Rozdział 8

2.3K 153 19
                                    

~ * ~

Tydzień. Minął tydzień od naszej rozmowy. Każdego dnia zastanawiałam się co mam zrobić. Nie wiedziałam czy mam mu wybaczyć czy nie. Przez te siedem dni nie rozmawiałam z nim ani razu. Traktowałam Thomasa jak powietrze. Jakby w ogóle nie istniał. Jednak zawsze,  gdy wchodziłam spóźniona na salę brązowe tęczówki mnie obserwowały. Spóźniałam się, by nie spotkać go pod salą. 

Thomas cały czas był przy mnie. Może nie dosłownie, ale jednak. Gdzie się nie odwróciłam widziałam go. Gazety, internet, telewizja, uczelnia. Fotoreporterzy wyczekiwali czasami na niego pod akademią, jednak on nie pozował do zdjęć i nie udzielał wywiadów. Wsiadał do samochodu i odjeżdżał. Uciekał. Ja robiłam tak samo. Uciekałam od problemów. Gdy tylko zobaczyłam blondyna odwracałam się na pięcie i odchodziłam. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, jeszcze nie.

Każdy dzień mijał mi monotonnie. Rano szybkie śniadanie, zajęcia, lunch z Adamem, zajęcia, powrót do domu, kolacja i nauka. W międzyczasie dzwoniłam do rodziców i pisałam z Amandą. Dziewczyna wiedziała o wszystkim. Zdałam jej relację z całego spotkania. Poradziła mi bym poważnie zastanowiła się nad wszystkim. Miałam już tego dość. Musiałam odpocząć. Dlatego też na weekend postanowiłam wrócić do domu. Chciałam poczuć rodzinną atmosferę i zjeść prawdziwy domowy obiad. Nawet jeśli miałabym zrobić to sama. Musiałam naładować akumulatory. Przez ostatni tydzień źle sypiałam. Codziennie rano zakrywałam ogromne wory pod oczami. Moje samopoczucie też uległo zmianie. Im więcej myślałam nad tą całą sprawą, tym bardziej mnie denerwowała, irytowała i sprawiała, że miałam wieczną ochotę płakać.

Był piątek, ostatni dzień zajęć. Miałam tylko pięć godzin. Po lunchu mogłam wrócić do mieszkania. Ubrałam sobie ciemnozielony sweter i czarne jeansy. Na stopy wsunęłam kremowe conversy. Złapałam torbę i opuściłam mieszkanie, zamykając je na klucz. Zjechałam windą na dół i wsiadłam do samochodu. Pogoda była okropna, od samego rana padał delikatny deszcz, było pochmurno, ale nie zimno. To jeszcze nie ten miesiąc.

Adam czekał przed wejściem. Stał pod parasolką. Nasza relacja uległa zmianie, zostaliśmy przyjaciółmi. Każdy lunch spędzaliśmy na spacerze, albo w kawiarni lub w parku. Dużo rozmawialiśmy, mieliśmy mnóstwo wspólnych zainteresowań. Nasze rozmowy trwały zawsze bardzo długo i to przez to zazwyczaj spóźniałam się na zajęcia. Dowiedziałam się mnóstwa rzeczy o chłopaku. Pochodził z Gloucester, przeprowadził się z rodzicami do stolicy, gdy skończył osiem lat. Wykryto u niego wtedy naczyniaka łagodnego, który znajdował się w mózgu. Przeszedł nieskomplikowaną operację usunięcia nowotworu, odbył kilkutygodniową chemioterapię oraz naświetlenia. Wyzdrowiał. Chociaż nic nie wskazuje na nawrót choroby Adam żyje pełnią życia. Wszędzie go pełno, ma świetne poczucie humoru i uwielbia pomagać innym. Może po nim nie widać, ale trenuje boks.

O mnie chłopak też dużo wiedział. Powiedziałam mu o Thomasie i moim wypadku. Poradził mi, bym wszystko przemyślała bardzo dobrze.

Cześć, Holly! — powiedział z wyraźnym entuzjazmem. Pocałowałam go w policzek na przywitanie i uśmiechnęłam szeroko.

— Cześć, Adam. Jak widzę masz bardzo dobry humor.

— Ja zawsze mam dobry humor.

Roześmiał się i razem weszliśmy do budynku akademii. To była prawda. Adam cały czas miał świetny humory, czy świeciło słońce czy padał deszcz. Na jego twarzy gościł uśmiech.

— Tak zawsze. Jak to jest możliwe? — zapytałam, gdy zatrzymaliśmy pod salą, w której miałam mieć zajęcia z monologu.

— Życia by mi zabrakło gdybym zawsze miał się smucić. Dobra muszę lecieć, mam oddać nowy scenariusz panu Mastertonowi. A wiesz, że nie lubi, gdy ktoś się spóźnia.

Destiny or case // thomas sangster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz