Rozdział 30

39 5 4
                                    


Świt z trudem przedzierał się przez gęstą mgłę, która niczym jedwabny całun spowiła port w Lerton. W wilgotnym powietrzu unosił się ciężki zapach soli morskiej i świeżo wyładowanych ryb. Za stertą pustych skrzyń Willem i Eira w skupieniu obserwowali, jak Fiorg targował się z dostawcą. Stary marynarz wymachiwał rękoma skutecznie odwracając uwagę od dwóch beczek, które jego pomocnik dyskretnie wtaczał na wóz.

- Teraz - szepnął Willem, delikatnie ściskając dłoń Eiry. - Gotowa?

Dziewczyna tylko kiwnęła głową, mimo że serce waliło jej jak młotem. Bezszelestnie przemknęli do wozu, kryjąc się w cieniu mgły. Willem sprawnie otworzył beczki i pomógł Eirze wślizgnąć się do pierwszej z nich, po czym sam zwinnie wskoczył do drugiej, w ostatniej chwili domykając wieko. Wkrótce usłyszeli, jak koła wozu zaskrzypiały na bruku.

Kolejne minuty okazały się istną torturą. Intensywny zapach morskich ryb, przesyconych solą, atakował ich nozdrza z każdym wstrząsem wozu. Eira rozpaczliwie powstrzymywała mdłości, podczas gdy z sąsiedniej beczki dobiegały stłumione przekleństwa Willema.

- Na wszystkie gwiazdy Talmhain - syknął ze złością. - Ten rybi smród będzie się za mną ciągnął przez najbliższy tydzień.

Wóz gwałtownie zahamował, a ich serca zamarły na ułamek sekundy.

- Stać! Kontrola ładunku! - rozkazał szorstki głos strażnika.

- Same ryby, panowie - mruknął woźnica znudzonym tonem, jakby ta kontrola była kolejną stratą czasu. - Jak zwykle.

Eira wstrzymała oddech, czując strużki potu spływające wzdłuż kręgosłupa. W jej głowie wirowały czarne scenariusze, jeden gorszy od drugiego, podczas gdy kolejne sekundy wlokły się niczym wieczność. W końcu usłyszeli zbawienne słowa.

- Możesz jechać.

Ledwo zdążyli odetchnąć z ulgą, gdy kilka minut później wóz znów stanął, tym razem z cichym zgrzytem kół. Willem ostrożnie zerknął przez szparę w beczce.

- Teraz - szepnął.

Wyślizgnął się ze swojej kryjówki i natychmiast pomógł Eirze wydostać się z jej beczki. Gdy jej stopy dotknęły ziemi, zachwiała się, a zdrętwiałe nogi odmówiły posłuszeństwa. Willem błyskawicznie chwycił ją za ramię, posyłając jej pokrzepiający uśmiech.

Dziedziniec kuchenny powitał ich istnym chaosem przygotowań do porannego posiłku. Powietrze wypełniała kakofonia dźwięków - krzyki kucharzy mieszały się z brzękiem garnków i trzaskaniem drzwi. Ten zgiełk, choć maskował ich obecność, sprawiał, że trudno było zachować czujność.

Willem zacisnął dłoń na ręce Eiry i pociągnął ją w stronę mrocznego korytarza, który prowadził z dala od kuchennej zawieruchy.

- Tędy - mruknął, co chwila rzucając niespokojne spojrzenia przez ramię, jakby już widział nadchodzących strażników.

Przemykali bezszelestnie wzdłuż zimnych ścian. Willem poruszał się z pewnością kogoś, kto zna drogę na pamięć, każdy zakręt i załom korytarza był mu znajomy z poprzedniej wizyty w pałacu. Mimo to napięcie gęstniało z każdym kolejnym krokiem.

Nagle korytarzem poniósł się złowieszczy odgłos ciężkich butów, a echo kroków rosło z przerażającą szybkością. Willem zareagował instynktownie, jednym ruchem wepchnął Eirę za szeroki filar i sam wcisnął się w wąską przestrzeń obok niej. Wstrzymali oddech, gdy patrol minął ich kryjówkę, niemal ocierając się o nich. Eira czuła na plecach szaleńcze bicie serca Willema i jego urywany oddech.

Córka Dawnego Świata [TOM I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz