Rozdział 37

1.1K 211 2
                                    

Lorenzo

Byłem w drodze do Caltanissetty, kiedy otrzymałem wiadomość od wuja, że mam jak najszybciej pojawić się w jego domu. Nie wiedziałem o co chodzi jednak to w jaki sposób mnie o tym poinformował wydawało mi się bardzo dziwne, dlatego przyspieszyłem samochód i mknąłem ulicami tak szybko jak tylko mogłem.

Wyjechałam tylko na kilka dni w sprawie rodzinnej a oni znowu coś odjebali. Kiedy zaczynało być dobrze i mieliśmy względny spokój od nowa coś zaczynało się pieprzyć, ale co poradzić. Taki świat. To po prostu mafia.

Zadzwoniłem więc do brata zdając sobie sprawę, że on wiedział o wszystkim a chciałem uzyskać informacje już teraz żeby się jakoś przygotować. Dziwne, że po kilku długich sygnałach włączyła się poczta głosowa, skoro on zawsze odbierał nieważne co by się działo. Wykonałem więc telefon do ojca, ale też nic. W końcu postanowiłem zadzwonić do Aidena, Simona a nawet Mii, ale też bez odpowiedzi.

Ścisnąłem mocniej kierownicę, bo nie lubiłem, kiedy czegoś nie wiedziałem, bo to prowadziło do tego, że popełniało się błędy. Teraz czułem jakby wszyscy się przeciwko mnie zmówili i dlatego nie odbierali telefonu a nie chciałem dzwonić do wuja i wymuszać na nim odpowiedzi co było tak pilne, że kazał mi od razu wracać.

Ponownie wybrałem numer telefonu do brata i czekałem na połączenie. Jeśli będzie trzeba będę dzwonił do skutku aż w końcu nie odbierze a może zdenerwuje się na tyle że postanowi odebrać ten cholerny telefon.

- Dobijasz się do każdego jak jakiś pierdolnięty. - odebrał za trzecim razem i od razu wychwyciłem, że nie był zadowolony.

- Dziwisz się, że dzwonię? - zapytałem ledwo panując nad nerwami. - Trzeba było do cholery odebrać a nie odrzucać połączenia.

- Nie odrzucałem.

- A, ojciec? Aiden. Simon. Nawet twoja żona. Coś mi się zdaje, że to zbyt wielki przypadek, aby mogło być to nie planowane. - zarzuciłem mu.

Zwłaszcza że to moja rodzina potrafiła rozpętać burze z byle czego. Tym bardziej dziwiłem się, że brat nie odebrał za pierwszym razem, bo znał mnie na tyle żeby wiedzieć jak niecierpliwy jestem. Nie lubiłem, kiedy coś się przede mną ukrywał. Tak mi się coś wydawało, że wszyscy wiedzieli o czymś czego nie wiedziałem ja.

- Mamy problem bracie. - powiedział w końcu po dłuższej chwili. Coś w jego głosie mnie zaniepokoiło.

- Co się dzieje?

- Sofia coś przed nami ukrywała.

- Możesz mówić jaśniej?! – warknąłem.

Nie rozmawiałem z Sofią od czasu, kiedy zrobiła niezłe przedstawienie w wannie. Nie mogłem sobie z tym poradzić, dlatego poprosiłem wuja by zasypał mnie pracą. Wysłał mnie do Bostonu do Laury Agosti której pomagałem rozwiązać kilka spraw związanych z jej interesami. Musiałem przyznać, że kobieta zaimponowała mi tym jak prowadziła swoją „działalność mafijną" i jak sprawnie jej to szło. Kto by przypuszczał, że mamy dalszą rodzinę w jej osobie i która będzie tak bardzo podobna do nas.

Przez ten cały czas uparcie chciałem wyprzeć ze świadomości obraz Sofii, która pieściła się dłonią, ale wracało to do mnie we snach za każdym razem, gdy tylko przymykałam oczy.

- Ktoś grozi Sofii i to nie pierwszy raz. Ta sama osoba zepchnęła ją ze schodów. - oznajmił w kilku zdaniach.

Poczułem jakby coś rozrywało mnie od środka. Wpadłem na drogę prowadzącą na tereny posesji i nawet nie zatrzymałem się kiedyś brama zaczęła się otwierać więc przejechałem przez nią z ledwością unikając zderzenia. Miałem gdzieś ten cholerny samochód, bo w tej chwili liczyło się tylko bezpieczeństwo Sofii.

#6.Bracia Torrino. LorenzoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz