Rozdział 10

1.5K 250 3
                                    

Sofia

To był zaskakujący wieczór więc nic w tym dziwnego, że nie mogłam zasnąć. Dochodziła godzina piąta rano i chociaż z reguły wstawałam później teraz nie mogłam wytrzymać. Postanowiłam więc pobiegać. Starałam się trzymać formę, dlatego codziennie rano wychodziłam z mieszkania, aby chociaż chwilę się poruszać.

Musiałam w jakiś sposób zapomnieć o widoku jego wytatuowanego ciała, które wracało do mnie we wspomnieniach. Co mogłam poradzić na to, że widok tych wszystkich zawijasów, napisów i różnych zwierząt wytatuowanych na jego ciele tak mnie przyciągał. Było w tym coś niezwykłego, kiedy podążałam wzrokiem od stojącego wilka na jak łopatce do róży z kolcami zakręcającej wokół jego bicepsa.

W tym wszystkim nie pomagało też to, że cały czas z nim mieszkałam i będę pamiętać o tym widoku, który wyrył się w mojej pamięci. Powinnam przestać tak myśleć jednak nie mogłam udawać, że jestem ślepa.

Zerknęłam w kierunku Aresa, który nawet się nie poruszył, kiedy podniosłam się z łóżka. Spojrzałam na niego ledwo hamując śmiech, bo jak dla mnie naprawdę spał więcej niż dwójka przeciętnych ludzi razem wzięta.

Miałam na sobie swój nieodłączny strój do biegania składający się ze sportowego stanika, na który nałożyłam zwykłą czarną koszulkę, krótkich spodenek do połowy uda a także butów do biegania. Na ramieniu przypięłam opaskę, w którą następnie włożyłam telefon. Na koniec wyciągnęłam bezprzewodowe słuchawki, które zwykle sobą zabierałam po prostu lepiej mi się w nich biegało. W razie czego zostawiłam drzwi lekko uchylone, aby Ares mógł wyjść, w razie, gdyby naszła go na to ochota.

Opuściłam dom nieco zaskoczona, że nie spotkałam nikogo po drodze, bo z tego co już się dowiedziałam dwa razy w tygodniu przychodziły sprzątaczki, które zajmowały się porządkami w całym domu, ogrodnik, mężczyzna od basenu a także kucharka, która gotowała tony jedzenia i zostawiała je opisane w lodówce.

Najwyraźniej Lorenzo nie znosił, kiedy ktoś kręcił się w jego domu, ale jak na razie na mnie jeszcze nie narzekał. Coś czułam, że to tylko kwestia czasu, zwłaszcza że nie byłam osobą, która łatwo dostosowuje się do sytuacji a tym samym robiąca coś kto ode mnie wymaga.

Po kilkunastominutowej rozgrzewce rozciągającej mięśnie nóg, ramion i rąk w końcu zaczęłam od wolnego truchtu. Nawet po tylu latach znałam rozkład terenu, na którym mieściły się domy poszczególnych członków rodziny, a że rozciągał się on aż po horyzont miałam idealną trasę do pokonania.

Uwielbiałam ten moment, kiedy moje nogi zaczęły odczuwać dyskomfort po dłuższym biegu, ale nie zatrzymywałam się, bo wiedziałam, że aktywność fizyczna pozwala mi zachować szczupłą sylwetkę. Przy tym jaką ilość jedzenia pochłaniałam aż dziwne, że jeszcze się nie roztyłam, ale najwyraźniej miałam dobrą przemianę materii.

Rozkoszowałam się ciepłem dnia i delikatnym wiatrem, który rozwiewał moje włosy związane w kucyk. Dodatkowo, kiedy przebiegałam pomiędzy drzewami mogłam skryć się w ich cieniu chociaż przez chwilę. Po jakimś czasie postanowiłam włączyć playlistę która wymogła ode mnie szybszego tempa.

Przebiegając obok kolejnego drzewa poczułam mocne uderzenie w ramię to na którym nie znajdował się telefon. Zatrzymałam się, wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałem w kierunku stojącego obok mnie Luciano. Miał nas na sobie podobny strój sportowy do mojego, ale on najwyraźniej przebiegł już w większy dystans patrząc na kropelki potu widoczne na jego skroniach.

- Wołałem cię, ale chyba nie słyszałaś. - przyjrzał się słuchawkom, które trzymałam w dłoni. - Nic w tym dziwnego, bo nawet ja słyszałem jakiej muzyki słuchasz.

#6.Bracia Torrino. LorenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz