Po prawie dwugodzinnym koncertowaniu czuję się, jakbym spędził na scenie co najmniej pół dnia. Granie cudzego repertuaru to ogromne wyzwanie, ale świąteczne piosenki to dopiero wysiłek. Na szczęście publiczność wyglądała na bardzo zadowoloną i razem z nami śpiewała najpopularniejsze hity. Ostatecznie uważam, że wyszło całkiem nieźle, choć padam na pysk.
Po zejściu ze sceny Peter poinformował nas, że Mackenzie wróciła do hotelu, a swoją wejściówkę podarowała jakiejś dziewczynie. Emma był mocno podekscytowana tym spotkaniem i początkowo nie umiała wydusić z siebie żadnego składnego zdania, lecz po chwili tak się rozgadała, że ochrona musiała ją upominać o kończącym się czasie.
Chce mi się śmiać na to wspomnienie, choć zrobiło mi się odrobinę smutno, gdy okazało się, że Kenzie nie przyszła. Planowałem wręczyć jej kupiony spontanicznie prezent w podziękowaniu za zorganizowanie nam namiastki świąt, ale będę musiał zrobić to innym razem. Nie wiem, kiedy planuje wrócić do San Diego, ale mam nadzieję, że zostanie z nami do sylwestra.
Po koncercie chłopcy jak zwykle poszli w tango. Tym razem jednak odmówiłem, bo jestem naprawdę zmęczony. Mam ochotę się położyć i wreszcie porządnie wyspać, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz przespałem ciągiem choćby siedem godzin. Mój spadek formy może też być spowodowany tęsknotą za rodziną, która aktualnie spędza święta w swoim gronie, a ja znajduję się tysiące kilometrów dalej. Żałuję, że nie udało mi wrócić do domu. To pierwszy raz, kiedy spędzam ten czas z dala od bliskich, przez co kompletnie nie czuję bożonarodzeniowej aury.
Samochód zatrzymuje się pod samym wejściem do hotelu, a ochroniarz zaprowadza mnie do środka. Na szczęście zdaje się, że nikt za nami nie jechał, a na miejscu nie czają się dziesiątki dziennikarzy, dzięki czemu mogę spokojnie wejść do budynku. Od razu kieruję się do windy, która zawozi mnie na odpowiednie piętro.
Przeglądam zdjęcia, które wysłał mi Landon. Widnieje na nich głównie roześmiana Nora w uroczym, czerwonym stroju, ale rodzice z babcią także załapali się na kilku ujęciach. Ściska mnie serce, bo mogę sobie tylko wyobrażać, jak świetnie się bawią.
Wychodzę na długi, pokryty nieco przygaszonym światłem korytarz. Zmierzam do swojego apartamentu, który usytuowany jest pod samym końcem długiego holu, nie odrywając wzroku od zdjęć. Kiedy jednak znajduję się na wysokości drzwi do mieszkania Huntera, coś przykuwa moją uwagę.
– Mackenzie? – pytam całkowicie zdezorientowany na widok leżącej pod ścianą dziewczyny. Natychmiast kucam obok niej i pospiesznie obejmuję ją wzrokiem, czy jest w jednym kawałku. – Co ty tutaj robisz?
Nie wygląda na poszkodowaną. Mruga kilkukrotnie, jakby właśnie się obudziła. Rozgląda się na boki, po czym prostuje plecy, a kilka kości w ciele strzyka, na co mocno się krzywi.
– Zapodziałam gdzieś kartę do drzwi, a mój telefon się rozładował. Recepcjonistka nie chciała mnie wpuścić, bo moje nazwisko nie znajduje się na rezerwacji. Zaczęła mnie straszyć ochroną i gadać o bezpieczeństwie gości, dlatego odpuściłam – opowiada zrezygnowana. – Wolałam zaczekać na ciepłym korytarzu niż pozwolić, żeby mnie stąd wyrzucili na mróz.
Rozpowszechniająca się w moim organizmie złość sprawia, że mam ochotę zejść na dół i zrobić z tym porządek.
– Pójdę tam i zażądam, żeby zwolnili tę kobietę w trybie natychmiastowym. – Wstaję na równe nogi, a w odpowiedzi na moje słowa Mackenzie robi to samo. – Co to za hotel, który nie dba o swoich gości?
– Daj spokój. – Zatrzymuje mnie. Jestem gotowy zejść tam w tej chwili i zrobić hałas, jakiego jeszcze nie słyszeli. – Przecież nic mi się nie stało. Poza tym mówiłam ci, że nigdzie nie byłam wpisana. Powinieneś się cieszyć, że nie ufają byle komu.
