~16~

6.3K 420 10
                                    

Nie zamierzała nad tym myśleć i analizować. Przygotowała się do skoku.. I wbiła mu w ciało zabójcze szczęki. Gryzła rwała i drapała.

A on... nic.

Zero odzewu. Tylko bez ruchu przyjmował kolejne ciosy. Gdy wzburzenie mineło zostawiła go. Bestia padł na ziemię.

Dyszała ciężko ze złości, smutku... Z tej okropnej niemocy. Bo nic nie mogła zrobić, łzy też w niczym nie pomogą.

Dlaczego nie wstaje?

- Hej! Wstawaj! - niespokojnie przestąpiła z łapy na łapę. Z pyska papała jej jego krew.

Co ja zrobiłam?!

- Bestio! - nienawidziła go całym sercem, ale nie chciała by umarł. Nie chciała mieć go na sumieniu.

Bo Bella w głębi serca była dobrym człowiekiem. Ale miłość ją zmieniła. A raczej jej brak ze strony pewnego mężczyzny. Który zakpił z niej tak jak ona z chłopców z wioski. Nie potrafiła żywić ciepłych uczuć, do żadnego mężczyzny.

Jej serce nadal krwawiło.

Nie potrafiła go poskładać w całość. Wolała sprawić by inni cierpieli tak jak ona wtedy.

- Bestio! - szturchała go energicznie - Błagam nie umieraj!

- Nie umrę jeśli się zmienisz... - usłyszała jego zbolały głos. Musiał naprawdę cierpieć - I zapomnisz.

- O czym?

- Że cie...

- Dobrze. Zapomnę. - skłamała, niegdy tego nie zapomni jeśli przez jego jeden pocałunek zamieniła sie o potwora. I co dzień musi znosić okropny ból związany z przemianą.

Swoją drogą jak on to zrobił, swoim wilczym pyskiem?

- Zostaw! - warknął grubo, gdy chciała mu pomóc.

Oduneła się zdezorientowana. Wiecznie zmieniał mu się humor. To było okropne.

Powoli, warcząc coś pod nosem wstał i ruszył w górę schodów.

- Gdy znowu będziesz człowiekiem... w stajni jest coś dla ciebie. - Powiedział znikając w ciemnych korytarzach zamku.

Biegła jak szybko mogła w stronę stajni. Pod drewnianym dachem wisiała jedna mała latarenka. Otworzyła drzwi ale w środku nikogo poza nią nie było.

Zrobił sobie ze mnie żarty, pomyślała oburzona.

Wtedy usłyszała ciche rżenie. Powoli i niepewnie szła w tamtą stronę. Było ciemno, a jedyne światło w środku pochodziło z blasku księżyca.

Dźwięki pochodziły z jedynego zamkniętego boksu. Pachniało tu świerzym sianem. Pewnie dawno nie było tu żadnego konia.

Oprócz tego, który zginął przez mojego ojca.

Drżącą dłonią pchneła drewniane drzwi boksu.

- Na wszstkie świętości! - szepneła zdumiona. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Czy to nie jest sen...?

Ognisty Rumak!

Ojciec opowiadał jej bajki o tych stworzeniach, gdy była jeszcze mała. Były szlachetne i piękne. Szybkie jak wiatr i silne jak skała.

Nie raz historie o nich pomagały jej zapomnieć o bólu. Zwłaszcza, gdy zmarła matka. Konie o ognistych grzywach i magicznej mocy, były jej marzeniem. Dlatego teraz kiedy stoi tak blisko zastanawia się, czy to nie jest aby sen?

Jesteś Moja// zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz