Rozdział 6

1.5K 245 9
                                    

Sofia

Tuż po tym jak zatrzymaliśmy się na podjeździe domu Christophera zapewniłam Mię i jej męża, że jak tylko skończę swoją rozmowę od razu ją o tym poinformuję. Ich propozycja wydawała mi się na tyle atrakcyjna, że rzuciłam do niej, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli z chęcią z nimi zamieszkam.

Mia wydawała się z tego powodu niezwykle zadowolona a nawet uściska mnie na pożegnanie aż do momentu, kiedy wsiadła do samochodu. Zadziwiająco Lorenzo wysiadł razem ze mną tłumacząc się tym, że też musi porozmawiać o czymś ze swoim wujem. Nawet jeśli wydawało mi się to podejrzane machnęłam na to ręką, bo nie obchodziło mnie co jest prawdziwym powodem tego, że nagle zmienił zdanie.

Moje walizki nadal znajdowały się w ich samochodzie więc miałam kolejny powód na to, aby do nich wpaść. Umówiliśmy się, że zostanę tu do wieczora aż przyjadą na rodzinną kolację jak to robili od wielu lat po czym zabiorą mnie do siebie. Cieszyłam się, że nadal mają tą tradycję a tym samym mogłam porozmawiać ze wszystkimi i dowiedzieć co się u nich przez te lata wydarzyło.

Ignorując Lorenzo weszłam do środka podziwiając jak zmieniło się wnętrze, które najwyraźniej Amara postanowiła nieznacznie zmienić. Musiałam przyznać, że wyszło jej to niesamowicie, bo teraz zamiast muzealnej atmosfery panowała w nim domowa taka która powinna być tutaj od zawsze.

W powietrzu unosił się przepiękny zapach kwiatów stojących w wielkich wazonach w kilku miejscach rozłożonych strategicznie. Najwyraźniej to zostało skrupulatnie opracowane tak aby osoby wchodzące do środka miały niesamowite widok.

Ares najwyraźniej był w swoim żywiole, bo zaczął wszędzie biegać i poznawać miejsce, w którym się wychował. Przymknęłam oczy wyobrażając sobie jak to było po raz pierwszy uczyć się rozkładu pomieszczeń w całym domu i wiedziałam, że gdybym musiała wiedziałabym, gdzie dojść z zamkniętymi oczami. Utrata wzroku mogłaby być dla kogoś końcem życia, ale dla mnie była początkiem czegoś nowego. Dzięki temu co się stało poznałam cudownych ludzi, którzy pomogli mi, kiedy sama nie mogłam sobie poradzić. Znaleźli sposób na to, abym mogła funkcjonować jak normalna dziewczynka bawiąc się czy biegając. Robiłam wszystko co normalne dzieci na tyle na ile pozwalało mi na to moje ciało. Wiele rzeczy było dla mnie trudnych do opanowania, ale nie znaczy to że niewykonalnych.

- Ktoś w końcu wrócił do domu. - otworzyłam oczy a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech, kiedy dotarło do mnie kto to powiedział.

Pomimo upływu lat zmieniło się w nim tylko to, że miał na głowie o wiele więcej siwych włosów no i może zmarszczek na twarzy. Nie zmieniło to jednak jego charakteru i tego jak dobrym przyjacielem był dla mnie pomimo tak dużej różnicy wieku pomiędzy nami.

- Enzo. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem podchodzą do niego, aby móc go w końcu uściskać.

Nawet z nim nie widywałam się tak często jakbym chciała. Zaledwie kilka razy odwiedził mnie przez cały okres, kiedy mieszkałam w Bostonie jednak rozumiałam, że nie chciał sprowadzać na mnie niebezpieczeństwa. Wszyscy byli w tym bardzo przewrażliwieni jakby cały czas mogło czyhać na mnie zagrożenie jednak nic nie mówiłam, bo oni żyli w tym świecie od samego początku i wiedzieli do czego ludzie się są zdolni.

- Witaj w domu. - powiedział tuląc mnie do siebie.

- Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale byłeś dla mnie jak ojciec. - wyszeptałam w jego pierś czując jak się rozklejam. – Wiem, że nie byłam tylko twoim zadaniem ani obowiązkiem i ty też nigdy mi tego nie powiedziałeś. Ale tak właśnie czułam.

W końcu mu to powiedziałam i czułam się o wiele lżejsza. Enzo zjawił się w moim życiu w momencie, kiedy straciłam swoich rodziców i przejął na siebie ten obowiązek zostając moim ochroniarzem. Pomimo tego, że z definicji powinien zajmować się tylko zapewnienie mi bezpieczeństwa robił o wiele więcej.

#6.Bracia Torrino. LorenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz