Rozdział 5

125 14 1
                                    

ROSE

Dziwne odrętwienie mojego ciała wybudza mnie ze snu. Czuję się, jakbym przez wiele dni leżała w jednej i tej samej pozycji, choć nigdy nawet nie miałam takiej sytuacji, ale gdybym była bez ruchu tak długo, myślę, że właśnie tak bym się czuła. Cała obolała i odrętwiała.

Jasne światło drażni moje oczy, przez co powieki mam mocno przymrużone. Od kiedy jest tak jasno? Domyślam się, że nie jestem u siebie w domu. Pamiętam swój upadek z kilku metrów do tej jaskini. Musiałam się naprawdę mocno uderzyć w głowę, skoro straciłam przytomność. Chyba pierwszy raz mi się to zdarzyło. Wcześniej nie miałam nawet krwotoku z nosa, a tu proszę! Byłam nieprzytomna. Nie powinnam się w ogóle dziwić. Spadłam na skały.

– Ro? – Słyszę głos matki, pełen ulgi, jednocześnie niepokoju.

Próbuję otworzyć oczy i spojrzeć na rodzicielkę, ale w tym pokoju jest zdecydowanie zbyt jasno. Chciałabym, żeby te żarówki trochę przygasły.

Wzdycham cicho, gdy tępy ból dopada moją głowę. Jestem cała poobijana.

Otwieram oczy, a moje zdziwienie sięga zenitu, gdy w pomieszczeniu jest znacznie ciemniej. Może ktoś zgasił kilka żarówek. Mam nadzieję, bo w innym wypadku mogę mieć coś nie tak z moim wzrokiem lub mózgiem, a nie lubię chodzić na badania.

– Żyję – oznajmiam bardzo ochrypłym głosem – Chyba.

Szloch mamy rozbrzmiewa w pomieszczeniu, które w końcu mogę dokładnie obejrzeć. Białe ściany, metalowa szafeczka, pojedyncze krzesło i łóżko... szpitalne.

Przymykam oczy i zaczynam przeliczać koszty leczenia. Ile czasu tu leżałam?

– Tak bardzo się o ciebie baliśmy. Gdy tylko dostaliśmy telefon od twoich znajomych, przyjechaliśmy do szpitala.

– Jak długo tu leżę? – pytam cicho.

– Dwa dni temu cię tu przywieźli. Wpadłaś do jaskini. Ratownicy mówili, że miałaś naprawdę dużo szczęścia.

Drzwi od sali się otwierają, a do środka wchodzi kilkoro lekarzy. Musiałam się obudzić idealnie na obchód.

– Pani Evans! Widzę, że panienka się obudziła. Dobrze się pani czuje? – pytam i podchodzi do mnie, wyciągając z kieszeni małą latareczkę, którą świeci mi prosto w oczy.

– Obolała, ale ogólnie dobrze – odpowiadam, starając się nie mrużyć zbytnio oczu. – Czy mogę już wrócić do domu?

Lekarz patrzy na mnie zaskoczony.

– Musimy jeszcze zbadać, czy na pewno wszystko z panią w porządku. Poza tym, uważam, że powinna pani zostać jeszcze dobę na obserwacji. Wysokość, z jakiej pani spadła, nie należała do najmniejszych.

– Rozumiem, ale jednak chciałabym się wypisać. Jak najszybciej – oznajmiam stanowczo.

Na twarzy lekarza pojawia się dziwne zakłopotanie, ale kiwa głową ze zrozumieniem i piszę coś w swoim notesie. Wychodząc, mówi tylko, że mam się zgłosić do rejestracji w celu wypisania dokumentów.

Podnoszę się do pozycji siedzącej i sięgam do szafki, na której leży mój telefon.

– Może jednak powinnaś zostać ten jeden dzień w szpitalu, Ro. – Kręcę głową w odpowiedzi.

– Mamy wystarczająco dużo długów, a kolejny dzień w szpitalu, to kolejne wydatki. Jeśli będzie się coś działo, od razu was o tym powiadomię, ale jednak wolałabym trochę zaoszczędzić, tym bardziej, że wykupione ubezpieczenie nie pokryje wszystkich kosztów.

Ściągam z siebie kołdrę i pewnie staję na równe nogi, co okazuje się być błędem.

– Ostrożnie! – upomina mnie mama, gdy chwieje się i opadam na łóżko. – Dopiero się wybudziłaś, nie możesz tak po prostu wstać i zacząć biegać. Daj się obudzić swojemu ciału – karci mnie na co przewracam oczami.

Podejmuję drugą próbę wstania i tym razem nie upadam. Moje nogi są jak z waty, więc faktycznie powinnam bardziej na siebie uważać.

– Wracajmy do domu.

~

Pomimo dwudniowego odpoczynku na szpitalnym łóżku, czuję się bardzo zmęczona. Moje oczy zaczynają się mocno do siebie kleić, a niedawno przecież wypiłam kawę.

– Może powinnam się położyć spać? – pytam cicho sama siebie i opadam na moje łóżko. Choć materac nie jest już tak wygodny, to cieszę się, że nie jest to szpitalne łóżko.

Sięgam po telefon i zaczynam czytać wiadomości od znajomych.

Sylvia:

Przekazałam szefowi informacje o twoim wypadku. Nie musisz się spieszyć z powrotem, nawet Smith każe ci wypocząć. Napisz jak tylko się obudzisz.

Sylvia:

Twoja mama dzwoniła, że już się obudziłaś. Czy moje uczucia dla ciebie to żart?! Wiesz jak ja się stresowałam?! Dlaczego nie dostałam jeszcze od ciebie żadnej wiadomości?! Przysięgam, że właśnie nakładam na ciebie karę. ZERO RAFFAELLO DO KOŃCA TWOJEGO ŻYCIA.

Śmieję się pod nosem. Ma znajomego, który pracuję w firmie Ferrero i zawsze dostaje paczki ze słodyczami. Ona nie lubi kokosa, ale za to ja jestem ogromnym fanem tych słodyczy.

Szybko odpisuje wiadomość z przeprosinami i błagam, by nie odcinała mnie o tej przyjemności.

Odkładam telefon i kładę głowę na poduszkę. Senność szybko mnie dopada, gdy widzę jak dłonie zaczynają mi świecić. Może jednak powinnam zostać w tym szpitalu.

~

Sen wcale mi nie pomógł. Wciąż czuję się zmęczona i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, ale jednocześnie stwierdzam, że nie jest wcale tak źle, by w nim zostawać. Ludzkie ciało jest w stanie dużo wytrzymać.

Szybko nakładam na twarz lekki makijaż i związuję włosy w niskiego kucyka. Na nic więcej mnie dzisiaj nie stać. Na szczęście moje uniform wisi gotowy w szafie, więc zakładam do na siebie i wychodzę.

Na dolę spotykam rodziców, z którymi się żegnam zanim zdążą cokolwiek powiedzieć. Nie mam zamiaru prowadzić z nimi dyskusji na temat swojego zdrowia. Potrzebujemy pieniędzy, a biorąc wolne, nie pomogę im spłacić tego długu.

– No ty chyba już do reszty zwariowałaś – wita mnie miłym tonem Sylvia, która właśnie rozmawiała z nową dziewczyną na recepcji.

– Nie przesadzaj. Czuję się dobrze.

– Dobrze? Wczoraj wybudziłaś się ze śpiączki! Powinnaś zrobić sobie przynajmniej tydzień wolnego.

– Ta praca nie jest fizycznie wymagająca. Dam sobie radę, Sylvia.

– Będę mieć na ciebie oko – mówi, mrużąc oczy.

– Benson jest u siebie? – pytam, a gdy dostaję odpowiedź, od razu idę do szefa, by dać znać, że jestem zdolna do pracy.

Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz