Rozdział 9

2.1K 135 22
                                    

~ * ~

Od kiedy tylko pamiętam rodzina była dla mnie najważniejsza. Każde spotkania, urodziny, święta, śluby, chrzciny były czasem, gdy wszyscy się spotykaliśmy. Byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Nadal jesteśmy. Najlepiej dogadywałam się z Tomem i Michaelem. Jako kuzyni spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Doskonale pamiętam nasze głupie pomysły, każdą zabawę. Do naszego grona należał również Luke, Caspar oraz Caroline. Jednak to nasz trójka była najczęściej tymi rozrabiającymi. Zawsze było z nami najwięcej kłopotu. Wieczne sprzątanie zabawek czy czyszczenie ubrań po wszelakich eksperymentach. Pamiętam, że gdy miałam cztery lata i byliśmy razem na wakacjach, to Tom wpadł na pomysł byśmy weszli na drzewo, znajdujące się koło jeziora i skakali z niego do wody. Złamałam sobie wtedy rękę, bo spadłam z wysokości prawie trzech metrów na ziemię. Tom dostał wtedy ochrzan od rodziców. Mówili, że mogłam się zabić. Miał dwutygodniowy szlaban.

Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienia i pogłaskałam mojego kota po brzuchu. Eddie zamruczał cicho. Był grubym rudym kotem. Dostałam go od Thomasa na moje dziewiąte urodziny. Pamiętam jak się wtedy ucieszyłam. Eddie był stary, ale miał w sobie mnóstwo energii. Najczęściej karmi go moja mama lub ja, a wtedy dostaje podwójną porcję. Dlatego też jest gruby i ledwo wchodzi po schodach na górę. Ma krótką rudą sierść i szare oczy. Nazwałam go Eddie bo po prostu spodobało mi się to imię, nie było to związane z Edem Sheeranem(1). 

Przeciągnęłam się, a następnie zrobił to Eddie. Odsunęłam kołdrę na bok i wstałam. Dzisiaj była niedziela, mój ostatni dzień wolności. W piątek, gdy przyjechałam czekała na mnie mała niespodzianka. W domu były Crystal razem z Raven. Wieczór spędziłam na zabawie z małą, opowieściach o uniwersytecie i pysznym jedzeniu mamy.

Wyciągnęłam jeszcze czyste ciuchy z walizki i przebrałam się. Związałam włosy w koka i poszłam umyć zęby. Przemyłam twarz wodą i zeszłam na dół. Była ósma. W kuchni siedziała Raven.

Cześć — przywitałam się, całując ją w policzek.

— Cześć, Holly — powiedziała.

— Jadłaś już? — zapytałam. Pokiwała głową. — Gdzie rodzice?

— Twój tato poszedł na spotkanie z starym znajomym, który wrócił skądś tam, a mama jest na zakupach. Kazała ci przekazać, że dzwonił Theo... — urwała i zastanowiła się przez chwilę —  ..nie Theo...T..T...Thomas. Tak, dzwonił Thomas.

— Thomas?

— Tak, mówiła, że prosił byś oddzwoniła.

Podała mi karteczkę z zapisanym ciągiem liczb. Wzięłam ją i schowałam do kieszeni spodenek.

— Okej, dzięki — mruknęłam i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej mleko i zrobiłam sobie płatki. Zastanawiałam się po co dzwonił Thomas, przecież powiedziałam, że porozmawiamy jak wrócę. Zjadłam śniadanie i do kuchni wbiegło małe rozczochrane tornado. Crystal. Mała przytuliła się do moich nóg.

— Ciocia!

— Cześć malutka.

Wzięłam ją na ręce i pocałowałam w zarumieniony policzek.

— Pobjawisz się źe mnią? — zapytała.

— Najpierw musisz coś zjeść, dobrze?

Pokiwała głową i zeszła z moich kolan. Raven zaczęła robić jej śniadanie, a ja wyszłam na zewnątrz, by zadzwonić do Thomasa.

Wyciągnęłam karteczkę ze spodenek i wystukałam numer na ekranie mojego telefonu. Chłopak odebrał po dwóch sygnałach. Czekał na telefon.

— Halo?

Destiny or case // thomas sangster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz