33

21 2 2
                                    


Shoto delikatnie odsunął się od Izuku, choć nie chciał go puszczać, ale wiedział, że muszą zacząć działać. Ich sytuacja nie była idealna, ale ich przyjaźń była ich najlepszym atutem. Prawie automatycznie zaczął zbierać się do działania – jego umysł przeszedł w tryb ochrony, nawet jeśli nie wiedział, co dokładnie powinien zrobić w tym momencie.

Midoriya , mimo swojego zmęczenia, poczuł to samo. Czuł, jak jego serce bije wciąż szybciej, jak adrenalina zaczyna się mieszać z lękiem. Ale tym razem wiedział, że nie jest sam. Todoroki był obok, a Hitoshi, choć nieznajomy, stał w tej samej przestrzeni, gotowy do pomocy. Nie byli już tylko dwójką młodych ludzi, którzy bali się o swoje życie. Teraz byli drużyną, nawet jeśli nie wiedzieli, co przyszłość przyniesie.

–Co teraz?– zapytała Omega cicho, nie podnosząc wzroku, ale patrząc na dłonie, które drżały od napięcia. Mimo zmęczenia, czuł, że musi podjąć jakąś decyzję, coś zrobić.

Shinso, który od dłuższego czasu milczał, w końcu odezwał się.– Teraz musimy wyjść stąd. Mamy szansę na to, by dotrzeć do innych, ale musimy działać szybko.

– Nie będziemy czekać, prawda? – zapytał, prawie jakby chciał mieć pewność, że nie zostaną w tej celi dłużej, że nie zostaną w tej beznadziejnej sytuacji.

Fioletowłosy mężczyzna uśmiechnął się lekko, czując, że ci dwaj naprawdę mają w sobie siłę, której nawet on nie mógł zignorować. 

–Nie, nie będziemy czekać. To nie jest nasze miejsce. Zaufajcie mi.

Omega spojrzał na Alfe, a potem na Hitoshiego. Po chwili niepewności, w której ich oczy mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa, skinął głową. Zdecydowanie. Wiedział, że nie mają już wyboru. Musieli spróbować, musieli stawić czoła temu, co przyszło.

Chłopak, widząc ich gotowość, ruszył pierwszy, a para nastolatków podążyli za nim. Ich kroki były ciche, ale pełne nadziei, a w ich oczach wciąż błyszczała iskra, którą musieli chronić.

Powietrze na powierzchni uderzyło ich z niespodziewaną siłą. Było inne – chłodniejsze, cięższe, a jednocześnie lżejsze niż to, którym oddychali w zamknięciu. Pachniało wilgocią i ziemią, ale przede wszystkim wolnością, choć jeszcze niezupełnie ich własną.

Midoriya mrużył oczy, jakby światło, nawet przyćmione przez chmury, było dla niego zbyt ostre. Przez tak długi czas jego świat składał się z ciemności i przygaszonych błysków pochodni, z duszącego zapachu stęchlizny i strachu. Teraz, gdy jego bose stopy zetknęły się z nierówną ziemią, czuł się, jakby po raz pierwszy stanął na własnych nogach.

Shoto, mimo wyczerpania, trzymał się blisko niego. Jego ręka była opiekuńczo ułożona na plecach przyjaciela, jakby wciąż chciał mieć pewność, że Izuku tu jest, że nie zniknie mu z oczu. On również czuł się zagubiony w tej nagłej przestrzeni, jakby powietrze na powierzchni było zbyt otwarte, zbyt wielkie po miesiącach, które spędzili zamknięci w ciasnych murach celi.

Shinso stał przy nich, uważnie ich obserwując. Nie spieszył się, nie popędzał. Wiedział, że potrzebowali chwili. Ale nie mogli tu zostać zbyt długo.

— Wchodźcie — powiedział stanowczo, otwierając ciężkie drzwi opancerzonego pojazdu.

Nie protestowali. Byli zbyt wyczerpani, zbyt oszołomieni tym, co właśnie się wydarzyło.

Todoroki jako pierwszy pomógł niższemy chłopakowi wejść do środka, a sam zaraz po nim zajął miejsce obok. Miękkie siedzenia wydawały się dziwnie nierealne w porównaniu do zimnej kamiennej podłogi, na której spali przez tak długi czas. Ich ciała, pokryte ranami, przyzwyczajone do bólu, nie umiały od razu odnaleźć się w komforcie.

Ściana między namiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz