Rozdział 19

16 6 1
                                    

Dni mijały jeden za drugim, a monotonia podróży zaczynała ciążyć Eirze. Kołysanie wozu, skrzypienie kół i miarowy stukot końskich kopyt przybrały kształt stałego elementu jej rzeczywistości. Jednak z każdym przemierzonym kilometrem, krajobraz wokół nich zaczynał się subtelnie zmieniać.

Początkowo zmiany były ledwo dostrzegalne. Łagodne wzgórza Talmhain zaczęły ustępować miejsca bardziej stromym zboczom. Gęste lasy liściaste powoli przerzedzały się, a na ich miejscu pojawiały się krzewy i niższe drzewa o poskręcanych pniach, jakby uformowane przez nieustanne wiatry.

W miarę jak zbliżali się do granicy Narin, Eira zauważyła, że powietrze stało się bardziej rześkie i słone. Gdzieś w oddali musiało być morze, choć jeszcze go nie widziała. Niebo wydawało się większe i bardziej intensywnie błękitne, a chmury przybierały fantazyjne kształty, gnane silnymi podmuchami.

Pewnego dnia, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, dotarli do granicy Narin. Droga zwężała się, prowadząc do prowizorycznej blokady, która była zwykłym drewnianym płotem. Kręciło się przy nim kilku mężczyzn w podartych mundurach, którzy z pewnością nie wyglądali na oficjalnych strażników granicznych.

Wóz zatrzymał się w kolejce. Przed nimi stało kilka innych pojazdów, a Eira z rosnącym niepokojem obserwowała, jak "strażnicy" przeprowadzają kontrole. Ich zachowanie było brutalne i nieprzewidywalne, jak u dzikich zwierząt czających się na ofiarę.

Powietrze było gęste od kurzu i strachu. Serce Eiry biło coraz szybciej z każdym krokiem zbliżających się strażników. Ich oczy błyszczały dziko pod ciężkimi hełmami, a brudne uniformy nosiły ślady zaschniętej krwi.

Nagle, przy jednym z wozów wybuchło zamieszanie. Jeden ze strażników wyciągnął mężczyznę, krzycząc ochrypłym głosem.

- Ukryte towary, co?! Myślałeś, że nas przechytrzysz, robaku?!

Eira z przerażeniem obserwowała, jak dwóch innych dołączyło do tego pierwszego. Ich pięści i kopniaki spadały na bezbronnego człowieka z głuchym odgłosem. Krzyki bólu mieszały się ze śmiechem oprawców. Nikt nie zareagował, wszyscy odwracali wzrok, jakby ta scena była codziennością.

- Nie patrzcie. - mruknął Ern. - To tylko ściągnie na nas kłopoty. Tutaj każdy dba tylko o siebie.

Z przeciwnego kierunku nadchodziła grupa ludzi opuszczających Narin. Ich widok sprawił, że Eira poczuła lodowaty chłód w żołądku. Ubrania wędrowców były w strzępach, a twarze wychudzone i zmęczone. W ich oczach czaiła się pustka, jakby życie zostało z nich wydarte.

Jedna z kobiet, z siwymi włosami splątanymi w brudne strąki, zatrzymała się przy ich wozie. Jej skóra była blada i popękana, a oczy zapadnięte głęboko w czaszkę.

- Zawróćcie, póki możecie. - powiedziała ochrypłym głosem, chwytając Eirę za rękę. Jej palce były zimne jak u trupa. - Tam nie ma już nic poza cierpieniem i śmiercią. Narin pożera dusze, nie tylko ciała.

Strach ścisnął jej gardło. Spojrzała na horyzont, gdzie majaczyły ciemne kontury Narin – kraju, który miał być jej nadzieją na odnalezienie Willema. Teraz jednak wydawał się bramą do piekła. Wątpliwości zalewały jej umysł niczym czarna fala. Ale potem przypomniała sobie twarz Willema, jego ciepły uśmiech. Zacisnęła pięści. Musiała go uratować za wszelką cenę.

Wreszcie nadeszła ich kolej. Ern podjechał powoli do blokady, a jeden ze strażników, masywny mężczyzna z blizną przecinającą lewe oko, podszedł do wozu. Jego ciężkie buty dudniły o ziemię, a ręka spoczywała na rękojeści miecza. Nagle twarz mężczyzny rozjaśniła się w uśmiechu, odsłaniając niekompletny rząd zębów.

Córka Dawnego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz