S.O.S

1.8K 58 0
                                    

Powoli kieruję się do mieszkania Harry'ego z dokumentami, które powinien podpisać. Gdy tylko kilka kroków dzieli mnie od jego mieszkania, tym bardziej zaczyna bić moje serce. Czuję, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Najpierw grzecznie pukam, jednak gdy nie dostaję odpowiedzi, naciskam klamkę i wchodzę do środka. Będąc w korytarzu słyszę rozmowę Harry'ego z jakąś kobietą- Mamo, znasz mnie nie od dziś, nie okłamałbym cię. - pozostaję w bezruchu cicho stojąc w korytarzu- Nie podoba mi się to. Łączy was tylko seks, praca czy może coś jeszcze? - nie ukrywam swojego zażenowania tą sytuacją. Powiedział o tym komuś, a sam chciał uchować to w sekrecie- Ona nie chciała tego, uważała że powinna nas łączyć tylko praca, ale od kilku tygodni nie zależy mi już tylko na tym. - wzdycha głośno, zanim ponownie otwiera usta - Od dłuższego czasu zaczynam patrzeć na nią w inny sposób, inaczej dotykam jej skóry, gdy proszę o dotyk, inaczej odzywam się do niej. Zaczynam dostrzegać jej piękno wewnętrzne, nie liczy się dla mnie tylko jej wygląd. - w moim brzuchu budzą się zaspane motyle chcące wydostać się na zewnątrz - Pragnę spędzać z nią jak najwięcej czasu, jak najdłużej patrzeć w jej oczy, dłużej całować jej miękkie usta. To wszystko stało się w pewnym sensie narkotykiem. Gdy oddala się ode mnie, czuję pustkę. Gdy dłużej nie ma jej przy mnie, staję się nerwowy. Denerwuje mnie wszystko dookoła, dopóki ona się nie pojawi. Gdy patrzę w jej oczy, wszystko znika. Nie liczy się dla mnie moja praca, pieniądze, ludzie, którym pomagam. Ważna jest tylko ona. Kocham ją. - serce miażdży mi klatkę piersiową przez szybkie bicie. Ciało sztywnieje, kiedy do uszu dociera to, co przed chwilą powiedział. Zszokowana zasłaniam dłonią usta. Mózg zatrzymuje prace myślenia. Nogi robią się jak z waty, powoli uginają się pod ciężarem ciała, jakbym zaraz miała zemdleć. Nie wiedząc, co mam w tej chwili zrobić, odwracam się i wychodzę. Tak cicho, jak otworzyłam drzwi, tak cicho je zamykam. Wracam z powrotem do biura.~*~Wróciłam do biura. Kluczem otwieram sobie drzwi, by móc wejść do gabinetu. Niepotrzebne klucze chowam z powrotem do torebki. Przechodząc obok biurka delikatnie przejeżdżam po nim palcami prawej dłoni. Słychać dźwięk nieprzyjemnego szurania paznokci. Siadam na fotelu za jego biurkiem. Opieram się łokciami o drewnianą rzecz podtrzymując głowę na dłoni. Zdenerwowana patrzę na środek podłogi. Moje ręce są mokre, jednak strasznie zimne. Serce bije niespokojnie. Ciało trzęsie się, mimo dodatniej temperatury panującej w pomieszczeniu. Czuję pustkę, chociaż nie jestem pewna dlaczego. Czuję się dziwnie. Nie jestem w stanie o niczym innym myśleć, tylko o nim. Czy to możliwe? Harry kocha mnie? Ostatnio nie zachowywał się w stosunku do mnie jak szef do pracownicy. Przecież sam wspominał, że miłość jest dla niego odrażającym uczuciem, którego nienawidzi. Harry jest dla mnie największą zagadką, której nie potrafię rozgryźć. Kiedy tylko chociaż w połowie rozgryzę go, on zmienia swoje zachowanie. Myli mnie za każdym razem. Przez swoje nerwy nie potrafię skleić dokładnego zdania. Nie potrafię dobrać myśli. Drżącymi palcami odgarniam pasmo włosów, które opadło mi na twarz. Czy żałuję tego, że połączyło nas coś, że zakochał się we mnie? Okłamałabym samą siebie, gdybym powiedziała, że żałuję. Sama przyczyniłam się do powstania tego uczucia. Zatracałam się w każdym pocałunku, dotyku. Uzależniłam się od niego sama zatracając się w tym wszystkim. Darzę go tym samym uczuciem, przynajmniej tak czuję. Najbardziej żałuję tego, że dowiedziałam się o tym jako ostatnia, nie wprost. Słyszę dźwięk przekręcanej klamki w drzwiach. Drzwi otwierają się, a w progu staje Harry- Witaj, Merci. - nie odpowiadam, zdziwiona unoszę głowę do góry. Napotykam na swojej drodze jego uśmiech, który wywołuje dołeczki w policzkach. Nigdy dotąd nie zdrabniał w żaden sposób mojego imienia. Szybko uciekam od niego wzrokiem. Zamyka za sobą drzwi wchodząc do środka. Zmykam z fotela, który należy do niego i kieruję się do szafki z dokumentami. Staję do niego tyłem zaczynając szperać w szafce. Ku mojemu zaskoczeniu łapie mnie w talii, przekręca w swoją stronę i mocno przyciąga do siebie. Nasze klatki piersiowe stykają się ze sobą zamykając przestrzeń między nami. Czuję, jak serce z zakłopotania zaczyna bić szybciej. Spuszczam wzrok na papiery trzymane w dłoniach. Staram się na niego nie patrzeć, jednakże jest to trudne, gdy zaczyna składać pojedyncze pocałunki na mojej nagiej szyi- Przeskrobałaś coś, że boisz się spojrzeć w moje oczy. - kieruje swoje usta w kierunku szczęki próbując dostać się do ust- Nie, wszystko w porządku. - mimo woli odchylam głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp do mojej skóry. Czuję, jak uśmiecha się, kiedy ciche westchnienie wydostaje się z mojego gardła. Tak bardzo uwielbiam czuć jego dotyk, że nie zwracam uwagi na to, że ktoś za drzwiami będzie chciał wejść do środka, by spotkać się ze swoim szefem - Powinniśmy wrócić do pracy. - odpycham go od siebie sama nie rozumiejąc swojego zachowania. Przed chwilą pragnęłam jego dotyku, teraz chcę, aby zostawił mnie w spokoju. Unoszę niepewnie wzrok na zdezorientowanego Harry'ego. Zielone oczy doskonale opisują jego uczucia. Nie spodziewał się tego, że odrzucę jego pieszczotę. Chce otworzyć usta, jednak w tej samej chwili po gabinecie rozlega się pukanie do drzwi- Dzień dobry, panie Styles ktoś przyszedł do biura i prosi o spotkanie. - do gabinetu wchodzi nieco wystraszona Tori, jakby to był pierwszy dzień w jej pracy i jak początkująca pracownica boi się swojego szefa- Kim jest ta osoba? - zadaje pytanie, groźnym, poirytowanym głosem w skutek czego brunetka wzdryga się ze strachu- Nie wiem. Kobieta. - odpowiada drżącym głosem - Mówi, że to pilne. - groźna aura Harry'ego sprawia, że podobnie, jak Tori, zaczynam odczuwać strach. Powietrze staje się ciężkie, czuję, jakbym zaraz miała zemdleć- Dobrze wyjdź, zaraz przyjdę. - spławia ją machnięciem dłoni. Jak goniona psami szybko wychodzi z gabinetu. Próbuję się jakoś uchronić od mężczyzny, jednak swoje groźne spojrzenie przenosi na mnie. Niemal wbija mnie nim w podłogę. Uciekam wzrokiem, by nie zostać jego ofiarą. Podchodzi do mnie prawie zabijając spojrzeniem. Zniża się na wysokość mojego ucha, żeby przekazać mi coś - Zaraz wrócę. Porozmawiamy sobie, dobrze wiesz, że nie lubię jak mi się odmawia. - lodowaty głos mrozi mi krew w żyłach, jednocześnie gorący oddech rozgrzewa skórę. Wychodzi nie poświęcając mi nawet przelotnego spojrzenia. Trzaska drzwiami na tyle mocno, że futryna niemal łamie się. Jestem pewna, że pracownicy słyszeli ten trzask co najmniej kilka pięter od gabinetu. Nie chciałam go zdenerwować. Nawet nic takiego nie zrobiłam. W krótkim czasie zmienił swoje zachowanie. Zanim Tori weszła do gabinetu... Szkoda jest mi patrzeć, jak szybko zmienia swoje zachowanie. Wiele razy doświadczyłam jego zmian nastroju. Wiem, że jest cenionym i szanowanym biznesmenem, ale nie oznacza to, że może wszystkich traktować jak chce i rozstawiać wszystkich po kontach. Czasami z chęcią uderzyłabym go w twarz, jednak strach hamuje moje czyny w obawie przed tym, co może zrobić. Boję się go jako biznesmena, drżę, kiedy słyszę jego lodowaty głos i widzę mordercze spojrzenie. Myślałam, że zmienił swoje nastawienie do mnie... najwyraźniej się pomyliłam. Niepotrzebnie zrobiłam sobie nadzieję, z pewnością powiedział swojej mamie, że mnie kocha, by tak samo jak Zayn, odczepiła się. Powinnam się wstydzić, że pomyślałam, że taki biznesmen, jak on, może czuć coś do mnie. Do oczu napływają mi łzy, jednak powstrzymuje je przed wypłynięciem. Nie chcę, żeby widział mnie, że płakałam, kiedy wróci. Byłam taka głupia ufając mu. Bezsilnie siadam na kanapie. Co ja sobie myślałam? Biznesmen, który może mieć każdą kobietę, z którą spędzi jedną noc, zakocha się we mnie? Jest mi strasznie wstyd. Cichy szloch wydostaje się z mojego gardła. Nie powinnam w ogóle była myśleć, żeby obdarzyć go jakimś uczuciem. Wstaję z kanapy, zaczynam powoli chodzić po gabinecie kręcąc się w kółko. Dłońmi oplatam szyję, mocno zaciskam oczy, by nie wypłynęły z nich łzy. Spoglądam na zegarek, który mam na nadgarstku. Przerwa właśnie się zaczęła. Podchodzę do wieszaka, na którym wisi mój płaszcz w celu założenia go. Pójdę do kawiarni niedaleko biura po kawę, która rozgrzeje mnie i doda sił. Nim zdążam chwycić dłońmi płaszcz do gabinetu wpada rozwścieczony Harry. Wydaje się mnie nie zauważyć. Podchodzi do biurka, opiera się o nie rękoma. Chcę się odezwać, jednak w geście wściekłości zrzuca wszystko z biurka na podłogę. Zszokowana zakrywam dłonią usta. Wszystko, co leżało na biurku z głośnym trzaskiem zostaje zrzucone. Nie odzywam się, pozostaję w bezruchu, by nie oberwać. Przez chwilę stoi spokojnie patrząc w okno i głośno dysząc. Chwila spokoju nie trwa długo. Silnymi dłońmi łapie za koniec biurka, używając swojej siły przewraca biurko. Przewrócił je na tyle, żeby zderzyło się z szybą tłukąc jej kawałek. Parę odłamków na pewno spadło na ziemie. Zaczynam drżeć ze strachu. Przede mną stoi wytrącony z równowagi do granic możliwości człowiek. Łzy strachu spływają z moich policzków. Są tak duże, że spływają na mój biust. Pomimo zakrytych ust wydobywa się z nich cichy pisk. Wcześniej wydający się mnie nie zauważyć brunet odwraca się do mnie- Mercedes. - momentalnie jego ramiona opadają. Wściekłość znika z twarzy, na czole znikają zmarszczki, rozluźnia złączone ze sobą brwi. Wydaje się uspokajać, gdy jego oczy napotykają moje. Wypuszcza całe powietrze z płuc wraz z nagromadzoną wściekłością. Odwraca się patrząc na to, co przed chwilą zrobił- Mogłeś kogoś zabić! - krzyczę przerażona. Nogi robią się jak z waty, jednak nie zamierzam tu zostać. Podrywam się do ucieczki upuszczając płaszcz, który trzymałam w dłoniach. Uciekam ile mam sił w nogach z gabinetu. Na moje szczęście w korytarzu nie ma nikogo, kto mógłby mnie zauważyć i zatrzymać. Dyszę głośno całkowicie pochłonięta przez strach. Zdejmuję z nóg buty, które spowalniają mnie. Nigdy nie była dobra z W-F'u, co nie oznacza, że nie potrafię uciec. Chowam się w pierwszy miejscu, które przychodzi mi na myśl. Schowek na miotły i inne rzeczy potrzebne do dezynfekcji itp. Tam mnie na pewno nie znajdzie, nawet nie pomyśli o tym, by mnie tam szukać. Wchodzę do środka, zapalam czerwone, awaryjne światło, by przez szparę w drzwiach nie było widać, że ktoś jest w środku. Siadam na dużej szafce chowając twarz w dłonie. Serce bije tak mocno, że w małym pomieszczeniu słychać tylko je z połączeniem mojego głośnego oddechu. Mógł kogoś zabić, gdyby biurko roztrzaskało szybę i spadło w dół. Kim była kobieta, która przyszła do biura i która tak rozwścieczyła Harry'ego? Opieram głowę o zimną ścianę w celu uspokojenia się. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tkwi w nim taka siłą, że byłby zdolny do takiego rozładowania złości. Okazuje się, że tak naprawdę nie znam go tak dobrze. Wstrzymuję oddech, gdy słyszę kroki na korytarzu. W pośpiechu zeskakuję z szafki i gaszę światło. Przerażona opieram się o ścianę na wypadek, gdyby wszedł do środka. Nie chcę go widzieć, nigdy nie bałam się go tak, jak teraz. Klamka w drzwiach przekręca się. Serce wali coraz mocniej, dobrze słychać je w niewielkim pomieszczeniu. Staram się nie dyszeć, co odrobinę mi się udaje. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. To na pewno on. Nie zapala światła, wsłuchując się w ciszę. Zaciskam oczy chcąc, by wyszedł- Słyszę cię. - po wypowiedzeniu tych słów zapala czerwone światło awaryjne. Chcę krzyczeć z przerażenia, jednak zatyka mi usta dłonią - Proszę, nie krzycz. - uspokaja mnie. Jego spokojny, zachrypnięty głos nieco uspokaja, jednak pozostaję czujna. Zabiera dłoń, gdy widzi, że uspokoiłam się. Patrzy w moje oczy, a ja w jego. Zielona mrok wściekłości zniknął. Pozostał tylko spokój - Nie... Nie chciałem cię... - jąka się. Wzdycha głośno i zamyka oczy, żeby móc spokojnie się wysłowić - Nie chciałem cię przestraszyć.- Mogłeś kogoś zabić, dociera to w ogóle do ciebie? - szepczę, bojąc się go ponownie rozzłościć - Nigdy się ciebie tak nie bałam.- Wiem, przepraszam. - chowa twarz w dłoniach pocierając ją lekko. Kiedy zabiera dłonie widzę, że jego oczy stają się czerwone - Naprawdę przepraszam. Byłem tak wściekły, że musiałem wyładować złość. Nie zamierzałem cię przestraszyć. - ku mojemu zaskoczeniu przytula mnie. Mocno zaciska uścisk pozbawiając mnie oddechu. Mimo to, odwzajemniam. W tej chwili wydaje się być taki bezbronny, jakby skrzywdzony przez świat. Czuję mokrą łzę na skórze, kim była ta kobieta?- Boże, Harry. - szepczę cicho uspokajającym głosem - Powinieneś wrócić do domu. Zajmę się wszystkim pod twoją nieobecność. - rozluźnia uścisk. Odrywa się ode mnie tworząc między nami przestrzeń - Chodź, wracamy do gabinetu. - a myślałam, że to Harry ma ciągłe zmiany nastrojów. Serce zmiękło mi, gdy poczułam łzę na swojej skórze. Kolejny znak mojej naiwności i głupoty. Gdy wychodzimy ze schowka Harry chwyta za moją dłoń i splata nasze palce razem. Zdziwiona spuszczam wzrok na nasze dłonie, jednak w ostateczności nic z tym nie robię. Trzymając się za ręce dochodzimy do gabinetu. Harry otwiera drzwi przede mną, nadal nie puszczając mnie wchodzimy do środka. Zostaję zaskoczona, gdy w gabinecie widzę kobietę stojącą do nas tyłem i patrzącą na to, co zrobił Harry. Momentalnie dłoń Harry'ego zaciska się mocniej sprawiając mi ból. Patrzę w górę i napotykam wściekłą twarz bruneta. Kobieta odwraca się w naszym kierunku uśmiechając się- Oh, myślałam, że zastanę cię bez twojej asystentki. - mówi nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi - Nazywam się Bonnie. - tym razem zwraca się do mnie patrząc morderczym, lodowatym spojrzeniem.

Biznesmen h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz