Rozdział 8

1.5K 268 7
                                    

Sofia

Spędziłam kilka godzin w towarzystwie Amary i jej dzieci, które były jeszcze bardziej rozkoszne niż na zdjęciach. Vincenzo za każdym razem, kiedy go przytulałam mówił mi, że jest dużym mężczyzną i że zacytuję „Proszę mnie nie przytulać, bo to nie przystoi". To dziecko swoim sposobem bycia, ale i mówienia był niezwykle podobny do swojego ojca o czym nie omieszkałam powiedzieć jego mamie.

Z kolei jego siostra to kompletne przeciwieństwo. Od kilkunastu minut przytulała się do mojego boku i chichotała za każdym razem, kiedy smyrałam ją po szyi. Hope była niezwykle otwartą osobą co z kolei powinno być atutem jednak w jej przypadku tak mi się zdawało, że wadą, bo w ten sposób nawiązywała kontakt z każdym nieznajomym. To z kolei mogłoby doprowadzić do wielu nieprzyjemnych sytuacji a dobrze wiadomo, że była ona córką mężczyzny, który posiadał największą władzę w całej Sycylii. Jej otwartość mogłaby doprowadzić do tego, że kiedyś ktoś chciałby ją uprowadzić i wykorzystać do swoich celów.

- Za pół godziny będzie kolację. – oświadczyła Amara wchodząc do salonu, w którym leżałyśmy z Hope na kanapie oglądając „Małą syrenkę". Ares leżał przy naszych nogach skanując całe pomieszczenie wzrokiem jakby szukał zagrożenia.

- Kto przyjdzie? - zapytałam chcąc wiedzieć, czy spotkam każdego członka rodziny.

- Wszyscy. - uśmiechnęła się. – Mój teść osobiście wykonał każdy telefon i oświadczył, że jeśli nie pojawią się w jego domu o konkretnej godzinie to sam ich tutaj zawleczek.

- Oj tak on jest do tego zdolny. - zaśmiałam się.

Jak na razie nie miałam okazji, aby się z nim przywitać jednak wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Mile wspominałam nasze rozmowy i cieszyłam się, że będę miała okazję go zobaczyć. Nie spodziewałam się, że tak bardzo można za kimś tęsknić, ale brakowało mi każdego z nich, bo wnosił do mojego życia cząstkę samych siebie. Każdy z nich były inny jednak to było w nich wyjątkowe.

- W dodatku postanowił wyprawić przyjęcie z okazji twoich dwudziestych urodzin zapraszając ponad setkę gości. - usiadła w rogu kanapy niech spuszczając ze mnie wzroku. - Zanim zaczniesz coś mówić i się przeciwstawiać wiedz, że kiedy mój teść sobie coś postanowi nic nie jest w stanie go od tego odwieść. A poza tym nie może sobie wybaczyć tego, że nie mógł osobiście złożyć ci życzeń więc w ten sposób chciałby to zmienić.

- Ale żeby przyjęcie urodzinowe? - przesunęłam się na kanapie i oparłam plecami o zagłówek na co Hope poruszyła się na mojej piersi jednak nie przestawała oglądać bajki. Najwyraźniej to bardziej ją ciekawiło. No i może to, że mogła przez cały czas głaskać Aresa po głowie.

- Każda okazja jest dobra do świętowania. – zapewniła mnie. – Jednak chciałabym, aby wszyscy zapamiętali, że nadal jesteś członkiem tej rodziny pomimo tego, że nie było cię tyle lat nic się nie zmieniło.

Poczułam wyrzuty sumienia, że musiało do tego dojść jednak wiedziałam, że pomimo tego wszystkiego ona ani razu mnie nie oceniła. Kiedy dowiedziała się o tym co się stało widziałam, jak płakała, że musiałam wyjechać. Zanim wsiadłam do samochodu, który miał mnie zawieźć na lotnisko Amara bardzo długo trzymała mnie w ramionach jakby nie mogła pogodzić się z tym, że już mnie nie zobaczy. Czułam się wtedy jakbym ją zawiodła. Jakbym zniszczyła szansę jaką mi dała pod wpływem chwili.

- Mamo, kiedy jedzenie? - zapytała niespodziewanie Hope wywołując tym samym u nas śmiech. Spojrzałam na leżące na stoliku papierki po batonach, paczce po chipsach które zjadła przeciągu dwóch godzin a teraz pytała się, kiedy kolacja.

#6.Bracia Torrino. LorenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz