☆ trzynaście

524 55 12
                                    

Maddie wypuściła telefon z dłoni na wieść o tym, że mama wybudziła się ze śpiączki. Na jej ustach pojawił się szeroki, długo wyczekiwany, prawdziwy uśmiech.

- Mama! - Wykrzyknęła radośnie. - Obudziła się. Jadę do niej!

- Maddie, czekaj - ojciec złapał ją za rękę i przyciągnął w swoją stronę. - Może pozwól jej trochę odpocząć? Dopiero co się wybudziła, potrzebuje czasu, by się na nowo przystosować do... no wiesz, życia.

- Coś ty! Mam zjeść sobie obiad, potem kolację, a na koniec iść spać, jak gdyby nigdy nic? Nie rozmawiałam z nią siedem miesięcy! Idę - wyrwała się i pobiegła po bluzę. Założyła trampki i chwyciła klucz od garażu, w którym trzymała swój rower. Nie zagłębiała się w powody, dla których jej ojciec nie chciał pojechać zobaczyć się z mamą. Była zbyt podekscytowana, by zauważyć, że coś nie gra. Liczyła się tylko mama.

W szpitalu znalazła się dwadzieścia minut później. Zdyszana wbiegła po schodach i ruszyła do sali, w której to ostatnio zjawiała się prawie codziennie. Zwolniła przed drzwiami, chcąc unormować oddech. Wtedy usłyszała za sobą dobrze jej znany głos matki:

- Maddie?

Szatynka momentalnie się odwróciła i widząc rodzicielkę, ze łzami w oczach pobiegła do niej i rzuciła się jej w ramiona. Kobieta zaśmiała się i przytuliła do siebie córkę, najlepiej jak umiała i na tyle, ile mogła. Nie liczyły czasu, ile nawzajem trzymały się w objęciach. Nie chciały, żeby ponownie coś ich rozdzieliło. Maddie totalnie się rozkleiła i poplamiła łzami koszulkę mamy. Było jej tak dobrze w ramionach ukochanej osoby.

- Tak się cieszę, że do nas wróciłaś. Wiedziałam, że to nastąpi - szepnęła dziewczyna i odsunęła się tylko na troszkę, by móc spojrzeć matce w oczy.

- Chciałam cię znowu zobaczyć kochanie - odpowiedziała i również z jej oczu wypłynęło kilka łez. - Ale nie płacz już.

- Ty też. Ja po prostu... to są łzy szczęścia. Tęskniłam za tobą aż do szaleństwa.

- Cholerne siedem miesięcy. Przepraszam.

- Nie przepraszaj. To wina tego gościa, który spowodował wypadek.

- Grunt, że już jestem. A tata?

- Jutro cię odwiedzi. Chodźmy do sali, porozmawiamy.

- A tak, musimy nadrobić stracony czas.

Usiadły na łóżku i nie musiały bardzo się nasilać, by wymyślić temat do rozmowy. Słowa same wypływały z ich ust. Głównie Maddie opowiadała. O szkole, lekcjach, innych sprawach. A na koniec, gdy zaschło im w gardłach, przytuliły się do siebie i napawały swoją obecnością, której bardzo, ale to bardzo im brakowało. Maddie nie chciała nawet myśleć, że niedługo będzie musiała wracać do domu.

- A kiedy wychodzisz? - Spytała cicho, nie chcąc przestraszyć mamy, a wiedziała, że kiedyś często jej się to udawało.

- Jak wszystkie badania wyjdą dobrze, to pojutrze.

- Ech... jeszcze tyle? - Jęknęła dziewczyna. - Postaraj się, chcemy cię znowu w domu.

- Dziwi mnie tylko, że tata nie przyszedł.

- Oj, nie przejmuj się. Zjawi się jutro.

Maddie tak naprawdę nie chciała, by tata przychodził. Ostatnio poznała go aż za dobrze i zwyczajnie bała się o mamę. Co prawda, nie miałby powodu, by ją skrzywdzić, ale mógłby na przykład opowiedzieć o ostatnich wybrykach Maddie. Nie pójście do szkoły, zerwanie się z lekcji, kłamanie, ukrywanie znajomości z Calumem. Oj, uzbierało się tego.

- Wiesz, że niedługo musisz iść? - Spytała mama.

- Ale ja nie chcę - mruknęła, wtulona w ramię kobiety.

- Przyjdziesz jutro. Chociaż nie... masz szkołę.

- E tam, nie pójdę.

- Maddie!

- Mamo! - Jęknęła, robiąc smutną minę, po której miała nadzieję, że kobieta zmięknie. W tym samym czasie usłyszały pukanie do drzwi i lada moment w sali zjawił się tata.

Mama wstała i przytuliła się do męża. Maddie odwróciła wzrok. Kompletnie nie rozumiała taty. Kazał jej zostać w domu, a teraz sam przyjeżdża do szpitala? Coś mu się odwidziało?

- Jak wspaniale znowu was widzieć - powiedziała mama, gdy ponownie skryła się pod kołdrą. Trzymała za rękę ojca, a Maddie przytulała do swojego boku.

- Teraz będzie tylko lepiej - odezwał się mężczyzna i spojrzał na córkę. - Prawda?

- Tak - mruknęła cicho, zaciskając powieki. Maddie wiedziała jednak, że nie będzie lepiej. Nie po tym, co się działo ostatnimi czasy.

Szatynka siedziała z rodzicami i przysłuchiwała się ich rozmowie. Nieco się wyłączyła, ale było to spowodowane tylko i wyłącznie odwiedzinami taty. Nie czuła się komfortowo w jego towarzystwie i nic nie mogło tego zmienić.

Godzinę później pożegnali się z mamą i opuścili szpital.

- Jestem rowerem - poinformowała ojca.

- Dobrze, tylko uważaj na siebie. A i jeszcze jedno - zatrzymał dziewczynę i spojrzał jej w oczy. - Mama wraca do domu, ale ma się o niczym nie dowiedzieć. Jasne?

- Pod warunkiem, że i ty nie wspominasz o moich ucieczkach z lekcji, naszych kłótniach.

- Stawiasz warunki? - Tata uśmiechnął się lekko. - Dobra. Niech po prostu wszystko będzie jak dawniej.

- Oboje wiemy, że to niemożliwe - wsiadła na rower i odjechała. Ojciec żądał niemożliwego. Niby jak miała znowu normalnie rozmawiać z ojcem? Oglądać z nim filmy, jak to niegdyś robili?

Maddie wiedziała, że jakkolwiek by się starali, nie stworzą z powrotem szczęśliwej rodziny. Będą ją jedynie udawać i oszukiwać mamę, która nieświadoma niczego będzie myślała, że wszystko gra.

Humor szatynki diametralnie się pogorszył. Uroniła kilka łez wracając. Było ciemno, dziewczyna coraz bardziej marzła, ale mimo to specjalnie wybrała dłuższą trasę, by być jak najpóźniej w domu.

Nie dowierzała, że to wszystko tak się potoczyło, że nie chce wracać do domu.

Nie mogła ruszać palcami, gdy w końcu znalazła się w mieszkaniu. Chwilę jej zajęło dojście do siebie. Gdy zdjęła buty i odwiesiła kurtkę na wieszak, poszła do kuchni zrobić sobie herbatę. Na stole zastała kilka butelek piw i śmieci. Podążyła wzrokiem w stronę salonu i dostrzegła rozwalonego na kanapie tatę, który półprzytomny oglądał mecz. Maddie zrezygnowała z przygotowania herbaty. Zamiast tego chwyciła jedną, otwartą butelkę piwa i pobiegła na górę. Sama nie wiedziała, co ją podkusiło do tego, by się napić. W każdym razie w mgnieniu oka opróżniła piwo. Sięgnęła potem po telefon. Calum dzwonił aż pięć razy. No tak, mieli porozmawiać.

Szatynka znowu nie spała, udało jej się zaledwie zmrużyć oko na godzinę...

Jejciu, wreszcie coś napisałam. Przepraszam za nieobecność, ale naprawdę... nie mam nawet czasu dla siebie. A co dopiero pisanie. I jeszcze przeziębiona jestem.

Mam nadzieję, że się podoba, skomentujcie, proszę, chcę zobaczyć, ile Was tu jest, czy mam dla kogo pisać. A im więcej komentarzy, tym większa motywacja dla mnie ♥

He. // c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz