Alkohol to zło. Szkoda tylko, że przypominam sobie o tym dopiero następnego dnia, kiedy potężny kac nie daje mi żyć. Przekręcam się na plecy i tępym wzrokiem gapię w sufit. Wczorajszy wieczór pamiętam jak przez mgłę. Jedyną rzeczą, która zdała się wyryć w moim umyśle jest pełne pożądania spojrzenie Chase'a, kiedy bezwstydnie kazałam mu się przelecieć.
Przecieram twarz dłońmi. Pragnę wyrzucić z głowy obraz mokrego, przypierającego mnie do ściany faceta, który ledwo nad sobą panował. Krążący w moich żyłach alkohol dodawał mi odwagi i chciałam go najzwyczajniej w świecie sprowokować, ale nie sądziłam, że tym sposobem będzie mi jeszcze trudniej o nim zapomnieć. Ilekroć zamknę oczy, widzę jego mokre włosy, które opadają mu na czoło; czarną rozpiętą koszulę, pod którą ukrył twarde mięśnie i usta, które tak idealnie wyglądały na mojej skórze. Mimowolnie dotykam palcami miejsca, gdzie jego wargi przyprawiały mnie o dreszcze.
Z trudem zwlekam się z łóżka, w którym najchętniej spędziłabym cały dzień, ale pragnienie niemal ssie mnie od środka. Wychodząc na korytarz, docierają do mnie dwa podniesione głosy. Przystaję za ścianą i wytężam słuch.
– Naprawdę to musiała być akurat ona?! – krzyczy Hunter. – To tylko kwestia czasu, aż media się dowiedzą, że to moja siostra, a wtedy dopiero zrobi się syf.
Serce mi przyspiesza. O czym on mówi?
– A co niby miałem zrobić? Zostawić ją samą, czy kazać jej się czołgać do hotelu, byleby tylko jej nie dotknąć? – odzywa się zirytowany Chase. – Zrobiłem dokładnie to, o co mnie prosiłeś. Bezpiecznie odstawiłem ją do pokoju.
Mój brat prycha.
– Prosiłem cię, żebyś miał ją na oku i nie pozwolił jej się schlać. Czy to było dla ciebie zbyt wymagające zadanie?
– Nie jestem niczyją niańką.
– Jesteś moim przyjacielem. Poprosiłem cię o przysługę, bo myślałem, że masz odrobinę oleju w głowie i będziesz potrafił wykonać tak proste zadanie.
Hunter wydaje się naprawdę zdenerwowany. Nie wiem, co dokładnie między sobą ustalili, ale Chase ma rację – jestem dorosła i potrafię sama o siebie zadbać.
Cóż, przynajmniej powinnam.
Postanawiam wkroczyć między nich nim się pokłócą albo co gorsza pozabijają.
– To nie jest jego wina.
Wchodzę do salonu, a dwie pary oczu skupiają się na mnie. Zbieram się na odwagę i zbliżam do nich. Oboje patrzą na mnie wyczekująco.
– Upiłam się, bo chciałam zrobić ci na złość – wyznaję bratu, zatrzymując się obok niego.
– Co ty bredzisz?
– Traktujesz mnie jak dziecko. – Podnoszę głos. – Najpierw zapraszasz mnie na kolację, po czym nagle znikasz i każesz jednemu z swoich kumpli mnie pilnować, jakbym miała z dziesięć lat.
Hunter potrząsa głową.
– Po prostu się o ciebie martwię.
– To przestań – wtrącam ostro. – Nie było cię przez kilka lat, które wcale nie były kolorowe, więc skoro wtedy poradziłam sobie sama, tak teraz też będę potrafiła o siebie zadbać i nikt nie musi mi matkować.
