rodzina Evans ma długi i spłać je.

– Czekaj, bo się chyba przesłyszałem. Mam spłacić długi jakiejś rodziny?

– Nie jakiejś rodziny. Ich córka ma coś, czego potrzebuję. Jest szansa, że w końcu stanę się normalny. – Po drugiej stronie nastaje cisza i nie wiem czy jest to cisza szczęścia, czy raczej wątpliwości, ale to zrozumiałe. Ostatnim razem, gdy ktoś obiecał, że zrobi ze mnie człowieka w zamian za moją pomoc, okazało się, że to tylko jakieś bajeczki z książki dla fanatyków, a sam facet zginął. Tym razem jest inaczej. Wierzę w to.

– Czy to znaczy, że uwolnisz moje potomstwo od towarzystwa swojego napuszonego zadka? – pyta, a w głosie słychać jego kiczowate aktorstwo.

– Nie martw się. Z tobą zostanę do samego końca – odpowiadam z najbardziej sztucznym uśmiechem na twarzy. – Załatw to, proszę, jeszcze dziś. Ja mam jeszcze jedną rzecz do załatwienia.

– Jasne. Pamiętaj, żeby wysłać mi te papiery, a najlepiej jeśli sam je do mnie dostarczysz.

– Dobra, dobra – rozłączam się i wyszukuję teraz innego numeru. Przez swoją działalność mam zdecydowanie za dużo zapisanych numerów.

Gdy tylko znajduję odpowiedni numer, dzwonię do Smitha, któremu sugeruję, żeby zwolnił dziś wcześniej Rose i załatwił za nią zastępstwo. Nie muszę długo namawiać.

Szybko przestawiam auto dokładnie pod główne wejście hotelu i czekam, aż Rose wyjdzie z pracy.

Opieram się o maszynę i wpatruję się w wejście, przez które wychodzi masa ludzi. Zauważam, że sporo kobiet już miałem przyjemność spotkać. Nie były to może zbyt wylewne spotkania, raczej krótka gadka i dostawałem to, czego chciałem. One pewnie nawet mnie nie pamiętają, ale moją pamięć myślę, że można porównać do tej w komputerze. To, co zobaczyłem, to zapamiętałem.

Unoszę wzrok i widzę jak rozmawia z kimś przez telefon, idąc w kierunku wyjścia. Uśmiecham się pod nosem i odpycham od samochodu. Rose dość mocno gestykuluję, a jej twarz przedstawia zmartwienie i wściekłość. Domyślałem się, że nie będzie zbyt szczęśliwa, gdy dowie się, że ma wracać do domu, ale nie mogłem pozwolić, by pracowała w takim stanie.

– Wyobrażasz to sobie?! – mówi podniesionym głosem do telefonu. – Ten pajac niech nawet nie pokazuje mi się na oczy, bo przysięgam, że jak go dorwę, popamięta mnie do końca życia – fuka, na co się uśmiecham i do niej podchodzę.

– Co takiego zamierzasz mi zrobić? – pytam, obniżając swój głos, by brzmieć jak najbardziej uwodzicielsko. Przez chwilę szok formuje się na jej twarzy, ale szybko zmienia go we wściekłość.

– Muszę kończyć. Właśnie w tej chwili mam przyjemność zająć się tym pajacem – rozłącza się i chowa telefon do kieszeni. – Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co właśnie zrobiłeś – warczy w moją stronę i stuka w moją klatkę piersiową. Uśmiecham się jedynie, domyślając się, że mówi o długu, który jeszcze dziś zostanie spłacony. Łącznie z opłatami za szpital.

– Myślę, że właśnie zadbałem o twoje zdrowie, Promyczku – odpowiadam z bezczelnym uśmiechem. – I zapewniłem sobie to, że masz właśnie trochę wolnego i nieplanowanego czasu.

Jak na prawdziwego gentlemana przystało, otwieram drzwi od swojego bugatti i gestem dłoni zapraszam ją do środka.

– Nie sądzisz chyba, że wsiądę do auta gościa, którego nie znam – mówi i odwraca się na pięcie, idąc w kierunku przystanku. Szybko zamykam auto i idę za nią.

– Grayson Davis – przedstawiam się i wyciągam w jej stronę dłoń, której nie przyjmuje. – Rozumiem – oznajmiam i na chwilę spuszczam wzrok. Muszę zmienić taktykę.

Idę obok niej, dopasowując się do jej tempa, co nie jest trudne zważywszy na jej dość niski wzrost i osłabienie jej ciała.

– Mógłbyś mnie zostawić? Skoro już i tak spieprzyłeś mi dzień, chciałabym móc po prostu odpocząć.

– Ok, więc pozwól mi się odwieźć do domu – proponuję.

– Podziękuję.

– Dam ci czas do jutra – oznajmiam i mrugam do dziewczyny. Na pewno nie zostawię jej w spokoju i jutro znowu spróbuję, ale jutro już będzie inaczej.

Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz