Słońce wisiało na niebie, zwiastując kolejny, piękny dzień. Taka aura była obecna, już od dłuższego czasu, ogłaszając początek kwietnia. Wszystko powoli zaczęło budzić się do życia, chociaż w pamięci pozostały jeszcze wspomnienia, jak zupełnie niedawno padał śnieg. Nikt nie potrafił zrozumieć, a tym bardziej wytłumaczyć, jak ta pogoda potrafiła się szybko zmieniać.
Dla Leny to był najlepszy okres. Nie przepadała za zimą czy śniegiem, a głównie tą stertą grubych ubrań, które musiała na siebie wkładać. Czuła się wtedy, nieco zdołowana.
Największy problem sprawiało jej wstawanie z łóżka, a co dopiero wspominać o całodziennym egzystowaniu, gdy warunki za oknem, jej zdaniem, wcale do tego nie zachęcały, a przeciwnie, sprawiały, że człowiek wolałby w ogóle nie ruszać się z domu.
Właśnie, dlatego dziewczyna miała dzisiejszego dnia znakomite samopoczucie. Nawet nie przeszkadzał jej fakt, że jej łóżko, już praktycznie, nie było jej, tylko zajmowały je dwa małe ludki.
Gdy rano podnosiła się ze swojego niewygodnego materacu zauważyła, że przez okno, znów próbują przebić się jasne promienie słońca.
Zbiegła ze schodów i w mgnieniu oka znalazła się w kuchni. Tu, oczywiście cały prym wiodła babcia. Staruszka postawiła wodę na herbatę w ciemnoczerwonym czajniku, a następnie zajęła się smarowaniem, wcześniej przygotowanych kromek chleba.
- Mama juz wyszła? – usłyszała za sobą głos wnuczki.
- Tak – potwierdziła, odwracając się w stronę dziewczyny.
Na jej twarzy, wciąż gościł ten serdeczny uśmiech.
- Wyszła dość wcześnie – wyjaśniła – Jeszcze spałaś, więc nie chciała cię budzić.
Lena posmutniała. Czasami, naprawdę trudno było jej trafić w odpowiedni moment, by móc zobaczyć się jeszcze z mamą, zanim ta wyjdzie do pracy. Te dwie zmiany potrafiły, poważnie przeszkodzić im, w pogłębianiu rodzinnych więzów.
- Usiądź, kochanie – babcia wskazała ręką na jedno z pustych krzeseł.
- Co na śniadanie? – zapytała Lena.
Zawsze czuła się mile zaskoczona kolejnym, kulinarnym dziełem swojej babci. Wciąż było to coś niepowtarzalnego. Staruszka potrafiła ze zwykłego śniadania, na które przygotowywała, całkiem normalne kanapki, zrobić coś niezapomnianego, a przede wszystkim, smacznego.
- Sama zobacz – babcia położyła przed nią swoje specjały.
Lena wytrzeszczyła oczy. Na jej twarzy pojawił sie uśmiech pełen nieudawanego zadowolenia.
- Aż szkoda je zjeść – popatrzyła na babcię.
Rzeczywiście, i tym razem staruszka stanęła na wysokości zadania. Na talerzu widniała mozaika kolorów. Ogromny wybór, aż trudno było się zdecydować. Jednocześnie, szkoda było je w ogóle ruszać. Przecież, jak można było zepsuć takie wspaniałe dzieło sztuki. Nawet argument mówiący, że człowiek czuł się naprawdę głodny, nie mógł być wystarczająco dobry, żeby zakłócić to fantazyjne ułożenie tych plasterków ogórków, pomidorów, szczypiorku, jajek czy rzodkiewek.
Z drugiej strony, aż ciekła ślinka na sam widok. Dlaczego człowiek zawsze musi stawać przed takimi trudnymi wyborami? To, po prostu nieludzkie traktowanie.
- Jedz, moje dziecko – zachęcała babcia, widząc minę Leny, która wyrażała miliony uczuć na raz.
Cóż więcej można było zrobić. Skoro autorka takich przysmaków sama zachęcała, żeby spróbować, trzeba było, po prostu jej posłuchać i się skusić, co zrobiła, już dłużej nie zastanawiając się, Lena.
CZYTASZ
Płomień Krwi
AdventureJej życie od samego początku owiane było tajemnicą, o której nie wiedziała. Wystarczył jeden list i dawne wzajemne porozumienie, aby jej cały świat się odmienił...