30

27 4 0
                                    


Izu otworzył oczy, a pierwszy wdech, jaki poczuł, był ciężki. Powietrze w lochu miało stęchły zapach, jakby przez lata nie zostało dotknięte niczym świeżym. W tej ciemności nie potrafił dostrzec niczego oprócz cienia swojej własnej postaci i Shoto, który leżał tuż obok niego. Czuli się jak porzucone zwierzęta, pozbawione resztek godności.

Dzień nastawał po dniu, nie wiedzieli, czy minęły godziny, czy dni. Przez długie, mroczne godziny nie przychodziła żadna pomoc, a czas zdawał się rozmywać w smutnej, ponurej rzeczywistości. Izuku czuł, jak jego ciało słabnie z braku pożywienia, a umysł powoli tracił jakąkolwiek zdolność koncentracji. Głód był czymś więcej niż tylko bólem: był czymś, co pożerało resztki jego sił, jego zapał, i powoli odbierało chęć do życia.

Todoroki leżał obok niego. Jego wzrok był zamglony, jakby wciąż starał się zrozumieć, w jakiej sytuacji się znaleźli. Wiedział, że wkrótce z tego miejsca nie będzie już ucieczki, że każda minuta mogła być ostatnią. Ale nie mógł się poddać. Nie teraz.

Nagle drzwi lochu otworzyły się z przeraźliwym skrzypieniem, a w ich stronę szedł mężczyzna, którego cień przyćmiewał światło. Jego postawa była potężna, ramiona szerokie i muskularne, a twarz nie wyrażała żadnych emocji. W dłoni trzymał gruby pejcz, który poruszał się w powietrzu z dźwiękiem przypominającym trzask łamiącego się drewna.

– Czas na lekcje. – powiedział cichym, nieprzyjemnym głosem. Był zimny i bezwzględny, a jego słowa wypełniały całą przestrzeń lochu.

Midoriya poczuł, jak jego serce przyspiesza. Całe jego ciało napięło się w oczekiwaniu na cios, który nadszedł natychmiast. Pejcz uderzył w jego plecy z siłą, która sprawiła, że upadł na kolana, nie mogąc powstrzymać jęku. Ból przeszył go jak zimny nóż, a krew zaczęła sączyć się z ran, mieszając się z brudem, który pokrywał jego ciało. Z każdą kolejną chwilą ból stawał się nieznośny, a powietrze wokół niego stawało się coraz gęstsze.

Shoto obok niego zareagował od razu, próbując osłonić Omege, ale jego starania były na nic. Mężczyzna nie miał litości, zadając ciosy jednym uderzeniem za drugim. Jego ciało drżało z bólu, a z jego warg wydobywał się niekontrolowany oddech.

W chwilach, gdy uderzenia się kończyły, pozostawiali ich z jedyną myślą: "Po co to wszystko?" Ból, który czuli, był większy niż jakiekolwiek cierpienie, które kiedykolwiek znali. Zielonoełosy nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał choćby kroplę wody w ustach, a jego gardło było wyschnięte jak popiół. Potem wszystko stawało się jednym wielkim, ciemnym zamkiem pełnym beznadziei.

Czasem ten mężczyzna wracał. Zawsze z pejczem, zawsze gotowy, by zadać kolejny ból. Ciosy były coraz silniejsze, a ich ciało powoli poddawało się. Ran nie dało się zamaskować. Każdy cios pozostawiał nowy ślad, a stara, zaschnięta krew splatała się z nową. Ból mieszał się z niewyobrażalnym uczuciem upokorzenia, które nie opuszczało ich ani na moment.

„To już koniec..." – myślał Izuku, nie mogąc nawet podnieść głowy, by spojrzeć na przyjaciela. Każdy z ich oddechów brzmiał jak ostatni. Ale jedno uczucie nie zostawało w ich sercach – nadzieja. Nadzieja na to, że jeszcze kiedyś będzie ktoś, kto ich uwolni.

I wtedy znowu, po tym najnowszym ból, kat odszedł, zostawiając ich z poczuciem całkowitej bezsilności. Izuku nie wiedział, ile jeszcze razy przeżyje takie dni. Ale coś w głębi niego mówiło mu, że nie mogą się poddać. Że nie będą składać broni, choć ich ciało to robiło.


Czas w lochu stał się rozmytą pustką, zacierającą się granicą między dniem a nocą. Każde z nich miało swoje własne myśli, które wciąż krążyły wokół jednego pytania: "Dlaczego?"

Ściana między namiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz