Rozdział 34

41 8 0
                                    

ROSE


– A więc gdzie teraz idziemy? – pytam, gdy tylko zatrzymaliśmy się pośrodku lasu. Wczorajsza podróż minęła bez przeszkód, jak i również zakwaterowanie się w jednym z piękniejszych apartamentów, jakie widziałam. Jasne, przestrzenne i dużo roślin. Jak zdecyduje się na zakup nieruchomości to na pewno pójdę w ten klimat.

– Wiem. Byłem tam kilka razy – odpowiada i łapię mnie za dłoń. Splatam nasze palce i trzymam się blisko niego, gdy tylko wchodzimy w las. Wydaje się być tu tak cicho i spokojnie. Są nawet ścieżki i w oddali widzę ławeczki.

– Pięknie tu.

– Mam nadzieję, że nie ubrałaś swoich ulubionych butów, bo właśnie schodzimy z tego pięknie tu.

– Jak to?

– Żeby dojść do wioski Lobo, trzeba zejść ze szlaku. Będziemy iść jakieś pół godziny przez las. Im bliżej wioski, tym gęściej, a to zasługa czarodziejki przyrody.

– Mam dziwne wrażenie, że to spotkanie nie będzie zbyt przyjazne.

– Ja też – przyznaje Grayson, ale idzie przodem. Staram się za nim nadążyć, ale idzie zdecydowanie za szybko, więc co jakiś czas muszę do niego dobiec.

Mam wrażenie, że powietrze tu jest o wiele lepszej jakości niż na parkingu, który i tak znajdował się już w lesie. Czuję się tu świetnie i nawet mogę wyczuć magię w tym lesie. Z tego co mówił Grayson, magia czarodziejek pochodzi z natury. Fakt, że jest podział na jakieś tam żywioły, ale to w końcu natura. Natura również potrzebuje światła, by przetrwać, a ja czuję jej energię.

Uśmiecham się, gdy dotykam jednego z kwiatów.

– Mogłabym tu zostać.

– Poczekaj aż zaczną cię komary żreć to wtedy zmienisz zdanie – śmieje się.

– Jakby nie patrzeć, macie podobne upodobania żywieniowe – mówię i wzruszam ramionami.

– Ale ja daje przyjemność, gdy trzeba, one wysysają ci krew i jeszcze pozostawiają irytujące, swędzące bąble.

– Mi dajesz przyjemność bez wysysania krwi.

– Bo jesteś moim narkotykiem.

– Gdybym nie znała twojego sekretu, prawdopodobnie uznałabym to za żałosny tekst.

– A ja myślę, że to na swój sposób romantyczne.

– Laski na to lecą?

– Nigdy wcześniej nie miałem interakcji z czarodziejką światła, więc myślę, że z czystym serce mogę powiedzieć, że byłaś pierwsza – śmieje się, na co kręce głową. Już trochę idziemy, roślinność rzeczywiście stała się gęstsza i trochę odpychająca. Tym bardziej, że nagromadziło się również wiele robali.

– Uh, myślisz, że mogłabym coś z nimi zrobić? Czy lepiej nie wtrącać się w robotę czarodziejki przyrody?

– Myślę, że czarodziejka już może wiedzieć o naszym przybyciu. Rośliny też potrafią komunikować. Pytanie tylko czy zostaniemy zatrzymani, czy pozwolą nam dojść do swojej wioski.

– Jak szybko mogą cię wyczuć?

– Wszystko zależy od wiatru, ale idąc od tej strony, nie powinni mnie wyczuć aż do wioski – odpowiada, a ja słyszę obok siebie dziwny szelest.

– Jesteś tego pewien? – pytam, zatrzymując się i spoglądam w kierunku, z którego dochodził szelest.

– Szlak! Są pod wiatr. Nie wyczułem ich – mówi zdenerwowany i od razu zasłania mnie własnym ciałem.

– Myślisz, że zrobią nam krzywdę?

– Tobie na pewno nie. Są szlachetni i nie krzywdzą ludzi.

– Nie to, co wampiry, nie? – żartuję, ale wiem, że nie jest nikomu do śmiechu. Szczególnie, gdy widzę jak z lasu wychodzi para wilków. Większy z nich jest cały czarny, mniejszy i łagodniejszy - szary.

Rozglądam się dookoła, by mieć pewność, że jest tylko ta dwójka. Mam wrażenie, że roślinność dookoła nas jeszcze bardziej zgęstniała. Zdziwiona spoglądam na Graysona, który skupiony jest na wilkach. Na początku myślałam, że wilkołaki wyglądają strasznie, a to po prostu wilki.

– To wilkołaki, prawda? – pytam szeptem.

– Tak – odpowiada mi, na co czarny jeszcze groźniej kłapie zębami.

– Możemy pogadać? Tak bardziej w cywilizowany sposób? – pytam nieśmiało, spoglądając w stronę wilków. Uśmiecham się do nich niepewnie, ale widzę, że to nie pomaga.

Myśl, Rose. Myśl.

Czarny wilk wygląda na gotowy do ataku, podczas gdy szary przygląda się całej sytuacji i jest raczej z tyłu. Domyślam się, że jest to albo młode, albo partnerka samca, który za chwilę rzuci się na Graysona.

Zamykam oczy, by móc się lepiej skupić. Kiedyś mi się udało, więc może i teraz się uda.

Układam dłonie blisko siebie i staram się stworzyć kulę światła. Otwieram oczy, by widzieć czy mi się udaje, co przyciąga uwagę mniejszego wilka. Uważnie mi się przygląda.

Gdy tylko pojawia się błysk światła, wysyłam go w niebo, a szary wilk szczeka na czarnego, który ucisza się i teraz jego wzrok jest skierowany do mnie.

– Teraz możemy porozmawiać? – pytam ponownie, na co wilki uciekają w krzaki.

– Chyba właśnie uratowałaś mi skórę. Nie mówię, że nie dałbym im rady, ale jednak podczas podobnych wypadków, potrzebowałbym znacznie więcej krwi, a tutaj jest to raczej niemożliwe.

– Dałabym ci swoją, gdyby zaszła taka potrzeba – odpowiadam bez namysłu.

– Nie. – Jego głos jest tak stanowczy, że moje ciało lekko się odchyla.

– Nie pytałabym cię o zgodę. Gdybyś był w krytycznej sytuacji, po prostu zaczęłabym działać.

– Kim jesteście? – słyszę równie niski głos jak Graysona, a zza krzaków wychodzi praktycznie bóg seksu. Przystojny, dobrze zbudowany facet i można od niego wyczuć samca alfę, którym możliwe, że jest skoro jest wilkołakiem.

Obok niego idzie kobieta. Drobna z długimi, pięknymi włosami. Zdecydowanie ulubienica przyrody. Jest przepiękna.

– Jestem Rose Evans, a to Grayson Davis – przedstawiam nas oboje.

– Wampir – warczy w jego stronę.

– I czarodziejka – dodaję i wskazuję palcem na swoją twarz – która potrzebuje pomocy, by pomóc wspomnianemu wampirowi – dodaję.

Kobieta przygląda się Graysonowi.

– My się chyba już widzieliśmy, prawda? – pyta, zakładając ręce na piersi.

– Miałem nadzieję, że jednak nie będziesz o tym pamiętać.

– Rozszarpię cię, by później ugotować i dać na pożarcie psom.

Co się właśnie dzieje?

Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz