Początek

15.3K 557 692
                                    

P.O.V Sophia

Kolejny dzień, w którym muszę znosić docinki ze strony rówieśników. Mam już tego po wyżej uszu. Codziennie słyszeć tylko krytykę i porównanie do innych.  

 W głowie głos niemiłosiernie mówił mi, bym zrobiła coś, czego będę żałować... - zabić się. Może to nawet lepiej? Nikt nie będzie się męczył, ani ja, ani inny. W końcu jestem dla nich niczym.

  Wyszłam około północy, rodziców nie było w domu, na szczęście. Szłam powoli do lasu, który był niedaleko domu.  Byłam pewna, że chcę skończyć z moją udręką, zwaną życiem. 

Przed wyjściem z domu zostawiłam list, w którym poinformowałam rodziców dlaczego to robię. List pożegnalny, zapewne i tak  nikt nie raczyłby go czytać.

Weszłam do ciemnego lasu, drzewa jakby uginały się w moją stronę. Cienie przypominały mi ludzi. Było coraz bardziej nieswojo. Zawsze tak jest w lesie nocą. Bałam się, a wyobraźnia płatała mi figle ale w końcu szłam w dobrze znanym mi kierunku, do ogromnego Dębu, przy którym często bywałam. Wiedziałam, że nie zgubię się. 

Nie tylko ja go znałam, wiele ludzi chodziło do tego miejsca. Było ono spokojne i pełne życia. Ptaki zawsze tam ochoczo śpiewały. Motyle wesoło latały. Kwiaty bujnie rosły.  

 Zatrzymałam się przy wielkim drzewie. Z łzami w oczach wdrapywałam się na drzewo. Raz prawie spadłam, ale na szczęście szybko chwyciłam się gałęzi.

 Ludzie jednak są głupi mówiąc, że samobójcy to tchórze...Trzeba bardzo wiele siły i odwagi by skończyć z swoim życiem. 

Gdy byłam już na jednej z wyższych gałęzi zarzuciłam linę tak bym mogła zrobić z niej pętle. Jeden krok i każdy mój ból zniknie...Każdy. 

####

Ból w okolicach szyi i głowy nie dawał mi spokoju. Przejechałam ręką po twarzy... Coś zimnego i mokrego. Otworzyłam  oczy, ręce miałam brudne od ziemi. Ogólnie siedziałam na ziemi. Przy drzewie, chyba sośnie. Miałam rozmazany widok na świat.  

Potrząsnęłam głową starając się zetrzeć z twarzy ziemię, przy okazji przypomniałam sobie, że przecież się powiesiłam. Jak to możliwe, że żyję? 

Obejrzałam wszystko dookoła. Wiele drzew miało nacięcia na sobie i przywieszone rysunki, głównie domki z szczęśliwą rodziną lub pojedyncze dzieci. Bałam się tych wszystkich strasznych historii a teraz mam stać się częścią jednej z nich?!

Chciałam wstać, ale nogi miałam jak z waty, nie czułam ich. Strach wzrastał a łzy w oczach się zbierały. Rozejrzałam się panicznie czy ktoś jest w pobliżu. Wiedziałam, że nie wypada krzyczeć czy ktoś jest tutaj, nawet jakby był, to by nie odpowiedział.

 Przy mnie znajdował się wysoki mężczyzna, bardzo blady, w garniturze...bez twarzy.  Oddech mi stanął. Akcja serca zwolniła tak bardzo, że prawie się zatrzymała.

 Kojarzyłam go, znałam mniej więcej jego historię, znałam jego imię... tylko czemu nie mogę sobie go przypomnieć? Zaczęłam się cofać, ale napotkałam na swojej drodze drzewo. Zaczęłam krzyczeć i płakać, teraz aż chciałam umrzeć, by nie musieć się bać. 

A on nic tylko stał, nie robił nic, co mogłoby mnie zabić. Tylko przechylał głowę i wydawałoby się, że chce się uśmiechnąć... Po dłuższym czasie łzy przestały lecieć, został tylko chłodny wzrok wymierzony w mężczyznę, który kucnął przede mną. Przechylił głowę i wyciągnął rękę... Chce się przywitać czy mi pomóc?   (o to kurwa chodzi, więc nie pisać w komentarzach, że to głupie -_-. ) Od kiedy mordercy są...mili? Chociaż już nic mnie nie zdziwi, uciekłam od śmierci, albo to ona uciekła ode mnie. Chyba nie jestem aż takim śmieciem, by nie być warta śmierci.

Smile || ShadownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz