Drzwi windy otwierają się, wchodzę na swoje piętro. Idę wolnym krokiem nie spiesząc się. Wyjmuję swój telefon, by sprawdzić godzinę. Za dwie minuty rozpoczynam pracę. Harry na pewno jest już w gabinecie. Zawsze jest przed czasem, którego pewnie nie ma zbyt dużo ze względu na ilość wykonywanej przez niego pracy. Unoszę swój wzrok. Po korytarzu kręci się on. Sean Walker. Jest sam, nikogo nie ma poza nim na korytarzu. Tori pewnie zaczyna później pracę. Przypominam sobie o całej sprawie, o której dowiedziałam się jakiś czas temu i o tym, że muszę wszystko powiedzieć Harry'emu, zanim będzie za późno. Przybieram poważny wyraz twarzy, ze zdecydowaniem kieruję się do gabinetu, aby w końcu wyjawić całą prawdę. Gdy tylko naciskam na klamkę, zostaję zatrzymana i mocno przyciśnięta do ściany, bym w żaden sposób nie uciekła- Jeśli powiesz cokolwiek Styles'owi, to z zimną krwią połamię ci kark. Nie dam się znowu wywalić z firmy, rozumiesz? - grozi mi ostrym tonem bez żadnego strachu, że ktoś właśnie może go przyłapać na swoich czynach wobec mojej osoby- Możesz mi grozić ile chcesz, ale i tak się nie przestraszę. Styles dowie się o wszystkim. - mocno odpycham go od siebie. Poprawiam swój strój, by nie wyszło na to, że doszło do czegoś między mną, a kimś innym. Nie patrząc na niego wchodzę do gabinetu, jednak czuję jego ostre spojrzenie. Harry siedzi za swoim biurkiem i podpisuje jakieś dokumenty. Staję przed jego biurkiem, żeby w spokoju wszystko mu wyjawić- Coś się stało? Zwykle zaczynasz od 'Dzień dobry', a nie prostego wejścia do gabinetu bez słowa. - jest zdziwiony moim zachowaniem, ale nie to teraz jest ważne. Ważne jest to, żeby dowiedział się o wszystkim i w porę zareagował na to, co robi jeden z jego pracowników- Muszę ci o wszystkim powiedzieć, zanim będzie za późno. Chcę powiedzieć ci o czymś, co dzieje się za twoimi plecami. - nie mówi nic, dając mi znak, bym kontynuowała - Dokładniej chodzi mi o Sean'a Walker'a. Kiedyś wysłałeś mnie po dokumenty do niego. Akurat ktoś nie domknął drzwi i wszystko usłyszałam. Całą rozmowę. - zatrzymuję się, aby zaczerpnąć odrobinę oddechu i przełykam głośno ślinę - Chce odebrać ci wszystko. Biuro, twoją pozycję, pieniądze. Groził mi, że jeśli cokolwiek tobie powiem, to coś mi zrobi. - widzę rosnącą w nim wściekłość. Całe ciało spina się, mięśnie napinają, w oczach pojawia się złość. Zdenerwowany wstaje ze swojego miejsca i mocno uderza o biurko pięścią- Od kiedy to do jasnej cholery wiesz? - stara się mówić w miarę spokojnie, ale niezbyt mu to wychodzi, zamiast tego syczy przez zaciśnięte zęby. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale coś hamuje mnie do wykonania tej czynności, zamiast tego cicho jąkam się- Nie wiem dokładnie. Jakiś czas. - z całej siły, jaką ma, uderza pięścią w biurko, aż wzdrygam się ze strachu. Bez słowa kieruje się do wyjścia- Zaraz sobie porozmawiamy. I to poważnie. - mówi zdenerwowanym, groźnym tonem. Wychodzi z gabinetu. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Aż kipiał ze złości, gdy mu to powiedziałam. Zaczynam bać się tej rozmowy i jego. Harry's P.O.V. Emocje niemal kipią we mnie. Wściekły idę do Sean'a załatwić tę sprawę. Idąc staję się jeszcze bardziej rozwścieczony. Bez pukania wchodzę do środka. Stoi przy półce z teczkami z jedną w dłoni. Widząc mnie od razu sztywnieje, jakby przeczuwa, co mam mu do powiedzenia- Myślałeś, że o niczym się nie dowiem? - drań udaje, że nie wie, o czym do niego mówię - Nawet nie próbuj pogarszać swojej sytuacji. - staję kilka kroków od niego z rękoma skrzyżowanymi na piersi - Myślałeś, że tak łatwo dam ci się stąd sprzątnąć? - mówię drwiąc z niego- Mogę to wszystko wyjaśnić. - zapewnia mnie, jednak bezskutecznie. W duchu śmieję się z niego, z jego niewyobrażalnej głupoty- Tutaj nie ma niczego wyjaśniać. Spakujesz swoje rzeczy i za 30min. cię tu nie widzę. Jesteś zwolniony. - mówię poważnym, groźnym tonem. Widzę w nim wściekłość, ale nie robi to na mnie zbyt dużego wrażenia. Nikogo się nie boję, on nie będzie żadnym, nawet najmniejszym wyjątkiem. Sam doprowadził mnie do takiego stanu, że nie cofnę się przed niczym. W moich oczach jest draniem.Odwracam się, chcę już wychodzić, jednak on ma jeszcze coś do powiedzenia w tej całej sprawie- To ta suka? Ta suka ci wszystko wygadała? - odwracam się w jego stronę mierząc go morderczym spojrzeniem- Nazwij ją suką jeszcze raz, a doprowadzę do tego, że nigdzie nie znajdziesz pracy. Znaj moją litość, Sean. - kpię z niego, jak tylko mogę, zasłużył sobie na takie traktowanie. Nikt nie będzie odbierał mi tego, na co pracowałem przez wiele lat i na czym mi najbardziej zależy- Jeszcze się z nią policzę. - śmieję się z jego wypowiedzi dając mu znak, że nie wygra ze mną w żaden sposób- Zbliż się do niej, a własnoręcznie cię załatwię. - odwracam się ostatecznie od niego. Podchodzę do drzwi, naciskam na klamkę z zamiarem wyjścia. Po raz kolejny ma jeszcze coś do powiedzenia, zanim wyjdę z pomieszczenia zostawiając go bez pracy w moim biurze- Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś tak bardzo bronił jakąś kobietę. Czy coś jest na rzeczy? - nie odwracam się do niego, nie zasługuje na to, żebym mówił do niego przodem. Dla mnie jest już nikim, zwykłym śmieciem, który nie ma już nic poza samym sobą- To moja asystentka. Dbam o swoich pracowników, do których ty już nie należysz i nigdy nie będziesz należał. Masz moje słowo.- Wydaje mi się, że nie chcesz powiedzieć całej prawdy. - odwracam się do niego. Ma splecione ręce na piersi, stoi w lekkim rozkroku- Mylisz się. To moja asystentka, o którą powinienem dbać, jako szef. Gdyby coś jej się stało przez pracę, to odpowiedzialność ponoszę ja.- Wszystko się kiedyś okażę, Styles. - nie mając dłużej ochoty z nim rozmawiać, wychodzę bez żadnego słowa pożegnania. ~*~ Słyszę, że drzwi otwierają się. Harry wrócił do gabinetu. Jest jeszcze bardziej wściekły, niż zanim wyszedł.Siada za swoim biurkiem. Podchodzę do krzesła przed biurkiem i siadam na nim. Przez chwilę nic nie mówi. Patrzy na jeden punkt na podłodze. Chcę coś powiedzieć, ale przerywa mi - Siedź cicho, albo i z tobą zrobię porządek. - mówi oschłym, zdenerwowanym głosem. Teraz dopiero zaczynam odczuwać do niego prawdziwy strach. Boję się go, jego reakcji. Gdy jest wściekły będzie zdolny do wszystkiego - Cholera, nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć?! Mogłem stracić wszystko! - boję się nawet na niego spojrzeć, więc wzrok mam spuszczony na swoje kolana. Zapada cisza, jakby chce uspokoić swoje nerwy, które zostały rozdrapane. Zastanawia się nad tym, co powie, by nie powiedzieć czegoś, czego by nie chciał - Przepraszam. Nie powinienem był tak na ciebie krzyczeć. - chowa swoją twarz w dłoniach, pociera ją lekko, aby uspokoić się. Opiera swoje zdenerwowane, jednak lekko rozluźnione ciało o fotel. Zaczyna patrzeć na mnie nieco łagodniejszym wzrokiem - Posłuchaj, jeśli dowiesz się o takich sprawach, musisz od razu mi o nich mówić. Gdyby nie to, że powiedziałaś mi o tym teraz, to pewnie jutro firma zostałaby przejęta przez niego. Zareagowałem tak, ponieważ ta firma jest moim całym życiem. Nie chcę, by ktoś mi ją odebrał. Pracowałem na to, żeby mieć to, co teraz przez wiele lat. - kiwam głową w zrozumieniu jego słów skierowanych do mnie - Mam nadzieję, że już kompletnie nie zepsułem naszych relacji?- Nie, w porządku. To w szczególności moja wina, bo powinnam ci o tym powiedzieć od razu, gdy tylko się o tym dowiedziałam, ale nie miałeś czasu. - pocieram delikatnie swoje przedramiona wciąż nie patrząc na niego - Co z nim zrobiłeś? - w końcu odważam się, aby spojrzeć na niego- Zwolniłem. Nie miałem innego wyjścia. - robi krótką pauzę - I jeszcze jedno. Nie martw się, nie zbliży się do ciebie nawet na krok. - w odpowiedzi kiwam głową - Robisz coś dzisiaj wieczorem? - pyta niespodziewanie po krótkiej chwili ciszy, która zapadła w pomieszczeniu- Nie. Wracam do domu. A co? - zamyśla się na chwilę, jakby dobiera sobie słowa do swojej wypowiedzi- Nie, nic. Tak tylko pytam. ~*~ Wieczór. Kończę pracę. Zanim drzwi wyjściowe rozsuwają się przede mną naciągam na siebie płaszcz, żebym nie zmarzła. Wychodząc otula mnie zimne, jednak nie mroźne powietrze. Jest to dość przyjemny wietrzyk. Słońce nie zaszło jeszcze całkowicie za horyzontem, więc niebo jest pomarańczowe. Wszystko wygląda pięknie. Takie wieczory najbardziej uwielbiam. Nie myśląc dalej o pogodzie zaczynam kierować się w kierunku swojego domu. Dziś wybrałam się do pracy pieszo, więc wrócę spokojnym spacerem. Nim wykonuję kilka kroków słyszę wołanie swojego imienia. Odwracam się i widzę idącego w moim kierunku Harry'ego. Na jego twarzy gości delikatny uśmiech. Czy to moja zasługa?- Mercedes. - wita się ze mną. Widocznie spieszył się, bo ciężko oddycha - Wracasz do domu samochodem, czy raczej pieszo? - pyta- Wracam pieszo, z resztą często nie jeżdżę samochodem. - odpowiadam chowając dłonie w kieszeniach płaszcza, przestępuję z nogi na nogę- Skoro wracasz pieszo, to może dotrzymam ci towarzystwa zapraszając na spacer? Co ty na to? - unosi kąciki ust do góry, by przekonać mnie- Brzmi dobrze. - uśmiecham się z charakterystycznym westchnieniem. Podobnie, jak ja chowa dłonie w kieszeniach swojego czarnego płaszcza. Zaczynamy kierować się w stronę mojego domu. Idąc po chodniku doskonale widoczny jest London Eye. Jest piękny, nie można oderwać od niego wzroku. Widok z niego musi być równie spektakularny. Mieszkam w Londynie kilka lat, a jeszcze nie miałam okazji być na London Eye- Może masz ochotę na krótką przejażdżkę? - unoszę wzrok na Harry'ego, który zatrzymuje się - Jeśli chcesz oczywiście.- Pewnie. Sama dziwie się sobie, że mieszkam tutaj tyle lat, a jeszcze nie byłam na London Eye. - przyznaję cicho chichocząc. Przechodzimy przez ulicę, aby szybciej dojść do celu. Z każdym kolejnym krokiem staje się coraz większy. Czuję w sobie radość na myśl, że za chwilę zobaczę Londyn z jego wysokości. Duże wysokości zawsze robią na mnie wrażenie.Duże drzwi otwierają się, byśmy weszli do środka. Stawiam pierwszy krok, zaraz za mną Harry. Drzwi zamykają się, tym samym zamykają nas w jednym pomieszczeniu. Podchodzę bliżej okna, by podziwiać widok. Londyn wygląda pięknie zważając na to, że niebo pokrywa pomarańcz. Ludzie z tej wysokości wyglądają jak mrówki. Wszystko jest doskonale widoczne. Mogę przyznać, że zakochałam się w tym widoku- Podoba ci się? - do moich uszu dociera głos Harry'ego tuż obok mnie- Tak, piękny widok. - mówię zachwyconym głosem. Czuję na sobie jego wzrok, więc odwracam głowę w jego stronę. Patrzy na mnie w inny sposób, niż dotychczas. Delikatne, łagodne spojrzenie. Przyjazny, niewielki uśmiech gości na jego ustach. Jego zielone oczy uważnie skanują moje, przez co czuję, że miękną mi kolana. Jego spojrzenie potrafi jednocześnie zaboleć, ale i jednocześnie można je polubić. Panuję nad sobą, by nie złapać go za rękę. Nie wiem, czy to jego spojrzenie tak na mnie działa, czy to, że jesteśmy na dużej wysokości w dodatku otacza nas piękny widok. Odwracam wzrok, żeby całkowicie nie odpłynąć. Wiem, brzmię dziwnie. Nie powinnam nawet o takich rzeczach myśleć, a co dopiero próbować się od nich powstrzymywać. To wcale nie powinno być w mojej głowie, w moim umyśle. Nic nie poradzę na to, że zaczynam go lubić. Wydaje się całkiem innym człowiekiem, kiedy nie widzę go w jego gabinecie w pobliżu biznesu.Stawiam jedną nogę na ziemi, by wyjść. Odwracam się w stronę Harry'ego, by sprawdzić, czy też wyszedł. Kierujemy się w drogę powrotną, do mojego domu. Miał mnie tylko odprowadzić, a wyszedł z tego dość przyjemny spacer. Przechodzimy przez park. Godzina jest już dość późna, ale nie przeszkadza nam to. Pomarańcz zmienia się w mrok, który za chwilę ogarnie całe miasto. Przez park przechodzą zakochane pary, które trzymają się za ręce. Patrzą na siebie w sposób, którego nigdy nie pojmę. Nie czuję tego uczucia, więc nie wiem, jak to jest patrzeć na ukochaną osobę. W pewnej chwili słychać głośny hałas, jakby coś wystrzela w powietrze. Niekontrolowanie wpadam w ramiona Harry'ego przestraszając się. Obydwoje unosimy wzrok ku górze. Ktoś wystrzelił fajerwerki. Niebieskie, pomarańczowe, różowe, czerwone i wiele innych. Niebo wygląda jeszcze piękniej, niż chwilę temu. Czując na sobie jego dotyk sztywnieję. Odkręcam wzrok na niego, on robi to samo. Uśmiecha się podejrzanie. Delikatnie łapie za mój podbródek i unosi go, by mieć lepszy dostęp do moich warg. Powoli złącza nasze usta w delikatnym pocałunku. Wszystko znika, zatrzymuje się. Nie słychać dźwięku wystrzeliwanych fajerwerków. Nikogo nie ma, oprócz nas- Harry, nie. - odrywam się od niego na większą odległość - Harry ktoś może nas w każdej chwili zobaczyć. - czuję wyrzuty sumienia z tego, co robię. Pozwalam na to wszystko, w dodatku nic nie mówię - Muszę wracać do domu. - odwracam się i szybko kieruję się do domu. Wszystko posuwa się za daleko. Nie wolno nam.