Rozdział 7

1.3K 231 9
                                    

Sofia

Czułam, jak trzęsą mi się dłonie jednak krok za krokiem kierowałam się w stronę gabinetu Christophera. Czekała mnie bardzo poważna rozmowa, dlatego w głowie układałam, jak ją przeprowadzę jednak, kiedy zatrzymałam się przed drzwiami i położyłam dłoń na klamce jakby wszystko mi z niej wyleciało. Wiedziałam czego pragnę od życia, ale może moje marzenia nie miału tu teraz znaczenia. Przecież Christopher miał nade mną władzę jako głowa rodziny i mógł się nie zgodzić.

W końcu zmusiłam się do tego, aby nacisnąć klamkę i popchnąć drzwi. To była zwykła czynność a czuła jakbym popychała głaz a potem moje nogi same poniosły mnie do środka.

Uniosłam głowę w kierunku dochodzącego szelestu papieru i nie powinno mnie to zdziwić, ale zawsze, kiedy byłam w tym pomieszczeniu czułam się jak mała dziewczynka i tak było tym razem. Zamknęłam za sobą delikatnie drzwi po czym w kilku krokach znalazłam się przy nim by usiąść na krześle z mocnym postanowieniem, aby wyznać mu to co czułam w duszy.

- Jak podróż? - zapytał niezobowiązująco nie podnosząc wzroku znad dokumentów.

- Spędziłeś kiedyś dziesięć godzin albo i więcej w pomieszczeniu, w którym czułbyś się jak w klatce? – zapytałam. - Bo ja miałam wrażenie jakbym się dusiła i nie wiem, jak ludzie mogą podróżować non stop nawet na dłuższe dystanse. Ja mam dość na najbliższe kilkanaście lat.

- Więc jak rozumiem tylko ciasnota ci przeszkadzała. - stwierdził i dopiero wtedy na mnie spojrzał.

Pomimo upływu lat nadal budził we mnie ten sam strach co kiedyś jednak rozmawiając z nim przez telefon tego nie czułam. Natomiast siedząc teraz przed nim jakbym coś zbroiła miałam wrażenie, że aura, która go otaczała docierała także i do mnie.

- Jeśli ci chodzi o jakąś konkretną osobę to muszę cię zdziwić, ale niewiele rozmawialiśmy. - odpowiedziałam wiedząc, że właśnie tego najbardziej chciałby się dowiedzieć. - Każdy z nas ma swoje życie więc nie mieliśmy wspólnych tematów do rozmów. - wzruszyłam beztrosko ramionami. Nie miałam zamiaru mówić mu o tym co wydarzyło się w sypialni samolotu, bo mogłabym tylko tym sprowadzić kłopoty na Lorenzo a tego nie chciałam.

- Kiedyś byliście nierozłączni. - przypomniał mi.

- Ale to było kiedyś. - w moim głosie pojawił się żal, że nasze życie tak różnie się potoczyło, ale w pewnym stopniu to była moja wina. To moje działania doprowadziły do tego, że musiałam zniknąć z jego życia i nic to bym zrobiła tego nie zmieni.

- Więc powiedz co było tak ważne, że od razu po swoim przyjeździe postanowiłaś spotkać się ze mną. - zapytał układając dłonie z zaplecionymi palcami na biurku.

- Dobrze wiesz, że chciałam zacząć w Bostonie studia prawnicze jednak niespodziewanie ktoś postanowił mnie przed faktem dokonanym i kazał wracać do domu. – zażartowałam, lecz nadal nie przestawałam mówić. - Bardzo chciałabym skończyć te studia i nawet otrzymałam potrzebne pozwolenia i zgody, nawet zdałam odpowiednie egzaminy, więc nie chciałabym z tego zrezygnować. Wiem, że zrobiłeś dla mnie wiele jednak chciałabym się odwdzięczyć tym samym.

- Stwierdziłaś, że dobrym pomysłem będzie zostanie prawnikiem? - zapytał zdziwiony.

- Tylko w ten sposób będę mogła cię chronić gdybyś przypadkiem wylądował na dołku. – posłałam mu niewielki uśmiech.

- To doprawdy ciekawy powód. - i na jego ustach zaigrał niewielki uśmiech, który widziałam u niego bardzo rzadko.

- Chcę tego. Bardzo. - wyszeptałam nie wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć, aby go przekonać. Jeśli się nie zgodzi nie miałam żadnego innego pomysłu na siebie i nie wiedziałam co wtedy bym ze sobą zrobiła. Każda moja decyzja była podyktowana tym, aby przyczynić się w dobru rodziny, która dała mi dach nad głową i zapewniła lepszą przyszłość.

#6.Bracia Torrino. LorenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz