Rozdział 7

2K 149 20
                                    

~ * ~

Gdy wysiedliśmy z kapsuły Luke odetchnął z ulgą. Widziałam, że zaczął ponownie nabierać kolorów, bo na górze był biały jak ściana. Para trzymała się za ręce aż do momentu, gdy Luke wsiadł do samochodu, a Amanda objęła mnie mocno.

Trzymaj się, Holly — powiedziała i puściła mnie.

— Ty też, Am. Uważaj na siebie. Uważaj na mamusię, dzidziusiu. 

 Schyliłam się, a Amanda zaśmiała na moje słowa, pogłaskałam ją po brzuchu i wyprostowałam się.

— Och, Holly, wiesz co?

— Co?

— Zostaniesz matką chrzestną dzidziusia.

— Naprawdę? 

 Przytaknęła, a ją przytuliłam ją po raz kolejny. 

— Dziękuję!

Uśmiechnęłam się szeroko i puściłam dziewczynę.

— Będziesz super ciocią.

— Ja już jestem super ciocią — powiedziałam i stanęłam prosto, opierając ręce na biodrach. — Umówiłam się z Thomasem, mamy porozmawiać — wyrzuciłam nagle z siebie. Musiałam to komuś powiedzieć.

— To świetnie, Holly. Porozmawiajcie. Wtedy zdecydujesz co zrobisz. Kiedy się spotykacie? — zapytała.

— Dzisiaj o dziewiętnastej. 

— To co ty tu jeszcze robisz dziewczyno, jedź do domu się szykować! — Popchała mnie w kierunku mojego auta.

— Nie będę się stroić, ubiorę się normalnie — odparłam i otworzyłam moje BMW.

— To się przynajmniej ładnie umaluj! — krzyknęła oraz pomachała mi. Odmachałam jej i Amanda wsiadła do samochodu Luke'a. Ja uczyniłam to samo, tylko, że do mojego i ruszyłam w kierunku mieszkania.

* * *

Musiałam psychicznie nastawić się na spotkanie Thomasem. Wzięłam szybki zimny prysznic i opatuliłam się ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i opuściłam łazienkę. Była dopiero siedemnasta, więc ubrałam sobie bawełniane spodenki, jakąś starą koszulkę Luke'a, włosy zostawiłam rozpuszczone. Musiały wyschnąć, a nie chciało mi się ich suszyć. Wzięłam plecak z uczelni i usiadłam na kanapie. Miałam zadanie ze scenopisarstwa. Musiałam napisać krótką scenkę z dwójką bohaterów. Skecz miał dotyczyć miłości, przyjaźni lub czegoś tajemniczego. Usiadłam wygodnie na kanapie i zabrałam się za pisanie.

* * *

Gdy skończyłam spojrzałam na zegarek. Była osiemnasta dwadzieścia. Minęła godzina. Wstałam z kanapy i wróciłam do łazienki. Złapałam za szczotkę. Rozczesałam poplątane włosy i weszłam do sypialni. Stanęłam przed szafą i zastanowiłam się co ubrać. Wyciągnęłam czarne rurki i czerwono - czarną koszulę w kratę. Założyłam to na siebie i podwinęłam rękawy koszuli do łokci. Był wrzesień i wieczory zaczynały być zimne. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy związałam w warkocza, ubrałam czerwone vansy i wzięłam torebkę. Złapałam jeszcze butelkę wody z kuchni i opuściłam mieszkanie. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do windy. Zjechałam na dół i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam go i ruszyłam na King's Street.

Znałam tą ulicę bardzo dobrze, mieściła się przy niej kawiarnia Heart. Kawiarnia należała już do starszej szkotki - Rosy Brown. Nie byłam tam od czterech lat, chciałam wiedzieć czy Rosa mnie jeszcze pamięta. Ostatni raz byłam w Heart kilka dni przed wypadkiem. Po wyjeździe Thomasa odwiedzałam Rosę, by zapytać co u niej słychać i zjeść kawałek pysznego sernika. Dawniej chodziliśmy tam codziennie, byliśmy stałymi klientami. Zawsze zamawialiśmy po pucharu lodów, najlepszych w Londynie, gorącej czekoladzie i kawałku sernika. Do dziś mam w ustach smak tego ciasta.

Destiny or case // thomas sangster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz