20. Mackenzie

992 107 8
                                    

Nagromadzony w moim żołądku stres sprawia, że chce mi się rzygać.

            Po raz ostatni przeglądam się w lustrze przed wyjściem na kolację, którą zorganizował menadżer chłopaków. Mam na sobie długą, czarną sukienkę na cienkich ramiączkach z wysokim rozcięciem na udzie, do tego beżowe szpilki i marynarkę, którą później zarzucę na ramiona. Włosy delikatnie zakręciłam na lokówce, co w połączeniu z mocnym makijażem wygląda naprawdę świetnie.

            – Kenzie, przez ciebie zaraz się spóźnimy – marudzi Hunter, pospieszając mnie od kilku minut.

            Nakładam na usta błyszczyk, a następnie zakładam długie kolczyki.

            – Lepiej być spóźnionym, niż brzydkim.

            – Cokolwiek byś na siebie nie założyła i tak będziesz piękna.

            Posyłam mu w lustrze zawstydzony uśmiech.

            – Mówisz tak, bo jesteś moim bratem.

            – Mówię tak, bo to prawda. Wyglądasz zjawiskowo. – Odpycha się od futryny. – Chłopakom z pewnością opadnie szczęka, ale lepiej dla nich, by trzymali łapy przy sobie.

            Chichoczę, kręcąc głową. Wrzucam rozwalone na szafce kosmetyki do kosmetyczki.

            – Jestem już dużą dziewczynką.

            – Boleśnie zdaję sobie z tego sprawę i żałuję, że nie było mnie przy tobie, gdy stawałaś się kobietą.

            Ignoruję nieprzyjemne ukłucie w sercu i odwracam wzrok. Nie lubię wracać do tamtych czasów, kiedy nie było go w domu.

            – Co nie zmienia faktu, że moi kumple nie mogą cię przelecieć.

            – Oczywiście, że nie. – Marszczę brwi. – Bo jak już to ja ich przelecę.

            Kiedy Hunter gromi mnie wzrokiem, zaczynam się śmiać. Opuszczamy nasz apartament, a samochód z ochroną zawozi nas do restauracji. Pozostali mają już tam na nas czekać, co wywołuje we mnie delikatną panikę, bo nigdy nie lubiłam wielkich wejść.

            Wysiadamy pod wyglądającą na cholernie drogą restauracją. Jeden z ochroniarzy zaprowadza nas do środka. Brat poinformował mnie, że przed lokalem zapewne będą czaić się paparazzi, ale mam ich zignorować i zupełnie nie zwracać na nich uwagi. Tak też właśnie robię, co jest niezwykle trudne, bo migające flesze niemal mnie oślepiają, a niekomfortowe pytania dziennikarzy spadają na mnie lawinowo.

            – Jak ty to znosisz? – Odzywam się, gdy znajdujemy się w środku.

            – Nijak. – Wzrusza ramionami. – Po prostu się przyzwyczaiłem.

            Podchodzi do nas mężczyzna i zabiera od nas płaszcze. Oddaję mu także marynarkę, bo w środku jest bardzo ciepło, ale może to też być spowodowane stresem, jaki od czasu wyjścia stale przybiera na sile.

            Mężczyzna prowadzi nas w kierunku stolików. Nadal nie wierzę, że dałam się namówić na ten przyjazd. W czasie kilkumiesięcznej nieobecności zespołu udało mi się zapomnieć o Chasie, co wcale nie było łatwe z uwagi na stale pojawiające się w sieci artykuły o TFL. Nawet znalazłam sobie chłopaka, ale niestety on także znalazł sobie inną dziewczynę, więc go zostawiłam. To był właśnie jeden z głównych powodów, przez który tu dziś jestem, bo inaczej spędziłabym święta sama w wynajmowanym mieszkaniu, wylewając w poduszkę morze łez. Wprawdzie miałam spędzić święta z Wilsonami, bo Landon mnie zaprosił, ale chyba czułabym się tam niekomfortowo.

Forget me notOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz