19

69 4 5
                                    

Izuku nie wiedział, ile minęło czasu. Dni, godziny, a może tylko chwile – wszystko to zlewało się w jedną nieprzerwaną otchłań. Jego pokój stał się jego więzieniem, a ściany, które kiedyś były tylko tłem, teraz były jedyną rzeczą, na którą mógł patrzeć. Tępo, bez reakcji, bez jakiegokolwiek zainteresowania. Czas mijał, a on nie miał siły ani chęci, by go zatrzymać.

Nie jadł. Nie pił. Nawet nie próbował.

Kiedy Bakugo wchodził do pokoju, próbując nawiązać jakąkolwiek interakcję, ten nic nie mówił. Nie patrzył na niego. Jego oczy były martwe, jakby nie dostrzegały już niczego. Dźwięki dochodzące z zewnątrz – głosy ludzi, kroki – wszystko to stawało się zamglone, odległe, jakby nie miało znaczenia. Jakby Izuku zniknął w jakiejś głębokiej otchłani, a ciało, które pozostawało w tym pokoju, było jedynie pustą powłoką.

Były dni, kiedy Bakugo próbował zbliżyć się do niego. Rozmawiał, starał się dotrzeć do Omegi, przekonać go, by opuścił to miejsce. Ale każda próba kończyła się tym samym – ciszą, która była bardziej przytłaczająca niż jakiekolwiek słowa. Bakugo czuł, jak jego serce zaczyna pękać, widząc, jak Izuku staje się coraz bardziej obojętny, jak zanika.

– Maluchu... – mówił cicho, stojąc przy jego łóżku, patrząc na młodego Omegę, który wciąż wpatrywał się w tę samą, niezmienną ścianę. – Proszę, odpowiedz mi. Proszę, nie zostawiaj mnie.

Ale Midoriya nie reagował. Jego oddech był równy, niemal mechaniczny, jakby nie należał do niego, jakby to było tylko echo czegoś, co kiedyś miało duszę. Z każdą chwilą Król czuł, jak w jego sercu rośnie pustka. To była inna pustka – nie tylko wynikająca z lęku, ale i z niepokoju, że coś bardzo ważnego umyka, że coś, czego nie rozumie, jest poza jego zasięgiem.

W końcu, młody monarcha przestał próbować go przekonywać. W milczeniu zajął miejsce obok Izuku na łóżku, siedział tam przez długie godziny, patrząc na niego, nie wiedząc, co więcej może zrobić. Jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, było być tam, cicho, z nim, w tej ciszy, która zdawała się pochłaniać wszystko wokół.



Katsuki po czasie nie pojawiał się już tak często, jak kiedyś. W jego oczach z dnia na dzień gasła ta iskra, która kiedyś tliła się, gdy patrzył na Izuku. Król, który zawsze był pełen energii, teraz zaczynał wyglądać jak cień samego siebie. Sprawy watahy, które kiedyś były tylko drobnymi zmartwieniami, teraz zmieniały się w coraz poważniejsze problemy. W jego sercu toczyła się bitwa – jego obowiązki jako władcy były nieubłagane, ale to Izuku... Izuku, którego postanowił chronić, powoli odchodził od niego, jakby stał się czymś nieosiągalnym.

Nastolatek zmieniał się na jego oczach, a to, co kiedyś widział w jego oczach – nadzieję, strach, ból, radość – teraz było tylko pustką. Ciało, które kiedyś rozmawiało, śmiało się i płakało, teraz stało się jakby martwe. Skorupa, którą Katsuki wciąż chciał ratować, stała się tylko cieniem czegoś, co kiedyś tętniło życiem.

Z każdą wizytą serce Katsukiego bolało coraz bardziej. Wchodził do pokoju Izuku, patrzył na niego – na tego młodego chłopaka, który leżał nieruchomo w łóżku, wpatrzony w jeden punkt na ścianie, nie reagujący na nic. Jego twarz była blada, a oczy puste. Ból, który czuł, był nie do zniesienia. Król wiedział, że nie może dłużej spędzać tu tak dużo czasu. Jego królestwo, jego ludzie potrzebowali go. To, co działo się z Izuku, było poza jego kontrolą.

– Wybacz... – wyszeptał pod nosem, stojąc przy łóżku. – Chciałem ci pomóc, ale nie wiem, jak...

Izu nic nie odpowiedział, nic nie zrobił. Tylko wciąż patrzył w przestrzeń, jakby w ogóle nie dostrzegał obecności Katsukiego. Król zamknął oczy, walcząc ze sobą, próbując ukryć łzy, które zbierały się w jego oczach. To była walka, której nie mógł wygrać.

Ściana między namiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz