12 - Strach

217 5 0
                                    

Kuba podłożył pod głowę zwiniętą poduszkę, ale nadal niezbyt wygodnie czuł się na własnym łóżku. Oparł ją, więc na ramionach, ale to nic nie pomagało. Przez całą noc nie mógł zasnąć, a w umyśle, bez ustanku tłukły mu się wspomnienia poprzedniej nocy, kiedy to usłyszał parę nieprzyjemnych słów zarzutu wobec własnej osoby.

Pierwszy raz doświadczył czegoś takiego. Do tej pory, nikt niczego mu nie zarzucił, dlatego chłopak był przekonany, że jego poczynania są całkowicie właściwe. Po tym, co go wczoraj spotkało, już nie był tego, taki pewien. Owszem, uważał, że Lena, nieco przesadziła z tymi swoimi osądami. W końcu, w ogóle go nie znała, więc jak mogła, tak na niego bezpodstawnie naskoczyć. Mimo wszystko jednak, od tamtej dziwacznej nocy, kiedy to odwiedziła jego pokój, już nie potrafił spokojnie zasnąć.

Lena okazała się bardzo twardym orzechem do zgryzienia. Chłopakowi wydawało się, że sama chroni się jakąś niewidzialną tarczą i nie pozwala się do siebie zbliżyć. Tworzy sztuczny dystans między nimi. Kuba zaczął śmiać się sam do siebie. Dlaczego ona tak się zachowywała? Jaki był w tym jej cel? Przecież to wszystko nie miało sensu. Wiedział, że dziewczyny zawsze prowadzą jakąś grę. Udają niedostępne, wzbraniają się, ale zawsze, bez najmniejszego problemu, udawało mu się je, w jakiś sposób przechytrzyć, przewidzieć ich następny ruch, ale jeśli chodziło o Lenę, sprawa już nie wyglądała, tak prosto.

Chłopak wyciągnął rękę spod głowy i sięgnął po swój zegarek, który leżał nieopodal, na szafce. Wskazówki pokazywały, że było dwadzieścia osiem minut po piątej. Nawet nie wiedział, ile spał, ale nie czuł się w ogóle zmęczony. Odłożył z powrotem czasomierz na szafkę, odsunął kołdrę i energicznie usiadł na łóżku. Oparł łokcie o swoje zgięte kolana i głęboko westchnął, rozglądając się bez celu po wnętrzu swojego pokoju.

Następnie, wstał z posłania i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę łazienki. Każdy jego krok był bardzo powolny, jakby cała energia z niego uszła. Wszedł do niebieskiego wnętrza i wsparł się rękoma o zlew, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo widać było po jego twarzy, jego ostatni, kilkudniowy tryb życia. Wczesne wstawanie i późne wracanie odbiło piętno na jego zmęczonym obliczu.

Odkręcił kurek i z kranu poleciała strużka zimnej wody. Nabrał ją w dłonie i przetarł zmęczone skronie. Następnie zrobił to jeszcze kilkakrotnie i zakręcił kurek, sięgając po ręcznik, który wisiał tuż obok.

Po wytarciu twarzy, znów spojrzał w lustro. Zrozumiał, że w żaden sposób nie uda mu się oszukać zmęczenia i ono nie zniknie z jego oblicza, tak po prostu, w wyniku przemycia za pomocą wody.

Wyszedł z łazienki i z powrotem skierował się w stronę pokoju. Otworzył drzwi balkonowe i wyszedł na zewnątrz. Na wejściu uderzył go poranny chłód. Uśmiechnął się do siebie, blado. Z doświadczenia wiedział, że taka ranna pogoda zwiastowała późniejszy, gorący dzień.

Wrócił do pokoju i zajrzał do szafy. Wyciągnął ciemną sportową koszulkę i ciemną bluzę z kapuzą. Włożył również na siebie wygodne spodnie, które w żaden sposób nie mogły ograniczać jego ruchów. Następnie złapał za swój plecak, którego w ogóle, od tych kilku dni nie rozpakowywał i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Zszedł szybkim, ale cichym krokiem, po krętych schodach na parter i znalazł się na przedpokoju.

Nagle zatrzymał się, jak wryty.

- Ty, durny kocie! – zawołał cicho, gdy tuż pod jego nogami przeleciał szybko czarny, domowy zwierzak.

Następnie wpadł do pokoju, którego drzwi były lekko uchylone, by zniknąć w jego mroku.

Płomień KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz