Nie zamierzała nad tym myśleć i analizować. Przygotowała się do skoku.. I wbiła mu w ciało zabójcze szczęki. Gryzła rwała i drapała.
A on... nic.
Zero odzewu. Tylko bez ruchu przyjmował kolejne ciosy. Gdy wzburzenie mineło zostawiła go. Bestia padł na ziemię.
Dyszała ciężko ze złości, smutku... Z tej okropnej niemocy. Bo nic nie mogła zrobić, łzy też w niczym nie pomogą.
Dlaczego nie wstaje?
- Hej! Wstawaj! - niespokojnie przestąpiła z łapy na łapę. Z pyska papała jej jego krew.
Co ja zrobiłam?!
- Bestio! - nienawidziła go całym sercem, ale nie chciała by umarł. Nie chciała mieć go na sumieniu.
Bo Bella w głębi serca była dobrym człowiekiem. Ale miłość ją zmieniła. A raczej jej brak ze strony pewnego mężczyzny. Który zakpił z niej tak jak ona z chłopców z wioski. Nie potrafiła żywić ciepłych uczuć, do żadnego mężczyzny.
Jej serce nadal krwawiło.
Nie potrafiła go poskładać w całość. Wolała sprawić by inni cierpieli tak jak ona wtedy.
- Bestio! - szturchała go energicznie - Błagam nie umieraj!
- Nie umrę jeśli się zmienisz... - usłyszała jego zbolały głos. Musiał naprawdę cierpieć - I zapomnisz.
- O czym?
- Że cie...
- Dobrze. Zapomnę. - skłamała, niegdy tego nie zapomni jeśli przez jego jeden pocałunek zamieniła sie o potwora. I co dzień musi znosić okropny ból związany z przemianą.
Swoją drogą jak on to zrobił, swoim wilczym pyskiem?
- Zostaw! - warknął grubo, gdy chciała mu pomóc.
Oduneła się zdezorientowana. Wiecznie zmieniał mu się humor. To było okropne.
Powoli, warcząc coś pod nosem wstał i ruszył w górę schodów.
- Gdy znowu będziesz człowiekiem... w stajni jest coś dla ciebie. - Powiedział znikając w ciemnych korytarzach zamku.
Biegła jak szybko mogła w stronę stajni. Pod drewnianym dachem wisiała jedna mała latarenka. Otworzyła drzwi ale w środku nikogo poza nią nie było.
Zrobił sobie ze mnie żarty, pomyślała oburzona.
Wtedy usłyszała ciche rżenie. Powoli i niepewnie szła w tamtą stronę. Było ciemno, a jedyne światło w środku pochodziło z blasku księżyca.
Dźwięki pochodziły z jedynego zamkniętego boksu. Pachniało tu świerzym sianem. Pewnie dawno nie było tu żadnego konia.
Oprócz tego, który zginął przez mojego ojca.
Drżącą dłonią pchneła drewniane drzwi boksu.
- Na wszstkie świętości! - szepneła zdumiona. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Czy to nie jest sen...?
Ognisty Rumak!
Ojciec opowiadał jej bajki o tych stworzeniach, gdy była jeszcze mała. Były szlachetne i piękne. Szybkie jak wiatr i silne jak skała.
Nie raz historie o nich pomagały jej zapomnieć o bólu. Zwłaszcza, gdy zmarła matka. Konie o ognistych grzywach i magicznej mocy, były jej marzeniem. Dlatego teraz kiedy stoi tak blisko zastanawia się, czy to nie jest aby sen?