10 - Konflikty

222 5 0
                                    

- Jak to razem mieszkać? – powtórzyła Lena, gdy ani państwo Kusieccy, ani sam Kuba, nie odpowiedzieli.

Chłopak spuścił nieco głowę, a po jego twarzy, znów zaczął błądzić ten niemrawy uśmieszek. Ta cała sytuacja zaczęła go wyraźnie bawić, co przedstawiało się zupełnie inaczej, w przypadku Leny.

- Kuba przyjeżdża do nas, co roku i mieszka z nami całe lato – zaczęła tłumaczyć, pani Stanisława.

- Jak to? – Lena czuła, że zaraz wybuchnie – Tutaj przyjeżdża? Do domu mojego taty?!

Pan Włodzimierz zaczął niezręcznie się rozglądać. W końcu, przez cały ten czas, wciąż jeszcze znajdowali się na przystanku autobusowym, w miejscu publicznym, gdzie zawsze było mnóstwo ludzi.

Lena wypowiadała każde słowo bardzo głośno i wyraźnie, co spowodowało, że każdy spoglądał w jej stronę zaciekawiony, co się dzieję, a niektórzy, nawet z daleka przystawali.

- Może chodźmy do domu – zarządził spokojnie – To nie jest odpowiedni czas i miejsce, aby o tym rozmawiać.

- Racja – przyznała pani Stanisława – Jakub i ty Włodziu, weźmiecie bagaże.

Obydwaj od razu wykonali polecenie starszej pani i zabrali się za wszystkie pakunki. Kuba wyciągnął rękę, aby wziąć bagaż Leny, ale dziewczyna popatrzyła na niego, jak na najgorszego intruza i, również złapała za ucho swojej torby.

- Poradzę sobie – syknęła.

Chłopak uśmiechnął się niezrażony.

- Nie wydaje mi się – odpowiedział przekornie – Wierz mi, że czeka nas długa droga.

Pani Stanisława w mig zorientowała się w całej sytuacji, w której Lena zaczęła pałać, tak ogromną wrogością do Kuby.

- Leno, rybeńko – oznajmiła – Daj sobie pomóc.

Dziewczyna wyprostowała się i puściła ucho swojej torby. Włożyła plecak i naciągnęła jeszcze ciaśniej, czapkę na głowę.

Droga była, faktycznie, dosyć długa, ale widoki, które roztaczały się wokoło, zupełnie wynagradzały ten mały, niezbyt wygodny szczegół. Lena rozglądała się uradowana. Tutaj naprawdę było bardzo pięknie. Tym bardziej, że pogoda naprawdę dopisywała. Słońce, które znajdowało się wysoko na niebie, roztaczało swe promienie i oświetlało bladą twarz dziewczyny, która, aby mogła cokolwiek zobaczyć, mrużyła oczy.

Dziewczyna zorientowała się, że wielkim marnotrawstwem byłoby uronić, chociaż najmniejszy promyk z tego cudownego słońca, więc zdjęła z głowy swoją czapkę z daszkiem, zapominając zupełnie, że miała rozpuszczone włosy, które tuż przed podróżą pod nią schowała, a które teraz bezwładnie opadły jej na ramiona, nieco przysłaniając równocześnie, twarz.

Odsłoniła ją, jednym, zdecydowanym ruchem ręki i znów zaczęła mrużyć oczy, wpatrując się bezmyślnie w tarczę słońca.

Państwo Kusieccy szli na samym początku całego pochodu, bardzo energicznie, o czymś dyskutując. Lena dreptała kilka kroków za nimi, a Kuba o krok za samą dziewczyną, co chwilę, przyglądając jej się, z mieszanymi uczuciami, które błądziły po jego twarzy.

Po około dwudziestu minutach, pani Stanisława ogłosiła, że już prawie są na miejscu, a Lena znów włożyła swoją czapkę na głowę, zostawiając jednak włosy w ich własnym nieładzie.

Po dłuższej chwili, oczom dziewczyny ukazał się niesamowity widok, który nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, o którym, nawet nie śniła.

Dom jej rodziców.

Płomień KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz