Sofia
Kiedy wysiadłam z samochodu zauważyłam stojący zaledwie kilka metrów od nas średniej wielkości samolot, którym zazwyczaj podróżowało się, kiedy chciało się mieć wygodę. Czarny napis na jego boku Global siedem tysięcy pięćset na białym tle sprawiał takie wrażenie jakbym patrzyła na neon.
Nie chcąc tego jeszcze bardziej przedłużać i w końcu wsiąść do tego przeklętego samolotu wysiadłam z samochodu i w pierwszej kolejności zajęłam się Aresem. Wystarczył mi rzut oka na niego, żeby zrozumieć, że jazda bardzo mu się podobała sądząc po jego zamkniętych oczach i spokojnym oddechu.
- Ares wstajemy. - wyszeptałam gładząc go po głowie.
Jeszcze przez chwilę przeczesałam jego sierść palcami, ale kiedy przestałam w końcu otworzył oczy. Uśmiechnęłam się wiedząc, że robił to specjalnie, bo wyprost kochał ciągłe głaskanie i uwagę jaką mu poświęcałam.
Otworzyłam szerzej drzwi i zapraszającym gestem wyciągnęłam dłoń. Podziałało. Wyszedł z ociąganiem i albo mi się zdawało albo na mnie w fuknął, że przeszkodziła mu w drzemce.
- Zawsze się tak zachowuje? – zapytał Lorenzo wysiadając w ślad za mną i spoglądając w kierunku mojego zwierzaka.
- Czy jest marudny, leniwy i ciągle chce jeść? - spojrzałam na niego przeciągle. – Tak, ale to właśnie w nim kocham, bo jest jedyny w swoim rodzaju i nikogo nie udaje.
I tym razem zrobiłam to co ostatnio, czyli po prostu ruszyłam w kierunku otwartych drzwi samolotu. Wystarczyło wejść po kilku środkach a już było się w środku. Zauważyłam, że ktoś specjalnie odsunął fotele tak aby zapewnić więcej miejsca Aresowi a nawet rozłożył dla niego matę.
- Ktoś tu o ciebie dba. - uśmiechnęłam się do swojego psa i zobaczyłam, jak podchodzi do kolorowej maty i układa się na niej.
Zajęłam pierwsze lepsze miejsce przy oknie, bo uwielbiałam podziwiać widoki. Nie byłam jedną z tych osób która miała lęk wysokości więc przez cały czas, kiedy będziemy się wznosić chciałam to widzieć. Ten moment, kiedy czułam się jakbym przebywała w chmurach.
Rozejrzałam się wokół podziwiając piękne beżowe ściany a także elegancję w roztaczając są się z każdej strony samolotu. Wzięłam do ręki tablet na którym mogłam zobaczyć co w danej części się znajduje i nie mogłem wyjść z podziwu, że ktoś naprawdę wymyślił coś takiego.
Samolot podzielony był na kilka części; wejście, apartament klubowy w którym właśnie siedziałam, sale konferencyjną dostosowaną dla kogoś kto chciałby popracować, ale jednocześnie i coś zjeść, pakiet rozrywkowy w którym znajdowały się kanapy wraz z telewizorem i systemem audio oraz prywatny apartament, w którym można było się przespać.
Jeśli mogłabym zgadywać powiedziałabym, że samolot należał do Christophera tylko i wyłącznie dlatego że dzięki temu mógł zachować poczucie kontroli, bo inaczej świrował.
Odłożyłam tablet w momencie, w którym Lorenzo wchodził po schodach taszcząc moje walizki. To cud, że jeszcze ich po prostu nie zostawił samochodzie.
- Myślałam, że je zostawisz. - powiedziałam na głos to co myślałam.
- Przeszło mi to przez myśl, ale dotarło do mnie, że gdybym to zrobił musiałbym zabrać cię na zakupy, żeby zastąpić to co straciłaś. - spojrzał na mnie przeciągle. - Więc chyba wolałem poniżyć się do tego stopnia niosąc to różowe gówno niż iść z tobą na zakupy.
CZYTASZ
#6.Bracia Torrino. Lorenzo
RomanceFinałowy tom Braci Torrino Sofia Mancini została przygarnięta przez rodzinę Torrino kiedy miała zaledwie osiem lat po tym jak jej matka zabiła jej ojca a potem sama się zastrzeliła. Od tamtej pory nigdy nie odczuła, że jest niechciana i to ukształto...