Woda z kroplami żołądkowymi Rozdział 25

12 3 2
                                    

Pov: Josie

Na początku myślałam, że to żart. Myślałam, że Floyd chce mnie nastraszyć.
Ale jednak okazało się, że to prawda. Okropna prawda, której nigdy nie chciałam słyszeć.

Cody trafił do szpitala, miał wypadek, bo zderzył się z drzewem. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież Cody byk takim dobrym kierowcą.

Zawiadomiono jego rodziców, którzy zadzwonili do Floyda. On załamany poprosił, abym pojechała z nim dla wsparcia. Tak naprawdę pojechałam dla tego, że cholernie zależy mi na Codym, więc nie bylo innej możliwości nie pojechania do niego do szpitala.

- Co z nim? - Zapytałam, gdy Floyd wrócił z rozmowy z lekarzem
- Zrobili mu prześwietlenie i ma tylko lekko uszkodzoną prawą rękę. Teraz sprawdzają mu czaszkę ale wychodzu na to, że jest cały  i zdrowy, ma szczęście, że nie stało się nic bardziej poważnego
- To chyba dobrze
- Z jego autem trochę gorzej. Pojdzie na złom, ponieważ cały maska jest rozbita i nie nadaje się do naprawy
- Wiesz kiedy nam pozwolą do niego wejść?
- Josie jak wróci do sali, narazie jest na rentgenie mózgu
- Rozumiem
- Nie chcesz jechać do domu? - Podrapał się po karku
- Czemu bym miała?
- Jest późno a ty jutro masz szkole, więc może lepiej odwioze Cię do domu, aby rodzice i babcia się nie martwili i w spokoju wyśpisz się na jutrzejszy dzień
- Musisz widzieć, że z tych nerwów nawet nie zmrużę oka jakbym była wycieczona, więc nic z tego. I jeszcze przypomnę, że ty też idziesz jutro do szkoły
- Ja nigdzie nie idę
- Co? Jak to?
- Nawet nie ma obcji, abym cały dzień siedział sam na tych okropnie nudnych lekcjach. Nudził bym się. A ja bez Cody'ego nie idę do szkoły
- Rodzice napewno nie pozwolą Ci zostać w domu
- Rodzice zrozumią, że muszę opiekować się przyjacielem
- Od tego są jego rodzice
- Jego rodzice będą się nim opiekować? - Zadrwił sobie z mnie po czym pokazał palcem jak na końcu korytarza państwo Crawford się kłóciło

Robili to tak głośno, że każdy znajdujący się w szpitalu mógł usłyszeć o co chodzi. Pani Crawford obwiniała się, że wypadek jej syna to jej winna a jej mąż jeszcze bardziej pogrążał się w poczuciu winny.

Tak naprawdę nikt nie wiedział dlaczego Crawford miał wypadek samochodowy. Przecież zawsze jeździł ostrożnie i przestrzegał przepisów drogowych. Musiało coś go naprawdę zdezorientować, że nie patrzył wtedy na drogę. Czy może Pani Crawford zadzwoniła do niego wtedy a om podczas jazdy odebrał? To wyjaśniało by jej płacz

- Przejdę się do automatu. Kupić Ci coś? - Raz w życiu Floyd był dla mnie miły
- Herbatę albo gorącą czekoladę
- Bo myślisz, że tak biedny szpital stać na automat z gorącą czekoladą
- Przecież trzeba dużo pić
- Tutaj do picia możesz dostać najwyżej wodę z rozwodniotnimy kroplami żołądkowymi
- Kup mi już cokolwiek i nie drąż tematu
- Przegrałaś - Pokazał mi środkowy palec - Nie umiesz odpyskować
- Ja nie pyskuje
- Wcale? A co robisz każdego dnia?
- Idź już, bo woda z kroplami żołądkowymi Ci się skończy

Na te słowa zniknął z pola widzenia tak szybko, że naprawdę można było pomyśleć, że poleciał po ostatni kubek kropli żołądkowych z wodą.

W tym czasie ja obgryzałam paznokcie, zawsze tak robię, gdy się stresuje. Przed ważnymi sprawdzianem, przed występem, czy tak jak teraz w szpitalu czekając na wyniki stanu zdrowia Cody'ego. A kolejnego dnia zawsze żałuję i pluje sobie w brodę dlatego, że moje paznokcie wyglądają tak bardzo chujowo a najczęściej wcale ich nie ma. Obgryzam je do samego mięsa przez co wstydzie się moich dłon przez czas dopóki nie paznokcie nie będą mieć idealnej długości.

I nagle na wózku inwalidzki prowadzonym przez pielęgniarkę siedział Cody, który dostał prowadzony do swojej sali.

- Cody! - Zawołałam na co chłopak odkręcił głowę z moją stronę
- Josie hej. Co tu robisz? - Zapytał, gdy podbiegłam do niego
- Czy mogłabym porozmawiać z Codym w cztery oczy? - Spytałam pielęgniarki
- Gdy już pacjent dostanie usadzony w łóżku to jak najbardziej
- Dziękuje

Przez chwilę obserwowałam jak Cody podnosi się z fotela i kładzie na szpitalne łóżko, które po jego minia było bardziej nie wygodne niż szkolne krzesło.
Gdy już ułożył się do łóżka i pielęgniarka wyszła mogłam z nim spokojnie porozmawiać.

- Jak to się stało? - Przystawiłam sobie krzesełko obok łóżka - Co z ręką? Coś złamałeś? Uszkodziłeś? Wiesz co z twoim autem?
- Na spokojnie Josie, na spokojnie. Ja mam czas
- Ale ja nie mam, bo Floyd chce mnie odwieść do domu
- Floyd jest? Gdzie?
- Tak, przyjechałam z nim po tym jak twoi rodzice zadzwonili do niego, aby przyjechał. Jestem mu potrzebna, bo jestem niby jego wsparciem ale tak naprawdę wcale mnie nie potrzebuje. Teraz zamawia nam coś do picia
- Okej, teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytania
- Jak to się stało? Jak trafiłeś w drzewo?
- Sam nie wiem, pamiętam wszystko jak w mgle
- Ale nie wiesz dlaczego nie uważałeś na drodze? Czemu się rozproszyłeś?
- To pamiętam, zdenerwowałem się na matkę
- To dlatego płacze
- Placze? Myślałem, że będzie się cieszyć, że umarłem
- Cody nie mów tak. To twoja mama, napewno nie cieszyła by się jakbys umarł. Kocha Cię i się teraz martwi
- Gdyby się martwiła była by tutaj zamiast ciebie
- Jest ale na korytarzu, bo nie zauważyła, że wszedłeś do sali
- Tak naprawdę kłóci się z ojcem prawda?
- Tak
- Wiedziałem, oni nie potrafią zachowywać sie jak normalni kochajacy się ludzi tylko drą sie na siebie
- Dlaczego mama Cię zdenerwowała i pod wpływem emocji wszedłeś do auta? - Zmieniłam temat, bo nie chciałam drązyc tamtego
- Chciała, abym poparł jej kłamstwo w sądzie
- Rozumiem
- Nie Josie, nie rozumiesz - Głos mu się złamał a w brązowych oczach pojawiły sie łzy bólu - Inny tylko próbują się trwa podlizać mi i Selenie, abyśmy wybrali ich w sądzie. Mam tego dość, bo nie zrobili dla mnie w życiu nic, abym mógł im się odwdzięczyć i pomóc w rozwodzie. Powoli mnie to wykańcza
- Cody jesteś naprawdę wykończony, bo to był trudny dzień. Może lepiej połóż się spać
- Nie mów do mnie jak do histeryka! Nie jestem wariatem, oni są. Naprawdę marze tylko o tym, aby ten koszmar się skończył
- Wierzę, że kiedyś się skończy - Nakrylam go bardziej szpitalną kołdrą - Naprawdę sen zrobi Ci bardzo dobrze, więc lepiej pójdź spać Cody. To dla twojego dobra
- Tak myślisz?
- Ja to wiem
- No dobrze już pójdę ale musisz coś dla mnie zrobić
- Co takiego?
- Nadchył się

Wykonałam polecenia chłopaka. Nachyliłam się nad jego twarzą a on zwyczajnie pocałował mnie w czoło.

- Dobranoc gwiazdko - Powiedział ostatnie słowa zanim wyszłam z sali

To było przeurocze, dlatego w środku moje motylki w brzuchu porostu wirowały. Na zewnątrz próbowałam zachować powagę, chociaż naprawdę wolałam pisnąć z podekscytowania na cały szpital, aby wiedział, że Cody Crawford właśnie pocałował mnie w czoło i drugi raz nazwał gwazdką.

Ale cała moja radość zniknęła z pojawieniem się obok mnie Floyda.

- Masz szczęście, bo była twoja gorącą czekolada. Możesz pić nie jest zatruta, tym razem
- Dzięki - Zignorowała druga część jego wypowiedzi
- Wrócił z badań?
- Tak, jest w sali
- Mogę do niego wejść?
- Aktualnie śpi, my te powinniśmy Floyd
- Jedziemy do domu?
- Tak Floyd, jedziemy do domu

- Wiesz, że nie usnę - Odezwał się mój starszy brat podczas drogi do domu
- Ja też tego nie zrobię. Ale chociaż spróbujmy poleżeć i się zrelaksować. To będzie lepsze niż siedzenia na plastikowych krzesełkach, które wbijają się w dupe
- Masz racje

I nikt już się nie odzwał. Równo o północy wracaliśmy do domu z szpitala w blasku księżyca.

Kocham życie.

_______________________________________

☆Hi☆

Ja porostu nie komentuje dzisiaj

Dziękuję za 430 wyświetleń 🫶🥹

Podcast przy tym rozdziale- Brak

1230 Słów

Złamana ObietnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz