☆ dwadzieścia pięć i sześć

46 5 1
                                    

   O mało nie upadła na podłogę, kiedy ta brutalna prawda w końcu do niej dotarła.

- Tato? – Wydusiła z siebie to słowo, które w ogóle nie odnosiło się do osoby z naprzeciwka.

- Witaj Maddie – głos miał trochę nieswój. Poza tym wyglądał na przybitego
i zmęczonego.

- Ale... ale jak to?

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz – odchrząknął i wbił wzrok w dziewczynę.

- Nie mam takiej potrzeby – odpowiedziała szczerze.

- Maddie! – Odezwała się mama, siedząca obok. – Jak możesz? – Położyła dłoń na kolanie taty, ale ten zdawał się tego nie zauważyć. Całą uwagę skupił na córce, co bardzo przeszkadzało dziewczynie.

- Spokojnie Alice. Rozumiem zachowanie Maddie.

- Co nie znaczy, że może się tak do ciebie odzywać!

- Pójdę do siebie.

   Dziewczyna bardzo szybko znalazła się w swoim pokoju. Położyła się na łóżku
i wbiła wzrok w sufit. Ledwo jej głowę zajmowały słowa Jasmine, teraz nie może zrozumieć, jak to możliwe, że wrócił tata. Bez niego było dobrze. Maddie znowu poczuła strach. Strach o własne życie.

- Pewnie o mnie tak myślisz – tata bez zaproszenia wszedł do pokoju. Jaki zrobił się bezczelny, pomyślała, podnosząc się.

- Nie wydaje mi się.

- Zmieniłaś się. Ale na dobre – przymknął drzwi.

- Kiedy wracasz do więzienia? – Zapytała pewnie Maddie. Tata zaśmiał się gorzko.

- Nieprędko.

- Aha, czyli w końcu któregoś dnia wrócisz? Tylko tego kolejnego dnia bez takiej sensacji, co zrobiłeś ostatnio. Nie jesteś jakąś gwiazdą, żeby musieli cię wszyscy oglądać.

- Widzę, że nie pozostawiasz na mnie suchej nitki.

- Nie wiem, czego chcesz, ale wiedz jedno, zrobię wszystko, żebyś wrócił za kratki. Tam jest twoje miejsce.

- No to się doczekałem córki. Córki, która chce mnie wysłać do więzienia. Wspaniale – prychnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Idealnie pasujesz do tych wszystkich zboczeńców, pedofili i morderców!

   Ojciec zamachnął się i przyłożył dłonią w policzek Maddie.

- A to jest jedyne, co potrafisz zrobić, gdy ktoś powie o tobie prawdę – Maddie zacisnęła zęby i zabrała torbę, wychodząc z pokoju. Zbiegła po schodach i zaczęła się ubierać w przedpokoju.

- Maddie, dokąd ty idziesz? – Usłyszała głos mamy z tyłu. – Spójrz na mnie, do cholery! Co się stało? – Szarpnęła córkę za ramię i dziewczyna obróciła się na moment. – O Boże, co ci się stało? Skąd to masz?!

   Maddie wyrwała się i wybiegła z domu. Dopiero kiedy znalazła się wystarczająco daleko, zwolniła i przysiadła na ławce. Zaczęła wsłuchiwać się w ciszę dookoła i wpatrywać w piękne, ciemne niebo. Chciało jej się wrzeszczeć. Była totalnie bezsilna, z masą problemów na głowie. I kiedy coś miało szansę się zakończyć, inne powróciło z podwojoną siłą.

- Wszystkiego najlepszego Maddie – powiedziała do siebie, wpatrując się w samotną gwiazdę na niebie.

○○○

   Nie zdążył zareagować, kiedy złapała go za rękę. Wcale tego nie chciał. To dotyku Maddie pragnął najbardziej. I chociaż lubił Alessię, była zwyczajną, poukładaną dziewczyną, zdał sobie sprawę, że to wszystko za daleko zaszło.

He. // c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz