GRAYSON
Silny ból ciała budzi mnie ze snu. Cóż... Nie tylko oparzenia, bo czuję, jakby ktoś mi walił młotek po głowie. Coś jest nie tak. Coś jest bardzo nie tak, ale jeszcze nie wiem.
Jęczę, gdy próbuję się ruszyć, ale wszystko mnie boli. Do tego wszystkiego czuję dziwny smak krwi na swoich ustach. Oblizuję je mimowolnie i zastygam, gdy tylko poznaje ten słodki smak. Moje oczy się gwałtownie otwierają, a ja podnoszę się mimo bólu, który właśnie rozchodzi się bezlitośnie po całym ciele.
– Gdzie ona jest? – pytam i szybko schodzę z łóżka, by podjeść do Evana, który rozmawia z lekarzem. – Gdzie jest Rose? – zaczynam panikować. Nie ma jej na sali i nie czuję jej zapachu.
– Najpierw się uspokój. Twoje rany wciąż potrzebują czasu, by się zagoić – mówi lekarz, ale ja patrzę na mężczyznę groźnie. Muszę wiedzieć, gdzie ona jest. Dlaczego mam jej krew na ustach? Czy byłem na tyle słaby, że ją zaatakowałem?
– Nie martw się. Twojej dziewczynie nic nie jest. Nie dawno razem z Levi'm i Lilianą poszli na trening.
– Więc dlaczego mam jej krew na ustach?! – wydzieram się, nie mając już kontroli.
– Zależy ci na niej czy na jej mocy? – pyta Evan, który zainteresowany odwraca się w moją stronę i zakłada ręce na piersi.
Przyglądam się mu, milcząc. Od jakiegoś czasu Rose jest najważniejszą kobietą w moim życiu, ale nie przez magię, którą posiadła. Jest słodka i delikatne, ale zdeterminowana i stanowcza, gdy trzeba. Do tego opiekuńcza strona tej kobiety sprawia, że chcę mieć z nią dzieci, o których wcześniej nawet nie myślałem i to nie tylko dlatego, że jestem wampirem i moje plemniki są martwe. Niesamowite jak odpowiednia kobieta potrafi zmienić nastawienie mężczyzny.
– Nie chcę o tym mówić. Co ja zrobiłem? – pytam poważnie.
– Nie martw się. Wszystko mieliśmy pod kontrolą. Potrzebowałeś tej krwi, żeby przeżyć.
– Ale nie jej!
– Nie było innej opcji. Mamy tutaj tylko krew zmiennokształtnych, która by ci zaszkodziła.
– Więc trzeba było dać mi umrzeć – odpowiadam przez zaciśnięte zęby.
– Rose nic nie jest. Dała ci swoją krew z własnej woli. Oboje jesteście ślepi – odpowiada i chce odejść.
– Nie powinniście jej na to pozwalać – mówię pod nosem i siadam na łóżku. Obok niego leży mój telefon i torba ze zniszczonymi ubraniami. Dopiero teraz zauważam, że mam na sobie czyste rzeczy.
Biorę do ręki telefon. Minęła ponad doba od wybuchu energii Rose. Ta magia ją przerasta, a jej ciało samo reaguje na sytuacje stresowe. Levi użył mocy, by ochronić resztę od światła, ale tym samym dziewczyna mogła zostać uszkodzona przez własną magię.
Łapię za butelkę wody i połykam leki, które po piśmie poznaje, że przygotowała Rose. Może nie wyleczą, ale na pewno stłumią ból.
Wstaję i ubieram na siebie bluzę. Muszę dotrzeć do dziewczyny i samemu sprawdzić czy na pewno wszystko jest z nią w porządku. Jeśli byłem w krytycznym stanie to szczerze wątpię, że mieli wszystko pod kontrolą. Boję się, że mogłem ją nieświadomie skrzywdzić, a jednocześnie wiem, że gdybym zrobił jej coś, czego bardzo by nie chciała, mógłbym zostać węglem. Nie jest bezbronna, ale jest też niebezpieczna i wczoraj zobaczyłem to na własne oczy. Oby nauka poszła jej szybko.
ROSE
– Jeszcze raz! – krzyczy Levi z drugiego końca okręgu. Jestem już zmęczona i strasznie chce mi się spać. Wczoraj straciłam sporo krwi i choć moje ciało szybciej się regeneruje to wiem, że potrzebowało znacznie więcej czasu niż doba. Wiem też, że lekce trzeba zacząć jak najszybciej. Nie chcę więcej nikogo ranić. Choćbym miała mdleć przy każdej próbie magii, będę ćwiczyć kontrolę.
Skupiam się i układam dłonie obok siebie, by po raz kolejny stworzyć kulę światła, którą mam wysłać w określone miejsce i bez zniszczeń. Na ostatnie dwadzieścia razy, udało mi się to raz, a teraz czuję się jakbym naprawdę miała zemdleć z wycieńczenia.
– Skup się, Ro – mówi Liliana, która stoi obok mnie.
Biorę głęboki oddech i jeszcze raz skupiam swoją całą energię na tej kuli, ale to na nic. Światło pojawia się na sekundę i znika. Opadam na kolana, nie mogąc już ustać na nogach.
– Nie dam rady – jęczę i opadam na trawę, ciężko oddychając.
– Musimy zrobić przerwę – mówi Liliana, ale prawdopodobnie nie do mnie, a do swojego brata, który ma nadzwyczajnie dobry słuch, o czym już nie raz się przekonałam.
– Rose! – Krzyk Graysona dochodzi do moich uszu. Podnoszę się tak szybko, jak pozwala mi na to moje ciało, a mężczyzna podbiega do mnie. – Nic ci nie jest? – pyta zmartwiony.
– Jestem cała – odpowiadam szczerze.
– Dlaczego, do cholery, mi na to pozwoliłaś?! – pyta i unosi mój zraniony nadgarstek.
Kulę się, nie wiedząc, co powinnam mu odpowiedzieć.
– Umarłbyś, gdyby nie ona.
– Wolałbym umrzeć niż ją zranić – odpowiada Lilianie, a moje serce zaczyna szybciej bić, a motylki w brzuchu budzą się do życia. Ogarnij się, Rose. On to wszystko słyszy.
– Nie chciałam, żebyś umarł – odpowiadam cicho. – Dla mnie to było tylko trochę krwi, dla ciebie kwestia życia i śmierci.
– Wystarczająco długo już żyłem. Nie mam potrzeby życia, jeśli jest to życie twoim kosztem.
– Nie chcę żyć na świecie, na którym nie ma ciebie – wyznaje. – Jeśli ty byś umarł, umarłabym razem z tobą.
CZYTASZ
Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024)
VampireDrugi tom „Half of the heart", ale osobną historia, także można śmiało czytać bez HOtH ❤️ Rose prowadzi spokojne życie. Pracuje w hotelu, ma kochająca rodzinę i wkurzającą młodszą siostrę. Nie brak jednak jej problemów. Rodzice toną w długach i Rose...