Cisza.
Głucha nieznośna cisza, która wydaje się trwać wieczność.
Lekko drże gdy zaczynam poruszać się do góry. Skrzypnięcie metalu towarzyszy przy każdym nagłym ruchu.
Rozglądam się do okoła rozpaczona.
Kompletnie nic nie pamiętam... nic. Pustka ogarnia mój mózg ze wszystkich możliwych stron. Próbuję się skupić... przypomieć sobie coś... jednak na marne.Liche światło padające niekiedy z drobnych reflektorów umożliwia mi zlokalizowanie w jakiej sytuacji się znajduje. Otaczają mnie pudła mniejsze lub większe. Gdzie niegdzie kartony z papierem, a także koce, poduszki czy leżaki.
Powoli odzyskuję wszystkie zmysły. Do mojego nosa dociera nieprzyjemny zapach ztęchłego, zakurzonego powietrza. Kilka razy kaszlę.
Nagle krata w której się znajduję zaczyna jechać szybciej, a nieznośne odgłosy stają się coraz bardziej donośne.
Miejsce w którym się znajduje dygocze pod wpływem szybkości z jaką się porusza.
Moje oczy zaczynają się wypełniać łazami, a ciszy szloch jest tłumiony przez zgrzyt metalu.
Nagle wybucham niekontrolowanym płaczem. Szlocham głośno.
-Pomocy.-próbuję krzyknąć, jednak udaje mi się wydobyć z siebie cichy jęk.-Proszę, pomóżcie mi.
Jednak nic się nie dzieje.
Winda jedynie przyśpiesza.Gdy nagle gwałtownie się zatrzymuje, wydobywam z siebie guchy krzyk. Krzyk który tylko ja słyszę.
I znowu zapada zmrok, a cisza ogarnia całą powierznie na której się znajduję. Po chwili wszystko oświetla czerwona, migocząca lampka.
Przejeżdżam ręką po twarzy. Jednak napotykam przeszkodę, jaką są okulary, które spoczywają na moim nosie. Poprawiam je, po czym przejeżam ręką po mokrych polikach by je wytrzeć. W bladym świetle udaje mi się dostrzec że mam na sobie różową bluzę, a na nogach prawdopodobnie czarne spodnie.
Głośny grzmot powoduje że patrzę w górę. Przez małą szcelinę wpada światło. Zakrywam oczy ręką. W tym samym czasie szczelina zaczyna się powiększać, aż w końcu przestaje.
Patrzę w górę i widzę tylko oślepiające światło. Dopiero po jakiś kilku sekundach zaczynam dostrzegać sylwetki. Dyżo sylwetek. A także udaje mi się usłyszeć ciche szmery.Metalowe klaty nademną się otwierają, a moim oczom ukazuje się niewysoki blondyn.
-Cześć, jestem Newt.-łapie mnie za ręce i stawia do pionu.-Witamy w Strefie.-uśmiecha się ciepło, jednak jego oczy pokazują coś czego się nie podziewałam. Widać w nich żal, współczucie i zdziwienie.
Otwieram buzię by coś powiedzieć, jednak po chwili ją zamykam, by po kilku sekundach znów ją otworzyć i ponownie zamknąć.
-Spokojnie.-przyjacielko pociera moje ramię.-Nikt nic nie pamięta, a imię przypomnisz sobie za niedługo.
Kiwam głową.
-Pomóżcie jej.-chłopak zwraca się do reszty zebranych.
Jeden wysoki blondyn, który stoi najbiżej wyciąga do mnie rękę, którą ujmuje i wydostaje się z windy. A zaraz po mnie wychodzi z niej Newt.
Rozglądam się do okoła. Widzę jedynie chłopców, samych chłopców, co najmniej z pięćdziesiątke
Wszyscy przyglądają mi się, lustrują moją sylwetkę jakby pierwszy raz widzieli dziewczynę.
Choć... skąd wiesz?
Patrzę w stronę blondyna który przedstawił mi się jako pierwszy. Szepcze coś z innym czarnoskórym chlopakiem. Oboje patrzą na mnie...zdumieni? Zdziwieni? Z niedowierzeniem?
Po chwili Newt kiwa głową w stronę kolegi i podchodzi do mnie.
-Głodna?-pyta.
-Nie, dziękuję.-odpowiadam cicho.-Czuję się pełna.Chłopak patrzy na mnie czujnie. I po chwili przemawia.
-W takim razie zaprowadzę cię do Bazy, wydajesz się wykończona.Fakt, oczy same mi się zamykają, na dodatek czuje że lekko mnie szczypią.
Kiwam głową ma znak że się zgadzam.
-W taki razie.-Newt podskakuje wesoło.-Chdźmy!
W czasie drogi milczę. Od czasu do czasu wydobywam z siebie ciche parskniecie śmiechem lub krótką odpowiedź.
Oglądam miejsce w którym się znajduje. Jest to plac zieleni. Gdzie niegdzie znajdują się budynki, a także uprawy rolne. Lecz większa powierznia jest pokryta gęsto polanami i lasami.
Zatrzymujemy się przed dużą drewnianą budowlą.
-Em...-chłopak przemówił.-Nie zdziw się, ale jesteś tu jedyną dziewczyną...
-Zdążyłam już to zauważyć.-śmieje się cicho pod nosem, a Newt posyła mi miły uśmiech.
-W każdym bądź razie.-kontynułuje.-Będziesz mieszkała tu. W Bazie. Jest to miejsce gdzie sypiają osoby na wyższym szczeblu, takie jak opiekunowie, przywódca i inni ważn1iacy znajdujących się na tym terenie. Dla bezpieczeństwa... przed streferami będziesz mieszkać tu z nami.
-Okej.-uśmiecham się.-Streferzy są aż tak źli?
-Nie, skądże.-odpowiada bez zastanowienia.-Ale poprostu... żebyś się niczego nie obawiała. Oni nic by ci nie zrobili. Spokojnie. Wszyscy są tu pokojowo nastawieni.
Kiwam głową.
-W takim razie zapraszam.-otwiera drzwi i robi zachęcający gest ręką.Udajemy się schodami do góry. Na pierwsze piętro. Wszystko jest zrobione z drewna. Cicho przechodzimy przez korytarz i zatrzymujemy się przy beżowych drzwiach.
Blondyn otwiera drzwi i wpuszcza mnie pierwszą so środka.Bacznie lustruje pokój. Łóżko, szfka nocna, komoda, biurko, krzesło, lustro i kilka książek.
Pokój wygląda przytulnie. Moją uwagę przykuwają kwiaty położone na szafce nocnej. Białe kwiaty, kilka białych kwiatów.Biorę jeden w ręce i powoli obracam go w opuszkach palców.
Przedemną pojawia się obraz.
Siedzę na krześle i patrzę na kobietę, która siedzi naprzeciwko mnie. Bezdziwięcznoe otwiera buzie, a ja tylko kiwam głową. Widać, że jestwm spięta, zestresowana.
-Rebecko...-to jedyne słowo jakie udaje mi się usłyszeć.
Imię twj dziewczynki. Moje imię.
-Rebecko...DRESZCZ jest dobry.-kobieta kładzie rękę na moim ramieniu.Rzucam kwiatkiem na komodę.
-Rebecka.-udajw mi się wydobyć z siebie jakiś dźwięk i patrzę na blondyna.-Rebecka to moje imię.-W takim razie...-chłopak wydaje się ucieszony tym faktem.-Rebecko.-podkreśla wypowiedziane słowo.-Witamy w Strefie.
CZYTASZ
Memory || TMR
FanfictionStrach, pustka, nienawiść. Nie ma rodzin, nie ma domów, nie ma świata. Rebecka, trafia do labiryntu i za wszelką cenę chce z tamtą wyjść. Poznaje nowe osoby, które są dla niej ważne, bo tylko na nich może polegać. Przypomina sobie przeszłość, którą...